13. "A tej co?"

5.4K 210 11
                                    

Przebrałam się na w-f i weszłam na salę. Chciałam dziś poćwiczyć. Po prostu nosiło mną przed akcją, którą zrobię jutro.

Poczułam taki nagły przypływ energii, dreszczyk emocji?

Ustawiłam się w rzędzie i uśmiechnęłam. Jako jedyna dziewczyna byłam w legginsach i zwykłej koszulce. Włosy miałam związane w niechlujnego koka. To tylko w-f, a nie pokaz mody. Reszta dziewczyn chyba jednak zrozumiała to inaczej, ponieważ miały krótkie, obcisłe spodenki i bluzki w których było im widać dekolt. Były też dziewczyny ubrane podobnie do mnie, lecz było ich mało. Nic na to nie poradzę, że się wyróżniałyśmy. W sensie, dla tych dziewczyn "skąpo" ubranych byłam zapewne porażką, ale mało mnie to obchodziło. Z tego co zauważyłam, to Nicole i Cara zaprzyjaźniły się z Katlin i tą paczką "sławnych". Mimo wszystko cieszę się, że tak szybko spadłam z tej pozycji. Teraz każdy ma mnie po prostu za "kujona" od którego można ściągać na lekcji lub zwykłego, nudnego człowieka.

Walnęłam się z otwartej dłoni w czoło i pobiegłam za dziewczynami, które się już rozgrzewały. No tak, przecież mamy w-f z chłopakami. Zaraz przyjdą i muszą zobaczyć jak one się rozciągają, a bardziej co i która ma większe.

Gdy robiły skłony, a chłopaki weszli, ja oparłam się o drabinki i zaczęłam śmiać. Serio, wiedziałam, że tak będzie.

-Hej! -krzyknął jeden z chłopaków. -A tej co? -zapytał, patrząc na mnie.

-Cieszy się z życia. -odpowiedział drugi.

Nie do końca, ale okej.

Rozejrzałam się po sali, nadal głośno śmiejąc. Gdy natrafiłam na wzrok farbowanej blondi, wybuchnęłam jeszcze większym śmiechem.

-Okej, Evans, wszystko z tobą okej? -zapytał trener.

-Taa..k. -powiedziałam, opanowując śmiech. Jednak nie wyszło mi to. Znów zaczęłam się smiać. Przypomniałam sobie, że jestem na lekcji.

O, jak miło. Bardzo w porę.

-Oh, no co się tak patrzycie? -zapytałam, powstrzymując śmiech. -Rozgrzewkę proszę, porządną. -znów się zaśmiałam, mimo, że nie jestem już kapitanem drużyny. Po śmierci Emi, zadzwoniłam do trenera i powiedziałam mu o co chodzi, a także, że potrzebuję czasu. I chyba nie chcę być kapitanem. Nie dla mnie taka rola. Lubię grać w siatkówkę, nogę, kosza.. Ogólnie lubię, a nawet bardzo lubię
w-f, ale na kapitana się nie nadaje. Po co, skoro wtedy każdy uważa cię za taką "łatwą", "głupią", "zadufaną w sobie"?

Wolę wersję siebie, w której chodzę w wygodnych dresach, legginsach, spodniach które MI się podobają, to samo z bluzkami i koszulkami. Lubię, gdy nie muszę się przystosować do reszty. Nie przejmować się ich opinią.

-Hej, co cię tak rozśmieszyło? -zapytał mnie Niall. Jest wysportowany, ale nie za bardzo, ma blond włosy i ciemne oczy, dzięki czemu wygląda świetnie. Jednak on jest zaliczany do grupy nudnych osób, tak samo jak ja. Nie czas zawierać nowe znajomości..

-Powiem Ci może kiedyś. -uśmiechnęłam się.

-Kiedyś, jakby..? -zaczął zmieszany.

-Jakby, nigdy. -uśmiechnęłam się i ruszyłam na ławkę. Usiadłam i zawiązałam buta.

Naprawdę nie chciałam być nie miła ale no to nie pora i miejsce na takie rozmowy. Z drugiej strony zachowałam się jak głupia pipa. Muszę go przeprosić.

Wstałam z ławki i ruszyłam do trenera, który robił nam składy.

-Hej! Chcę być z nimi. -powiedziałam, wskazując na grupę osób, która była "normalnie" ubrana, w której był również Niall.

Grupa szybko przyjęła mnie. W trakcie gry przeprosiłam chłopaka i powiedziałam mu dlaczego wybuchnęłam śmiechem.

Dobra, to nic nie zmieniło. I tak nie chcę teraz nikogo poznawać, ani się z nim przyjaźnić.

Podczas gdy bawiliśmy się świetnie. Jakoś się zgrywaliśmy, każdy wiedział co i jak, a co najważniejsze nie chciał się popisać tylko dobrze bawić.

Po lekcji ruszyłam do szatni.

-Mademoiselle? -zapytał mnie głos z tyłu. Nawet nie odwracając się ruszyłam do szatni. Szybko przebrałam się w szare dresy, białą koszulkę i narzuciłam na siebie bluzę. Napiłam się wody i zawiązałam sznurówki. Z torby wyjęłam zeszyt i długopis. Otworzyłam na przypadkowej stronie. Uśmiechnęłam się widząc moje bazgroły. Przekręciłam kilka kartek dalej i zobaczyłam pustą stronę. Trzeba to zmienić.

Wzięłam torbę, zawiesiłam ją na ramieniu i wyszłam. Spuściłam wzrok, jednak widziałam cały korytarz. Usiadłam na parapecie, blisko klasy. Wzięłam do ręki długopis i chwilę później kreśliłam nieznane mi dotąd wzorki. Narysowałam kółko. Później z niego wychodziły listki. Jakby, powstawanie kwiata. Na koniec wycieniowałam go ładnie i był gotowy. Narysowałam nad nim chmurę i krople deszczu z niej padające.

-Nie powinnaś być na lekcji? -zapytała mnie Pani Agnes.

Spojrzałam na nią, później na korytarze i uświadomiłam sobie, że był już dzwonek.

-Przepraszam, zasiedziałam się. -powiedziałam, a kobieta uśmiechnęła się.

Jak widać, etap dogryzania mamy już za sobą.

Zeszłam z parapetu i poszłam do klasy. Otworzyłam drzwi.

-Dzień dobry, przepraszam za spóźnienie. -wypowiedziałam formułkę i poszłam na swoje miejsce, w ostatniej ławce od ściany.

-Nie szkodzi, Rose. Co się stało, że się spóźniłaś? -uniosła brew. Dlatego lubię tę nauczycielkę. Nie wtrąca nosa w nie swoje sprawy, ale próbuje zawsze delikatnie wyjaśnić sytuację.

-Zasiedziałam się. -uśmiechnęłam się sztucznie.

Reszta lekcji minęła na oglądaniu jakiegoś filmu, którego nie oglądałam. Zdążyłam zrobić całą stronę w zeszycie.

Po histori mieliśmy mieć jeszcze matematykę. Na niej również się nudziłam. Powtarzaliśmy twierdzenie pitagorasa i nawet się wczułam, bo dostałam piątkę za aktywność. Dużo razy pochodziłam do tablicy wykonać jakieś zadanie, którego klasa nie rozumiała.

Pani była że mnie dumna, ale czy to jest ważne? Chwilowy zachwyt twoją osobą, gdy kiedyś najchętniej wysłałaby mnie do dyrektora i miała gdzieś? Oh, nie potrzebuję łaski i teraz.

Po skończonej lekcji, zostawiłam książki i wzięłam strój. Przydałoby się go oprać. Ruszyłam do szatni i przebrałam buty. Ubrałam kurtkę, wzięłam torbę i wyszłam na dwór. Szybko poszłam na przystanek, żeby zdążyć. Długo czekać nie musiałam. Wsiadłam i dałam miesięczny bilet do kontroli, a potem znalazłam sobie wolne miejsce, moje ulubione, z ogrzewanymi siedzeniami.

W drodze do domu słuchałam muzyki i patrzyłam na zmieniające się widoki za oknem. Śnieg już topniał. Teraz była raczej chlapa. Przyszła mi wiadomość, więc spojrzałam na telefon.

Od mama: Hej kochanie, mam chłopaka i nie przyjadę na święta, poradź sobie sama. Wyślę Ci o dwa tysiące więcej.

Oh, pierdol się.

O tym właśnie mówiłam. Ktoś się przejmuje na chwilkę. Pisała ostatnio do mnie trzy tygodnie temu? Więcej? A teraz piszę, że nie przyjedzie na święta, które będą za ponad miesiąc. Jak widać nie ma zamiaru się ze mną do tego czasu kontaktować. Dobrze, ze w ogóle o mnie pamięta. Wyczujcie ten sarkazm. Pamięta - chyba raczej pisze, bo musi. Niech sobie spędza święta że swoim pożal się Boże, chłopakiem.

Ten dzień zapowiadał się fajnie, ale jak zawsze coś się spierdoliło.

_______________________________________
Jest kolejny!
Jak myślicie, jaki plan ma Rose co do nauczycielki? Co do wszystkiego?

To znowu Ty [ZAKOŃCZONA]Where stories live. Discover now