53. "Może on mnie jeszcze kocha?"

4.2K 211 187
                                    

Minął tydzień a mój stan zdrowia. Cóż. Nie będę owijać w bawełnę. Jest źle. Co do tego, kto wie o chorobie to nic się nie zmieniło. W dalszym ciągu tylko Charlie i kazałam mu nie mówić nikomu.

Kolejny temat- mój ojciec. Otóż, dzwonił, wtedy odezwałam się ja i podziękowałam za piękne życie. Tak, czujecie ten sarkazm.

Rozmowa

-Halo? -odebrałam.

-Dzień dobry, mieliśmy się spotkać, ale nie stawił się Pan na spotkaniu. -powiedział chłodno. Chyba mnie nie poznał.

-Wiesz, tatusiu, zaaranżowałam to, żeby dowiedzieć się czy jesteś moim ojcem, ale teraz mam to gdzieś, jak i wszystko inne. Tak więc, możesz się rozłączyć jak zawsze i zapomnieć. -powiedziałam na jednym wdechu i westchnęłam. Było ciężko, ale skoro on się nie starał niczego naprawić, to ja tym bardziej nie będę. Poza tym, niedługo już i tak może mnie tu nie być, więc no...

-Ale.. -zaczął, ale tym razem to ja rozłączyłam się, tak jak on kiedyś.

Wzdrygnęłam się na to wspomnienie. Ugh. Wstałam z łóżka. Zakręciło mi się w głowie, ale zignorowałam to. Poszłam do łazienki gdzie przemyłam twarz wodą i spojrzałam na siebie w lustrze.

-Jak ja wyglądam? -zapytałam sama siebie. Cała blada, wory pod oczami, schudłam i ogólnie jakoś tak zmarniałam. Usłyszałam dzwonek do drzwi. -Cokolwiek. -parsknęłam na swój widok.

Zeszłam na dół i otworzyłam drzwi.

-Zwariowałaś?! -zapytał Chris, którego ignorowałam cały ten czas. Cały tydzień. Pisał, dzwonił, a nawet nachodził mnie w domu, ale go zbywałam.

-Nie mam czasu. -powiedziałam jak zawsze i chciałam zamknąć drzwi, ale chłopak szybko wszedł do środka,  przyciskając mnie do ściany obok.

-Masz czas, do cholery.

-Jak tam ciąża Nicole? Wszystko w porządku? -zapytałam, jak gdyby nigdy nic.

-Tak, znaczy nie mówiła mi nic, ale nie o tym mieliśmy rozmawiać. -warknął, patrząc w moje oczy.

Ewidentnie biło od niego zimnem. Huh, mam tak samo, odkąd zignorowałam ludzi i siedzę w domu.

-Nie przypominam sobie, żebyśmy byli umówieni. -parsknęłam. -Ale czekaj, sprawdzę w kalendarzu. -znowu się zaśmiałam.

-Nie żartuj. Ignorujesz mnie równiutki tydzień. -powiedział.

-Wydaje ci się. Mógłbyś mnie puścić? -zapytałam, ale nie ruszył się. -Tak dotykać, to sobie możesz swoją Nicole, ale nie mnie, do jasnej kaczki. -powiedziałam i spróbowałam go od siebie odepchnąć.

-Dlaczego stałaś się taka?

-Taka to znaczy jaka? -mruknęłam, idąc po sok, gdy już mnie puścił. -Picia? -zapytałam, ignorując to, że nie odpowiedział na moje pytanie.

-Zimna. -powiedział, odpowiadając na moje pytanie, po czym sam podszedł i wyjął dwie szklanki. Skubaniec.

Wyjęłam sok malinowy i wlałam go trochę, później dolewając wody, by go rozrobić. Wzięłam do rąk szklankę.

-Nie tylko ty się zmieniłeś. -uśmiechnęłam się sztucznie po czym przystawiłam naczynie do ust i po chwili odstawiłam opróżnioną już szklankę. -Coś jeszcze?

-Nie zostawię tak tego. I ty też nie. -powiedział, a ja prychnęłam. Ja już dawno to zostawiłam w spokoju. Wszystko.

Pomijając fakt, że nie wiem nawet ile mi zostało czasu.

To znowu Ty [ZAKOŃCZONA]Where stories live. Discover now