Rozdział 2

4K 193 14
                                    

Lauren POV

Pierwszą lekcją była matematyka, na którą ledwo zdążyłam, a nauczycielka strasznie nie lubiła jak ktoś się spóźnia na jej przedmiot. Na szczęście matma nigdy nie sprawiała mi większych problemów, więc nie musiałam się martwić, nawet jeśli wzięłaby mnie do odpowiedzi. Kiedy dotarłam pod klasę reszta właśnie wchodziła do sali, szybko więc przecisnęłam się między grupką uczniów i usiadłam na swoim ulubionym miejscu z tyłu klasy.

***

Kolejne lekcje minęły nudno jak zawsze i zaczęła się właśnie długa przerwa obiadowa, która była ulubioną porą wszystkich uczniów, moją pewnie też, gdybym tylko miała z kim ją spędzić.

Sięgnęłam do kieszeni i wyciągnęłam z niej słuchawki, z których chwilę później dotarła do moich uszu melodia jednej z moich ulubionych piosenek. Szybkim krokiem weszłam do stołówki biorąc tace z jedzeniem i zajmując miejsce przy wolnym stoliku. Cały czas byłam pogrążona w swoim świecie, gdzie istniałam tylko ja i moja ukochana muzyka.

Gdy podniosłam wzrok, zobaczyłam dwóch chłopaków z ostatniej klasy, którzy dręczyli jakiegoś dzieciaka. Odwróciłam wzrok, żeby na to nie patrzeć. To nie moja sprawa, wolę się nie mieszać. Ze mną kiedyś też próbowali, ale mimo, że może wyglądam żałośnie siedząc tu sama, to nie jestem słaba i nie dam sobą pomiatać. Ja po prostu nie ufam ludziom, nie chcę się do kogoś zbliżyć, żeby później to wykorzystał przeciwko mnie. Tak jest lepiej. Jeśli nikt mnie nie zna, nie może mnie zranić i po prostu mam spokój. Mogę tu siedzieć i nikomu nie przeszkadzam.

***

Gdy skończyłam jeść, odezwał się mój nałóg i poczułam, że natychmiast muszę iść na szluga. Założyłam więc z powrotem swoją kurtkę i wyszłam z budynku, kierując się na tyły, do stałego miejsca palaczy. Na miejscu była już spora grupka uczniów. Palarnia była właściwie jedynym miejscem, gdzie pozwalałam sobie na krótkie niezobowiązujące pogawędki. Jednak dzisiaj nie miałam na to najmniejszej ochoty. Wyciągnęłam jednego papierosa i przeszłam dalej, opierając się o drzewo i oddalając na wystarczający dystans od pozostałej grupki. Mogłam się teraz w samotności cieszyć tą przyjemnością. Dla osób które nigdy nie paliły, było to nie zrozumiałe, ale kochałam ten moment, gdy zaciągałam się, a następnie wydychałam trujący dym ze swoich ust, obserwując szarą chmurkę tworząc się przede mną. Nie do końca wiedziałam dlaczego, ale z pewnością było to coś bez czego nie wyobrażałam sobie już dnia, jedyna chwila zapomnienia na tym parszywym świecie.

- Jauregui, co jest? Dlaczego stoisz tu sama? - Zapytał Zayn, jeden z moich „kumpli od palenia", pochodząc do mnie również z papierosem w dłoni.

- Sorry Zayn, mam dzisiaj podły nastrój, nie mam ochoty na pogawędki - powiedziałam swoim zachrypniętym głosem, który jeszcze się wzmocnił od palenia, nie przejmując się zupełnie co sobie o mnie pomyśli. Prawda jest taka, że nie zależało mi na tym czy chłopak i jego kumple będą mnie lubić czy nie. Trzymałam się z nimi tylko czasami, gdy miałam ochotę. Czasami pożyczał mi szluga, lub dał ognia, jeśli nie miałam nic przy sobie, ale poza tym mnie nie obchodził. Na pewno w tej chwili nie miałam najmniejszej ochoty na rozmowę z nim.

- Rozumiem Jauregui, pierwszy dzień w tej budzie nigdy nie może należeć do udanych, ale nie przesadzaj. Trzeba to jakoś przeżyć, mam rację? - Odezwał się czarnowłosy, zupełnie nic sobie nie robiąc z mojego wrogiego nastawienia.

- Czego chcesz Zayn? Mówiłam, żebyś się dzisiaj ode mnie odwalił - powiedziałam jeszcze mniej przyjemnym tonem.

- Luz Jaguar, chciałem tylko być miły i pogadać - powiedział, podnosząc ręce w obronnym geście, a ja tylko przewróciłam oczami, cicho wzdychając. Koleś naprawdę mnie wkurwiał. Czy on serio nie widzi, że nie mam teraz ochoty na pogawędki? Najchętniej uciekłabym już z tego miejsca i wróciła do domu. Ale właściwie nie czeka mnie tam nic ciekawszego, więc równie dobrze mogę zostać tutaj...

Zaciągnęłam się ostatni raz tą piękną trucizną i upuściłam niedopałek na ziemie, gasząc go swoim butem. Odepchnęłam Zayna ręką i wróciłam do środka, zmierzając na kolejną lekcję.

Camila POV

Gdy mama odwiozła mnie pod szkołę, wysiadłam z samochodu, zabierając ze sobą swój plecak. Widząc ogromny budynek przed sobą, oniemiałam. Jak ja się tu odnajdę? Jak ja znajdę odpowiednią salę? Nie mam pojęcia. Nauka w domu kompletnie nie przygotowała mnie do tej sytuacji. Nigdy nie miałam prawdziwych przyjaciół i nie wiem, czy będę w ogóle wiedziała jak się zachować wśród rówieśników.

Powolnym krokiem powędrowałam do środka budynku. Tam było jeszcze gorzej, na korytarzu był straszny tłok, wszędzie znajdowali się uczniowie, przepychający się z jednego końca pomieszczenia na drugi. Każdy się śpieszył, ponieważ do dzwonka na pierwszą lekcję zostało już niewiele czasu.

Nie miałam pojęcia w którą stronę powinnam się teraz udać, a czas mnie gonił, nie chciałam się spóźnić już pierwszego dnia i wejść do klasy, gdy wszyscy siedząc w ławkach będą mnie obserwować z zaciekawieniem.

Gdy wreszcie udało mi się dotrzeć pod klasę, nikogo już pod nią nie było. Pech chciał, że musiałam tam teraz wejść i tym samy spełniła się moja wizja, do której tak nie chciałam dopuścić. Wzięłam więc głęboki oddech i zapukałam w drzwi od razu wchodząc do klasy.

- Dzień dobry, przepraszam za spóźnienie, nie mogłam znaleźć klasy - powiedziałam, uśmiechając się grzecznie do nauczycielki, która zaczęła już lekcję. Starałam się przy tym nie zwracać uwagi na pozostałych uczniów i siadłam w ostatniej wolnej ławce, która niestety znajdowała się w pierwszym rzędzie na środku. Po prostu super, kocham siedzieć w pierwszym rzędzie. Czułam się tam strasznie nie swojo i miałam wrażenie, że wszyscy mnie obserwują, ale może tylko mi się zdawało i po prostu odezwała się moja mała paranoja.

- Nic się nie stało, ty pewnie jesteś Karla Cabello - stwierdziła nauczycielka, czytając moje imię z dziennika. Poczułam rumieńce na twarzy, nie cierpiałam swojego pierwszego imienia. Teraz albo nigdy.

- Właściwie, wolałabym używać mojego drugiego imienia, Camila - wyjaśniłam, delikatnie się uśmiechając do młodej nauczycielki.

- Oczywiście, jeśli tak wolisz. Teraz możemy przejść do kolejnego punktu naszej lekcji.

Wyjęłam zeszyt z mojego plecaka i zajęłam się notowanie, zawsze dosyć dobrze się uczyłam, a rodzice powtarzali mi, że gdy pójdę do szkoły, muszę mieć jak najlepsze oceany, aby nie przynieść im wstydu i dostać stypendium, które pokryje wydatki na moją edukację. Zawsze starałam się jak mogłam, żeby byli ze mnie dumni i mam wrażenie, że im to nigdy nie wystarczało.

Ojciec i tak głównie skupiał się na swojej pracy i nie było go całymi dniami w domu. Mama natomiast rzuciła swoją dosyć obiecującą posadę, aby go wspierać w karierze i od tego czasu pracowała w domu, poświęcając swój czas na obowiązki domowe i zapewnienie mi dobrej edukacji. Z resztą skoro przeprowadzaliśmy się średnio raz w roku, nie miała więcej możliwości podjęcia zwykłej pracy. Pewnie nie zdecydowaliby się na takie rozwiązanie, gdyby tata nie zarabiał wystarczająco dobrze, aby nas utrzymać. Jednak nie ukrywam, że miałam już dość takiego życia i naprawdę wierzyłam w obietnice rodziców, że zostaniemy w Miami na dłużej.

Z jednej strony cieszyłam się, że miałam wreszcie szansę stać się normalną nastolatką i chodzić do szkoły, ale z drugiej strony trochę mnie to przerażało. To co mogłoby się wydać zwyczajne dla każdego dzieciaka w Ameryce, dla mnie było zupełnie nowym doświadczeniem.

***

Pierwsze lekcje zleciały dosyć szybko, jednak byłam zbyt nieśmiała i zagubiona, żeby do kogoś zagadać. Może uda się następnym razem. Właśnie zmierzałam na stołówkę pierwszy raz w swoim życiu. Jeszcze nigdy nie widziałam czegoś takiego na żywo, ale nie różniło się to właściwie niczym od tego co widziałam w filmach. Gdy wybrałam już coś do jedzenia, szukałam jakiegoś miejsca, aby gdzieś usiąść. Mój wzrok przykuła dziewczyna o ciemnych, zmierzwionych włosach, która siedziała sama przy swoim stoliku, słuchają muzyki. Jednak po namyśle zabrakło mi odwagi i stwierdziłam, że nie wygląda jakby chciała, aby ktoś jej przeszkadzał. W rogu sali dostrzegłam ostatni wolny stolik, podeszłam tam szybkim krokiem, aby nikt mi go nie zajął i usiadłam, ciesząc się swoim lunchem w samotności.

___
W prezencie dodaję drugi rozdział, bo pierwszy był dosyć krótki, więc jeśli ktoś jeszcze nie śpi to ma 😉




The only exception - Camren ff Where stories live. Discover now