Rozdział 44

2.1K 133 12
                                    

Camila POV

Cały tydzień minął dosyć burzliwie, urozmaicony w różne wydarzenie. Szczerze mówiąc już zaczynałam wątpić, że ja i Lauren możemy doczekać się kilku dni bez żadnych przygód. Tak czy inaczej była sobota, a pod mój dom właśnie podjechała Dinah. Jak się okazało, w samochodzie czekała również Ally, razem pojechałyśmy do Lauren, aby spędzić razem czas i trochę się odstresować. Obie dziewczyny przez całą drogę gadały ze sobą w najlepsze, ja natomiast prawie się nie odzywałam, byłam pogrążona w swoich myślach i nieco wyłączyłam się z toczącej się dyskusji.

- Co ty taka markotna, nie cieszysz się, że zaraz zobaczysz swoją dziewczynę? - Zagadała mnie Dinah.

- Tak, cieszę się – powiedziałam tylko i wysiadłam z samochodu, ponieważ blondynka, właśnie zaparkowała na podjeździe.

Praktycznie natychmiast, gdy zapukałam w drzwi one się otworzyły, a w nich stanęła moja przepiękna brunetka o hipnotyzujących i radosnych oczach, który miały w tym świetle jasny, delikatny odcień. Nie czekając dłużej przyciągnęłam ją do siebie i złączyłam nasze usta, pragnęłam jej bliskości, tak samo jak ona. Gdy tylko się do niej zbliżyłam, Lauren również przyciągnęła mnie do siebie, chwytając zdecydowanie moje biodra i od razu oddając pocałunek.

- Dobra, starczy tego, chce mi się już wymiotować – powiedziała zniesmaczona Dinah, przepychając się koło nas i wchodząc do domu.

- Obu wam przyda się woda święcona – odezwała się Ally.

Lauren tylko uśmiechnęła się niegrzecznie, w jej oczach widziałam ten znajomy błysk pożądania, ja natomiast byłam nieco zawstydzona całą sytuacją i poczułam, jak pieką mnie policzki.

- Już ci się poprawił humor Chancho? – Zapytała mnie Dinah, gdy usiadłyśmy w salonie.

- Dlaczego? Coś się stało? – Zareagowała zielonooka, zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć.

- Nie wiem, całą drogę była jakaś markotna.

- To prawda, wyglądasz jakby coś cię trapiło – zgodziła się z nią Ally.

- Camz, powiedz co się dzieje – poprosiła zielonooka, siadając obok mnie i biorąc moją rękę w swoje.

- Dziewczyny przesadzają – zaprzeczyłam, ale Lauren byłą nieugięta, nie dała się zwieść i cały czas przyglądała się mojej twarzy, czekając na wyjaśnienia. Nie musiała nawet mnie prosić, to wystarczyło, abym się ugięła.

- Mój tata nie zgodził się na przeniesienie, ale musi wyjechać na kilka tygodni do pracy, ponieważ nie znaleźli nikogo innego na zastępstwo. Czuję się winna, to wszystko dlatego, że nie chciał nas obciążać kolejną przeprowadzką. Teraz będziemy daleko od siebie i nie jestem pewna, czy uda mu się wrócić do nas na święta.

- To nie twoja wina, przecież to tylko kilka tygodni, znając twojego tatę postara się ze wszystkich sił, aby wrócić przed świętami – pocieszyła mnie Lauren.

- To nie zmienia faktu, że to przeze mnie.

- Nie mów tak, myślę, że twoi rodzice także maja dosyć przeprowadzek, chcą ci zapewnić stabilną przyszłość, zrobią dla ciebie wszystko.

- Pewnie masz rację – powiedziałam, nie do końca przekonana.

- Nie martw się Mila, czas szybko zleci, zaraz święta i na pewno spędzicie je razem – dołączyła się Ally.

- Laski powiedzcie mi lepiej, jakie mamy plany a sylwestra? – Zapytała podekscytowana Dinah.

- Mój tata wyjeżdża po świętach do Nowego Jorku – odezwała się Lauren, a ja popatrzyłam na nią zmieszana, dlaczego nic mi nie powiedziała?

The only exception - Camren ff Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz