Rozdział 10

2.7K 151 3
                                    


Camila POV

Szłyśmy już tak kilka minut w zupełnej ciszy, gdy nagle brunetka się odezwała, wyrywając mnie z zamyślenia.

- Mówiłaś, że nie znasz dobrze miasta, skąd pochodzisz?

- O, to długa historia. Urodziłam się na Kubie, stamtąd pochodzi moja mama, tata jest za to Meksykaninem, ale kiedy skończyłam sześć lat tata dostał nową dobrze płatna pracę i od tego czasu co chwilę się przeprowadzamy, podróżujemy z jednego miejsca na drugie.

- Jesteś Kubanką? – Zdziwiła się Lauren.

- Tak.

- Ja też – powiedziała ucieszona.

- Domyśliłam się po nazwisku – powiedziałam szczerze – ale jak na Kubankę, masz strasznie bladą karnacje.

- Wiem, każdy mi to powtarza – przyznała. – Ja nigdy nie byłam na Kubie, wychowałam się tu w Miami, moim marzeniem jest polecieć kiedyś do Havany.

- Tak, to piękne miejsce, chociaż muszę przyznać, że byłam wtedy dosyć mała i już niewiele pamiętam.

- Poczekaj, to jak się nazywasz? Ty znasz już moje nazwisko, właściwie sama nie wiem skąd – zapytała, uśmiechając się do mnie.

- Karla Camila Cabello. A co do ciebie... Ten chłopak na palarni, wołał cię Jauregui.

- A tak, Zayn, zapomniałam o tym – powiedziała lekko zakłopotana. – Oni lubią mnie wołać po nazwisku, sama nie wiem dlaczego. Już się do tego przyzwyczaiłam.

- A szkoda, bo masz piękne imię – no nie Camila, czy ty naprawdę powiedziałaś to na głos? Chciałabym teraz przyłożyć sobie w twarz, albo zapaść się pod ziemię ze wstydu.

- Dzięki, ale Camila podoba mi się bardziej – powiedziała, uśmiechając się do mnie cwaniacko i puszczając mi oczko, a ja od razu spaliła buraka. Dobrze, że na zewnątrz było już ciemno, więc miałam nadzieję, że Lauren tego nie zauważyła.

- Dobra, zapraszam cię do środka, muszę wziąć kluczyki od auta – podniosłam głowę i zobaczyłam przed sobą niewielki, ale ładny domek. Nawet nie wiem, kiedy doszłyśmy na miejsce.

- Nie chcę robić kłopotu. Poczekam tutaj.

- To żaden kłopot. Nikogo nie ma w domu. Z resztą powinnaś coś zjeść, pewnie nie jadłaś parę godzin – powiedziała i chwycił mnie za rękę ciągnąc w stronę domu.

- Twoi rodzice nie będą źli, że mnie zaprosiłaś? – Dopytywałam dalej.

- Mieszkam tylko z tatą, a obiad ugotowałam sama, więc mogę poczęstować kogo chcę – powiedziała bez emocji, ciągnąc mnie prosto do kuchni.

Odsunęła mi krzesło przy stole, na którym szybko siadłam, czując, że i tak mnie z stąd nie wypuści, jeśli nawet się jej sprzeciwie. I tak naprawdę chyba nie chciałam się kłócić, czułam się dobrze w jej towarzystwie, bezpiecznie.

Lauren wyciągnęła jakiś garnek z lodówki i już chwilę później, podała mi talerz gorącej zupy.

Muszę przyznać, że pachniało wybornie, a smakowało jeszcze lepiej. Zjadłam szybko, będąc pod wrażeniem talentu dziewczyny, ponieważ ja sama nie umiałam nic przygotować, a mama raczej nie pozwalała mi się zbliżać do kuchni. Twierdziła, że ona zrobi wszystko najlepiej, a ja będę jej tylko przeszkadzać, co skutkowało tym, że nie wiedziałam nic o gotowaniu.

- To było pyszne, dziękuję – powiedziałam, wstając, aby odłożyć talerz do zlewu.

- Cieszę, się – powiedziała, posyłając mi uśmiech. – Zostaw, ja później pozmywam. A teraz mogę  wreszcie odwieść cię do domu.

The only exception - Camren ff Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz