Rozdział 29

2.6K 136 6
                                    

"Sztuka nie ma żadnego celu, jest celem sama w sobie, jest absolutem, bo jest odbiciem absolutu - duszy" - Stanisław Przybyszewski

___

Camila POV

Po powrocie do domu, zrobiłam nam kanapki, które zjadłyśmy w zupełnej ciszy. Poważnie martwiłam się o Lauren, która odkąd wróciłyśmy odezwała się do mnie może dwa razy. Dałabym teraz wszystko, żeby wiedzieć, co siedziało jej w głowie.

Po zjedzeniu zielonooka wstała od stołu, dziękując i wyszła nie tłumacząc w ogóle, co zamierza. Za chwilę zobaczyłam, jak idzie ze swoim szkicownikiem do ogrodu, postanowiłam, że muszę z nią porozmawiać.

- Lo... - zaczęłam, ale nie dane mi było skończyć. Brunetka szybko obróciła się w moją stronę i westchnęła, po czym zaczęła mówić.

- Daj mi chwilę, muszę pozbierać myśli – powiedziała, przerażająco spokojnym głosem. – Przepraszam cię – podeszła do mnie i ścisnęła moją dłoń.

- Lo, jeśli wolisz zostać sama...

- Camz, wiem, że proszę o wiele, ale nie zostawiaj mnie teraz... Potrzebuję wiedzieć, że jesteś blisko tylko.... Proszę daj mi chwilę dla siebie, później do ciebie przyjdę i spędzimy razem wieczór.

Nie ukrywam, była nieco zmieszana jej zachowaniem, ale nie mogłam jej odmówić, musiałam mieć pewność, że z nią wszystko w porządku, dlatego potrzebowałam z nią zostać. Przytaknęłam, a dziewczyna zniknęła w ogrodzie.

Lauren POV

Potrzebowałam chwili, dla siebie, ale jednocześnie nie chciałam, aby Camila odeszła. Czy to dziwne? Może, ale nie dbałam o to. Obie potrzebowałyśmy chwili dla siebie, przez ten weekend wydarzyło się tak wiele, właściwie to cały tydzień był szalony. Wyznałam Camili prawdę o mojej rodzinie, wdałam się w bójkę, przeżyłam swój pierwszy pocałunek z brunetką i wyznałam jej jeszcze więcej tajemnic z mojego życia. To było za dużo. Musiałam pomyśleć.

Wzięłam swój szkicownik i postanowiłam dokończyć swoją pracę. To był jedyny znany mi sposób, by poukładać swoje myśli i w jakiś sposób przekazać światu to, co we mnie siedziało od tak dawna. Nie znałam właściwie innej metody. Moje prace zawsze powstawały w najbardziej skrajnych momentach mojego życia, gdy w głowie miałam zbyt wiele myśli i nie umiałam sobie z nimi poradzić. Gdybym mogła wyrazić to słowami, nie musiałabym tego malować, ale czasami tak było właśnie łatwiej. To był mój środek wyrazu. Wszystko powstawało prosto z mojego wnętrza, z najczarniejszych i najgłębszych jego zakątków. Czasami malowałam też dobre momenty, jak mój ostatni obraz z zachodem, gdy byłam z brunetką. Jednak najczęściej sztuka była moim sposobem przetrwania w najtrudniejszych momentach. Takim mechanizmem obronnym, który ukształtowałam jeszcze za mojego dzieciństwa. Gdy rodzice nie mogli dojść do porozumienia, widziałam ich cierpienie. Uciekałam wtedy w świat sztuki i muzyki, czasami również książek, które pomagały mi przenieść się do innego świata i przypominały, że nie jestem sama, inni też mają problemy, którym trzeba stawić czoła, bo właśnie takie jest życie. Życie jest ciężkie i skomplikowane, nie ma osoby która nie miała by problemów, każdy przechodził przez lepsze i gorsze moment i prawdziwą sztuką jest brnąć dalej i się tym nie zamartwiać, tylko czerpać garściami z tego co dobre, a w każdej złej sytuacji znajdować plusy i uczyć się ze swoich błędów. Tego się nauczyłam, jednak często łatwiej powiedzieć niż zrobić.

***

Kiedy skończyła już się ściemniało, ale muszę przyznać, że czułam się znacznie lepiej niż wcześniej, poddałam się swoim uczuciom i znalazłam ich ujście, przynajmniej na chwilę.

The only exception - Camren ff Where stories live. Discover now