Rozdział 35

1.9K 140 18
                                    

Camila POV

Kiedy się ściemniło, znowu udałam się pod dom Jaureguich, z nadzieją, że tym razem ktoś mi otworzy. Energicznie zapukałam do drzwi, a następnie zadzwoniłam dzwonkiem, na wypadek, gdyby jednak nikt nie usłyszał mojego walenia.

- Camila, co ty tu robisz? – Zapytał pan Jauregui, który właśnie otworzył mi drzwi.

- Dobry wieczór, czy Lauren jest w domu? – Zapytałam, bardzo się niecierpliwiąc.

- Nie mam pojęcia, właśnie wróciłem do domu. Prędzej spodziewałbym się, że ty będziesz wiedzieć, gdzie się podziewa moja córka – odpowiedział, śmiejąc się. Z grzeczności odwzajemniłam uśmiech, ale tak naprawdę wcale nie było mi do śmiechu. - Coś się stało? – Zapytał po chwili mężczyzna, widząc moją minę.

- Lauren nie było dzisiaj w szkole, nie wiem co się z nią dzieje – powiedziałam lekko zdenerwowanym głosem.

- Nie miałem pojęcia, rano wyszedłem do pracy i nie widzieliśmy się od wczoraj.

- Nie kontaktowała się z panem od tego czasu? – Zapytałam coraz bardziej zaniepokojona, przez ten czas mogło się tyle wydarzyć.

- Wczoraj wieczorem napisałam do mnie wiadomość, że gdzieś wychodzi ze znajomymi, myślałem, że wyszła też z tobą – zdziwił się mężczyzna.

- Nic mi o tym nie wiadomo, nie widziałam jej odkąd odwiozła mnie po szkole do domu.

- To dosyć dziwne, myślałem, że jesteście nierozłączne – stwierdził mężczyzna, a ja nieco się zawstydziłam na jego spostrzeżenie. – Zapraszam cię do środka Camila. Sprawdźmy, czy jest u siebie – zaproponował jej ojciec.

- Dobrze, dziękuję – powiedziałam, wchodząc do już tak dobrze znanego mi domu.

Niestety gdy dotarliśmy na górę, okazało się, że jej pokój jest pusty, a w środku nie znalazłam nic, co mogłoby mnie naprowadzić na jakiś trop.

- Wiesz, gdzie ona może się podziewać? – Zapytał Michael, wyrywając mnie z zamyślenia.

- Byłam pewna, że znajdę ją na plaży, ale właśnie stamtąd wracam, jeśli Lauren by tam poszła, raczej mało prawdopodobne, żebym jej nie spotkała po drodze.

- Racja – zgodził się ze mną Michael. – W takim razie, może zechcesz ze mną poczekać, aż wróci? W końcu musi się pokazać w domu.

- Nie chcę robić kłopotu.

- To żaden kłopot. Wiem, że się o nią martwisz, ale jestem pewny, że nic jej nie jest. Lauren lubi czasami chodzić własnymi ścieżkami, trzeba się do tego przyzwyczaić. Zobaczysz, że będzie dobrze – zapewnił mnie mężczyzna, po czym wziął mnie do uścisku. Nie wiedziałam jak on mógł być taki spokojny, w końcu chodziło o jego córkę. Może tylko udawał, aby mnie nie martwić, albo naprawdę był przyzwyczajony do takich numerów ze strony Lauren.

***

Siedzieliśmy przy stole w kuchni od dobrej godziny, praktycznie się do siebie nie odzywając. Oboje byliśmy pogrążeni w swoich myślach, gdy usłyszeliśmy dosyć głośne trzaśnięcie drzwiami, które zwiastowało nadejście Lauren.

Szybko podniosłam się z krzesła i pobiegłam do przedpokoju, praktycznie rzucając się na dziewczynę i porywając ją w swoje objęcia.

- Tak się cieszę, że nic ci nie jest Lo – byłam tak szczęśliwa, widząc ją całą i zdrową, że praktycznie nie zwróciłam uwagi na to, że brunetka nie odwzajemniła mojego uścisku.

- Co ty tu robisz Camila? – Zapytała zielonooka, odsuwając mnie od siebie. Jej głos i spojrzenie było dla mnie nieodgadnione i bez wyrazu. Dopiero teraz przyjrzałam się jej dokładniej. Miała związane włosy i była ubrana na sportowo. Jej twarz pokrywały drobne kropelki potu, tak samo jak resztę ciała.

- Martwiłam się o ciebie. Gdzie byłaś? – Zapytałam.

- Biegałam – powiedziała, próbując mnie wyminąć, ale ja nie chciałam się tak łatwo poddać i zaszłam jej drogę.

- Dlaczego nie odbierałaś od wczoraj? Dlaczego do mnie nie przyjechałaś? Byłyśmy umówione, zapominałaś?

- Za dużo pytań – zdenerwowała się dziewczyna. – Zapomniałam o tym, przepraszam. A teraz wybacz, ale chciałabym wziąć prysznic – jeszcze nigdy nie była w stosunku do mnie tak oschła. Coś musiało się stać, tylko co?

- Czy zrobiłam coś nie tak? – Krzyknęłam do dziewczyny, która już prawie zniknęła za drzwiami łazienki.

- Nic nie zrobiłaś, nie mam siły teraz gadać – powiedziała tylko i zamknęła za sobą drzwi. Stałam jak wryta, spodziewałam się właściwie wszystkiego, oprócz tego. Skoro nic nie zrobiłam, to o co jej chodziło? Co musiało się stać, że naglę zachowywała się zupełnie inaczej, jakby chciała mnie do siebie zrazić? Jeśli o to jej chodziło, to jej niedoczekanie, nie poddam się tak łatwo.

- Jak się trzymasz? – Wyrwał mnie z zamyślenia głos mężczyzny, który właśnie wyłonił się z kuchni.

- Słyszał pan wszystko?

- Obawiam się, że tak – powiedział, robiąc skruszoną minę. – Nie przejmuj się nią, przejdzie jej i wszystko się ułoży. Później z nią porozmawiam jak ochłonie – obiecał, kładąc rękę na moim ramieniu, aby dodać mi otuchy.

- Skąd pan może wiedzieć, że będzie dobrze?

- Po prostu wiem. Znam trochę swoją córkę i wiem, że jej na tobie bardzo zależy, nie możesz się poddawać.

- Nie zamierzam, dowiem się o co chodzi – powiedziałam zdeterminowana do działania.

- Wracaj do domu, ja później spróbuję z niej coś wyciągnąć.

- Dobrze, rzeczywiście jest już późno, proszę mi dać znać, gdyby coś się zmieniło – poprosiłam.

- Na pewno dam ci znać, nie martw się.

Wzięłam swoją torbę, ubrałam kurtkę i wyszłam z domu, miałam zadzwonić do mamy, aby mnie odebrała, ale nie chciałam zostać zamknięta z nią w małej przestrzeni, aby musieć odpowiadać na jej milion pytań, które na pewno będzie mi chciała zadać, kiedy tylko mnie zobaczy. Ta sprawa i tak dostatecznie mnie dobijała i nie potrafiłam zrozumieć nagłej zmiany u Lauren. Postanowiłam, że wrócę do domu na piechotę, co oznaczało, że czeka mnie jakiś godzinny spacer dobrym tempem, ale potrzebowałam tego, aby przemyśleć wszystko po kolei.



___
Dajcie znać, jak wyszedł rozdział, czy się podobało. Możecie się podzielić swoimi przemyśleniami 😊
Miłego dnia kochani 😘❤

The only exception - Camren ff Where stories live. Discover now