2

6.3K 365 315
                                    

Minął tydzień. 

Tydzień odkąd poślubiłam tego mordercę. Na własne oczy byłam świadkiem jednego z zabójstw dokonanych przez niego i jego "przyjaciół". Byli dla mnie zagadką.

Tamten dzień przebiegł zupełnie inaczej niż się spodziewałam. Po wielkiej "ceremonii" nie widziałam go już ani razu. Zawiózł mnie bez słowa do jego domu, tam pozostawił i odjechał. Wchechogarniający mnie strach z dnia na dzień zdawał się lżeć. Jego miejsce zastąpiła rutyna. Po kilku dniach po raz pierwszy opuściłam pokój. Dom był ogromny. Błądziłam po korytarzu, uważnie nasłuchując czy przypadkiem ktoś nie czai się tuż za rogiem. Jednak nigdy na nikogo nie wpadłam. 

Kilkukrotnie zastanawiałam się nad ucieczką. Za każdym razem pomysł kończył się na tym, kiedy zdałam sobie sprawę, że nie mam pojęcia gdzie dokładnie się znajduję. Nie miałam planu jak się wydostać, jak uciec, w którą stronę. Do tego będzie potrzebne dokładniejsze przygotowanie. Co jeśli dom znajduje się w środku lasu? Zdołam się z niego wydostać przed zmrokiem? Czy napotkam po drodze kogoś, kto byłby w stanie mi pomóc? Miałam zbyt wiele pytań. Ucieczka nie wchodziła w grę. Jeszcze nie.

Podczas pierwszej nieco pewniejszej przechadzki po domu, natknęłam się na drobną dziewczynę o ciemnobrązowych, krótkich włosach. To ona po pewnym czasie stała się moim informante. Z tego co wiem od Marie, która była czymś w rodzaju służącej - to, to że w tym domu mieszka cała dziewiątka. Nigdy żadnego z nich nie spotkałam w ciągu tego tygodnia, było tu tak cicho, jak gdyby wcale nie był zamieszkiwany. Z pewnością tamtego dnia wyjechali razem z Chrisem.

Mijały dni a ja zaczęłam budować pewnego rodzaju więzi z Marie. Byłyśmy tu same. To ona przygotowywała moje posiłku w trakcie pierwszego tygodnia w zamknięciu. Była w stanie odpowiedzieć na kilka moich nurtujących mnie pytań. Nie czułam się już taka samotna. Całkiem dobrze się dogadywałyśmy.. Czasami pomagałam jej w pracy, by później mogła obejrzeć ze mną jakiś film. Oczywiście nie uszło mojej uwadze, że nadal w pewien sposób trzyma mnie na dystans i niektóre tematy stara się ze mną nie poruszać. Opowiedziała mi jednak o Chrisie. Niewiele, ale wystarczająco aby strach przed jego osobą zelżał. Dziewczyna zapewniła mnie, że nie stanie mi się krzywda i z pewnością zostanę nienaruszona. Cokolwiek to miało oznaczać. Ostrzegła, że bywa łatwo drażliwy jeśli jest zmęczony.

Strach opuszczał mnie z dnia na dzień. Później zastąpiła go nuda. Straszliwa nuda. Chciałam pozwiedzać pomieszczenia, ale prawie wszystkie były pozamykane na klucz. Marie wyjaśniła, że chłopcy cenią sobie prywatność i zawsze zamykają swoje pokoje. Było mi głupio, że wyszłam przed nią na wścibską. Po prostu potrzebowałam zmiany.

Zbliżał się wieczór - czas na kolację. Zeszłam po schodach na dół do kuchni. Marie, jak co wieczór, zaczęła szykować herbatę dla naszej dwójki.

- Mogę w czymś pomóc ? - zaproponowałam.

Posłała mi wdzięczny uśmiech. Marie nie zasługuje by tutaj pracować, jest zbyt dobra. Jestem ciekawa dlaczego również tu wylądowała. Był to temat, którym niechętnie się dzieliła.

- Nie trzeba. Możesz już usiąść. Zaraz podam herbatę. - odpowiedziała po czym zajęła się przygotowywaniem napoju.

Zajęłam miejsce przy stole. Był długi i wąski. Stał tuż na przeciwko drzwi z jednym miejscem siedzącym, a po jego bokach stało po pięć krzeseł - po obu stronach.  Przyglądałam się Marie, aż moją uwagę nie przyciągnął dźwięk nadjeżdżających samochodów. Wiedziałam, że kiedyś ten dzień nastąpi. Próbowałam się opanować i nie dać zwyciężyć swoim emocjom. Wstałam i podeszłam do okna, ostrożnie uchylając firankę. Na wjeździe zaparkowały trzy samochody, z których wysiadła przeklęta dziewiątka.

- Marie. - zawołałam, odwracając się. - Przyjechali.

Poczułam jak powoli wzrasta moje zdenerwowanie i strach. Znów wyjrzałam z okna. Powoli zmierzali ku drzwiom wejściowym. 

Zaczęłam rozważać czy powinnam pobiec szybko na górę i zamknąć się w sypialni, czy też zostać. Kiedyś i tak będę musiała się z nimi zmierzyć. Dźwięk otwieranych drzwi był oznaką, że na ucieczkę już za późno. Szybko zajęłam miejsce przy stole i starając nie zwracać zbytniej uwagi na siebie, zaczęłam mieszać herbatę, którą Marie zdążyła już podać. Spojrzałam na nią, z myślą że bedzie w stanie dodać mi otuchy. Szybko jednak opuściłam wzrok gdy słyszałam kroki, które zmierzały do kuchni oraz głosy - coraz to głośniejsze. Do środka weszła jednak tylko dwójka.

- Marie! Jesteśmy z powrotem. - krzyknął jeden z nich. Jego głos brzmiał dostojnie i dorośle. Z pewnością był jednym z najstarszych.

- Witajcie! Jesteście głodni? -mówiła do nich tym samym, miłym głosem co do mnie. Zdziwiło mnie to, zdawała się ich wcale nie bać. Traktowała ich jak swoich znajomych. 

- Nie.

Po głosach nie byłam w stanie ich rozpoznać, jednak nie miałam odwagi by na nich spojrzeć. Wzrok miałam wlepiony w łyżkę.

- Blair! - usłyszałam. Mimowolnie uniosłam twarz znad kubka i spojrzałam na chłopaków. Byli to Changbin i Hyunjin. Pierwszy z nich miał niezłego sińca pod okiem. Jestem ciekawa co mu się przydarzyło. Zapewne z kimś się tłukł.

- Hej ? - powiedziałam niepewnie i znów przeniosłam wzrok na kubek.

Kątem oka zobaczyłam, że Hyunjin ruszył pewnym krokiem w moją stronę i przy mnie usiadł. Lekko zaczęły mi się drżeć ręce i nie uszło to jego uwadze.

- Yah! Chan! - zawołał głośno a jż po chwili w kuchni pojawił się właśnie on. W ręku trzymał pistolet i komórkę. 

-Twoja żonka się mnie boi. - odezwał się ponownie.

Gdy nasze oczy się spotkały, rzucił rzeczy na blat kuchenny i podszedł do nas. Na mojej twarzy było wymalowane jeszcze większe przerażenie niż przedtem jak jeszcze trzymał broń. Puściłam kubek i położyłam dłonie na kolanach, nerwowo je ściskając.

-Nie jestem w nastroju. - odezwał się po raz pierwszy i również zajął miejsce przy stole. Na moje nieszczęście usiadł naprzeciwko mnie, tuż przy drzwiach. Odrobinę pocieszał mnie fakt, że dzieliła nas cała długość stołu. Ponownie zajęłam się swoją herbatą, która już prawie wystygła. Przez chwilę czułam jego wzrok na mojej twarzy, ale później zdawał się być zajęty czymś innym.

-Hyunjin, może gdybyś dał jej trochę więcej przestrzeni, nie trzęsłaby się aż tak ze strachu. - Changbin, ten z podbitym okiem, chyba jest w porządku.

Zaczęłam się rozglądać po pomieszczeniu, Marie zniknęła. No świetnie. Bez słowa sobie wyszła i mnie ze sobą nie zabrała. Chciałam jak najszybciej się stąd ulotnić. Uniosłam kubek i zaczęłam szybko, zachłannie pić. Gdy już go wypróżniłam, wstałam od stołu i odłożyłam do zlewu. Drzwi były blisko, już prawie się stąd wydostałam.

-Blair. - usłyszałam, będąc już w progu. Zamarłam w miejscu. Chris odezwał się do mnie po raz pierwszy od dnia naszego ślubu. Brzydziło mnie to, jak wymawiał moje imię. Brzydził mnie on cały. Nie mogłam mu jednak o tym powiedzieć, nie śmiałam tego zrobić. Mimo zapewnień Marie, nie wiedziałam do czego mógłby się dopuścić.

- Idź do pokoju i zaczekaj na mnie. - nakazał.

- Wooo.. Nie za szybko? - zaśmiał się Hyunjin.

- Zamknij się. - warknął Chan. Ton jego głosu wywołał na mojej skórze ciarki. Gdybym nie stała do nich odwrócona plecami z pewnością zauważyłabym blednący uśmieszek na twarzy Hyunjina.

Ewakuowałam się stamtąd jak najszybciej tylko potrafiłam, ignorując ich dalszą rozmowę. Wbiegłam po schodach na górę i zatrzasnęłam za sobą drzwi.


Czego on chce? Nie nie mogę o tym myśleć.

Czego ja chcę? Muszę go zapytać o Michael'a. Nie miałam z nim żadnego kontaktu od tygodnia. Mój brat zapewne się martwi, jak się mam i czy w ogóle jeszcze żyję. Zniknęłam bez śladu, nie dawałam znaków życia. Zapewne odchodzi od zmysłów. Muszę się z nim zobaczyć, albo chociaż porozmawiać.

Czekałam kilka minut, aż drzwi do pomieszczenia się nie otworzyły i moim oczom ukazał się Chan.

; i know you - bang chan [KOREKTA]Tahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon