52

4K 303 105
                                    

Wywieziono mnie z miasta, tylko tyle Michael mógł mi powiedzieć. Podczas pozostałej drogi praktycznie wcale się do siebie nie odzywaliśmy. Dziwne było to, że nawet nie chciałam z nim rozmawiać. Byłam zawiedziona, zła.

Najgorsze było to, że osoba która siedziała tuż obok mnie, była mi obca. Nie był dla mnie już bratem, jakiego pamiętałam. Całkowicie się zmienił - niestety na gorsze.

Nie potrafił swoją obecnością dodać mi otuchy, że wszystko będzie w porządku. Bo w głębi czułam, że to nieprawda. Coś pójdzie nie tak jak powinno. Nic dobrego nie wyniknie ze współpracy z Emirem Karą.

Pamiętam to jak dziś, kiedy związano mnie do krzesła, razem z Chanem. Przez ułamek sekundy pomyślałam wtedy, że już po nas.

Samochód z piskiem opon zatrzymał się tak gwałtownie, że poleciałam do przodu, wpadając na przednie siedzenia. Na szczęście zdążyłam wesprzeć się rękami, dzięki czemu nie uderzyłam w nie głową.

"Zapnij pasy" usłyszałam głos Chrisa w swojej głowie.

Tak bardzo chciałabym go teraz zobaczyć przy mnie.

Michael odwrócił się i otworzył drzwi, gestem ręki wskazując bym wysiadła jako pierwsza.

Bez słowa wyszłam przed nim. Gdy stanęłam na ziemi, ktoś chwycił mnie za ramię. Odwróciłam głowę, by sprawdzić kto to był. Okazało się, że to jeden z facetów, którzy włamali się do domu.

Stałam przed wejściem do naprawdę starego budynku. Ze ścian oblatywał tynk, a dach nie był już w najlepszym stanie, zapewne przecieka w czasie ulewy. Przypomina starą, już nieużytkowaną halę. Obok niej stało jeszcze kilka innych

Nie miałam bladego pojęcia, gdzie się znajdowałam. Jedyne co, to modliłam się w duchu, by jak najszybciej znów się stąd wydostać.

Mężczyzna popchnął mnie do przodu, dając znać, bym ruszyła. Zupełnie się tego nie spodziewałam, gdyby mnie nie przytrzymał, zapewne upadłabym na twarz.

Zajrzałam za siebie, by sprawdzić, czy Michael jeszcze tutaj ze mną jest, ale nie było już nikogo. Nawet nie zauważyłam, kiedy samochód odjechał. Byłam tu teraz sama.

Powoli weszłam po schodach w górę, by dostać się do drzwi. Mężczyzna otworzył je szeroko i kazał wejść jako pierwszej, ani na chwilę mnie nie puszczając.

Wewnątrz poczułam chłód i straszny zapach kurzu, rdzy metalu. Była to wielka hala, prawie że pusta. Gdzieniegdzie leżały rozłożone płachty zakrywające coś pod sobą. Mogłam tylko zgadywać, co się pod nimi ukrywało. Zerknęłam jeszcze na sufit, tak jak przypuszczałam, nie był szczelny. Lekko podmokły tynk zdradzał jej stan.

Próbowałam odwrócić się i spojrzeć za siebie, ale w tym momencie mężczyzna odepchnął mnie od siebie, przez co całkowicie straciłam równowagę i upadłam na ziemię. Uderzając kolanami w beton, lekko przetarły mi się spodnie, a dłonie, którymi się wsparłam by nie uderzyć głową, rozdrapałam. Na moje nieszczęście, już chwilkę później krew zaczęła zamazywać dotychczasowy na nich brud.

Do rzeczywistości przywrócił mnie trzask domykanych drzwi. Nawet nie zauważyłam kiedy zostałam sama. Obejrzałam się we wszystkie strony, gdzieś musi być stąd jakieś wyjście.

Otarłam krew w brzeg koszulki. Wiem, że była równie zakurzona jak i spodnie, ale była zdecydowanie najczystszym z pozostałych ubrań.

Jako pierwsze spróbowałam otworzyć drzwi przez które weszłam, ale tak jak mi się zdawało, były dobrze zaryglowane. Nie tracąc czasu ruszyłam przed siebie, szukając jakichś drzwi, okna, cokolwiek...Nie mogę w nieskończoność szarpać tych drzwi.

Lekko kuśtykając, odeszłam od drzwi. Nie dotarłam jednak zbyt daleko. Już po chwili przysiadłam na ziemi, opierając się plecami o ścianę. Strasznie piekło mnie prawe kolano i coś uwierało.

Odsunęłam kawałek materiału, który połowicznie się oderwał. Niczego nie mogłam jednak dostrzec. Było zbyt zabrudzone.

Ciszę przerwał pisk opon zatrzymującego się samochodu. Był bardzo głośny, w takim razie niedaleko mnie.

Szybko wstałam na nogi i wróciłam do drzwi, nie zwracając uwagi na bolące kolano. Stanęłam na chwilę by przysłuchać, czy dam radę cokolwiek usłyszeć. Mam ogromną nadzieję, że to chłopcy przyjechali.

Na zewnątrz natomiast nastała całkowita cisza. Jak gdyby wszystko nic za tymi drzwiami nie istniało. Ta cisza nie trwała natomiast długo. Usłyszałam za sobą dziwny dźwięk, ni to pisk ni warkot. Odwróciłam się, natychmiastowo nieruchomiejąc. Halę zaczął wypełniać biało-siwy dym. Szybko poczułam jego zapach, strasznie zaczęło drapać mnie w gardle.

Zaczęłam walić pięściami, krzyczeć...a gęsta mgła gazu naciągała coraz to bliżej.

___________________________

Hej hej!

Jejku, dziwnie było pisać po tak długiej przerwie kolejny rozdział. Zapewne niektórzy zrezygnowali już całkowicie z czytania tego opowiadania, bo sądzili że nic więcej nie zostanie opublikowane.
Nie mam im tego za złe.

Jeśli jednak dotrwałeś aż do dnia dzisiejszego - dziękuję!

Zniknęłam nie z powodów szkolnych, ale rodzinnych. Dlatego trwało to trochę dłużej niż 2 tygodnie. Ah, szkoda gadać...Mam nadzieję, że u was jakoś leci ❤

Jeszcze raz dzięki!

Ściskam mocno i.....
                                       do następnego!

; i know you - bang chan [KOREKTA]Where stories live. Discover now