10

4.4K 302 134
                                    

Wzięłam szybki prysznic, przebrałam się i bez makijażu zeszłam na dół do jadalni. Wolałam się nie spóźnić, poza tym byłam ciekawa gdzie Chris ostatnimi dniami przebywał. Miałam nadzieję, że dowiem się czegoś podczas wspólnego śniadania. Pierwszego wspólnego śniadania.

Jednakże przy stole, nie było nikogo oprócz mamy Chrisa. Ujrzawszy mnie, wstała i opuściła pomieszczenie. Pozostałam sama, zdezorientowana i niepewna, co mam zrobić. Skłamałabym jednak, mówiąc, że nie ulżyło mi trochę, gdy opuściła pokój. Usłyszałam głosy dochodzące z korytarza. Kilka osób właśnie kierowało się w stronę kuchni. Jakże wielkie było moje zdziwienie jak do pokoju weszła Marie, razem z Chrisem, Woojinem i Changbinem. 

- Cześć Blair. -pomachała mi, po czym uważniej mi się przyjrzała i dodała:

 - Byłaś na zakupach? Ten top jest śliczny.  - jej przyjacielski gest był dla mnie miłą odmianą.

- Dzięki -odpowiedziałam, uświadomiając sobie jak bardzo za nią tęskniłam. 

Wszyscy bez słowa zasiedli do stołu. Śniadanie minęło wyjątkowo spokojnie. O niczym nie rozmawiali, w ciszy skończyli jeść, a następnie odeszli od stołu.  Miałam przeczucie, że to moja obecność była przyczyną tej chłodnej atmosfery w czasie posiłku. Został jedynie Chris, Marie i ja. W ciszy dopijał swoją kawę, a ja wykorzystałam ten moment aby dokładniej mu się przyjrzeć. Chan ma szczupłą, ale atletyczną budowę ciała. Jego ciemne, głęboko osadzone oczy, dodawają mu wyrazistości i siły wyrazu.

- Zapewne się nudziłaś, co? - zagadała Marie, wyrywając mnie z moich refleksji. Jej słowa przerwały moje skupienie, a ja odwróciłam wzrok od Chrisa, próbując skoncentrować się na rozmowie. - To nie jest najzabawniejsze miejsce.

- Dużo czytałam. - odpowiadam spokojnie. To prawda, przeczytałam każdą książkę, jaką Chris miał na półce. W większości były to kryminały i jakieś thrillery, no ale niczego innego się też po nim nie mogłam spodziewać. Przyzwyczaiłam się budzić w obcym mi łóżku. To było miękkie, ale nie za miękkie, w dodatku pachniało miodem i lawendą. Bardzo dobrze mi się w nim spało, ale pierwszej nocy obudził mnie wrzask z podwórka. Pomyślałam, że to Chris wrócił, ale okazało się, że to tylko Changbin rozmawiał przez telefon. 

- Praktycznie nie wychodziłam z pokoju - powiedziałam już ciszej, jednak to zdanie z jakiegoś powodu wzbudziło zainteresowanie Chana. Jego spojrzenie skierowało się na mnie, sugerując, że chciałby wiedzieć więcej. Trwało to jednak tylko ułamek sekundy, a potem wrócił do swojej kawy, jakby temat rozmowy był dla niego bez znaczenia.

- Cieszę się, że będziesz na przyjęciu. - Marie wydawała się być bardzo podekscytowana imprezą urodzinową Chrisa. Sposób jednak w jaki sformułowała to zdanie było dla mnie absurdalne. Nie miałam przecież wyboru. – Pomogę ci się wyszykować. Zobaczysz, będzie super.

- Pojedziesz ze mną. Bądź gotowa o osiemnastej, nie będę czekał. – odezwał się po raz pierwszy w przeciągu godziny.  Odsunął od siebie naczynie, po czym wstał z krzesła. Już chciał ruszyć, ale coś go powstrzymało. Mocno zacisnął oczy, jedną rękę przyłożył do głowy, a drugą przytrzymał się krzesła, by nie stracić zupełnie równowagi i upaść. Przestraszyłam się, zanim jednak zdążyłam jakkolwiek zareagować, Marie była już na nogach i podtrzymała Chrisa pod ramieniem, pomagając mu z powrotem usiąść na krześle. Otworzył oczy i nieco się rozluźnił.

- Już w porządku? -zapytała. Mruknął w odpowiedzi. – Zrobię ci jeszcze jedną kawę.

Gdy Marie w kóncu na mnie zajrzała, posłałam jej pytające spojrzenie. W odpowiedzi machnęła tylko ręką, kierując się do kuchenki by przygotować kawy.

Nawet nie zauważyłam, że zaczęłam się na niego gapić. Wygląda na zmęczonego. Jestem ciekawa, czy poprzedniej a nawet i jeszcze przedniej nocy zmrużył choć na chwilę oko. Coś mi się wydaje, że nie.

- Eh, Chris...? - zaczęłam.

- Idź do pokoju i nie wychodź – rozkazał. Co ja mu znowu zrobiłam? Nie sądziłam, że będzie aż tak łatwo drażliwy. Nie rozumiem tego człowieka. Zapewne nawet leżąc na łożu śmierci, wciąż będzie w stanie mówić mi : idź, siedź i nie wychodź.

- Chciałam Cię o coś zapytać..- zaczęłam. Postanowiłam dowiedzieć się w końcu czegoś o swoim bracie. Jeśli nie zrobię tego teraz nie wiem kiedy będę miała do tego okazję. Z doświadczenia wiem, że w każdej chwili istnieje szansa, że Chris wstanie i wyjdzie.

- Bądź cicho! -krzyknął, po czym próbując się opanować, przeczesuje włosy ręką. – Zmieniłem zdanie, pojedziesz z Lucasem...Znikaj stąd! – znów krzyknął. Wystraszona podskoczyłam. Co ja takiego mu zrobiłam? Dlaczego wyżywa swoje problemy i zmęczenie na mnie? Jestem jego workiem boksowym? Wiadomość dotarła - nie chce mnie widzieć  ani słyszeć. Dobrze, nie będę w zasięgu jego wzroku, jeśli tego nie chce.

Wstaję od stołu, szurając krzesłem i szybkim krokiem wychodzę z kuchni.  

Odechciało mi się czegokolwiek, gdybym mogła zdecydować, nie szłabym na tą jego pieprzoną imprezę. Z tego co mi się wydaje, on też mnie tam nie chce. Dlaczego więc robi sobie kłopot? Niech mnie tu zostawi i przyjdzie jedynie nakrzyczeć na mnie, jak przyjdzie mu na to ochota. Na schodach wpadłam na Lucasa. Na szczęście nie zderzyliśmy się zbyt mocno.

-Hej, ostrożnie...- powiedział spokojnie. Nie wiem jaki dokładnie miałam wyraz na twarzy ale zdołał z niego wszystko wyczytać. – Co on ci zrobił?

Opadłam na schody i usiadłam twarzą w stronę kuchni, która była tuż naprzeciwko schodów. Lucas dołączył do mnie, przysiadł się tuż obok.

-Dlaczego ten....-powstrzymałam się. Bałam się mowić źle o Chrisie w obecności jego brata. Ogólnie się bałam wyrażenia własnej opinii odkąd tu jestem.

- Spokojnie, mów. – zaśmiał się. – Co ten kretyn powiedział?

Normalnie powstrzymałabym się i nie odezwała ani słowem więcej, ale w tamtej chwili czułam że mogę się zwierzyć Lucasowi. Coś pozwalało mi się przy nim otworzyć.

- Jego zmiany nastroju wykończą mnie psychicznie. -zaczęłam, sprawdzając jak zareaguje. Natomiast Lucas słuchał, nic nie mówiąc – Nie potrafię z niego nic wydostać. Za każdym razem kiedy się odezwę, karze mi wyjść z pokoju. Ciągle wydaje tylko polecenia. - przerwałam, próbując zebrać myśli. 

- Najgorsze jest chyba to, że jego słowa nie są mi obojętne.. Jest mi przykro. - dopiero w chwili kiedy wypowiedziałam te słowa na głos, uświadomiłam sobie ich prawdziwość. 

- Chyba już zwariowałam - dodałam po chwili.

- Zależy ci na tym, co o tobie myśli. – stwierdził.

- Nie – zaprzeczyłam szybko. -To znaczy...Jest mi to obojętne ale nie chcę być w ten sposób traktowana. Jestem człowiekiem, nie przedmiotem. On chyba o tym nie wie.

Chwilę milczeliśmy.

- Wiesz co, zobaczymy się później. Chciałabym pobyć trochę sama.

- Jasne, rozumiem.. -odpowiedział.

Wstałam i ruszyłam po schodach w górę, zatrzaskując za sobą drzwi. Mam ochotę nigdy więcej nie opuszczać tego pokoju.

; i know you - bang chan [KOREKTA]Hikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin