7

4.6K 324 140
                                    

Zaintrygowała mnie relacja Chana z mamą. To niecodzienne aby syn był tak chłodny w stosunku do swojej rodzicielki. Co się między nimi wydarzyło? Dlaczego ich relacja jest tak napięta? Poza tym zastanawia mnie, dlaczego nie wspomniał nic o swoim ojcu. Praktycznie rzecz ujmując, to nasz pierwszy dzień jako 'małżeństwo' i juz pierwszego dnia, musieliśmy przed czymś, bądź kimś uciec.  Być może nie powiedziano mi o tym wprost ale cóż innego mogło to być? 

Opróżniłam talerz a następnie szybko go umyłam. Wolę nie narażać się matce Chana. Już i tak nie jestem mile widziana w tym domu. Gdy odłożyłam czysty talerz na suszarkę, rozejrzałam się po kuchni. Była przestronna i elegancko urządzona, z wieloma nowoczesnymi urządzeniami. Nie mogłam jednak wiecznie ukrywać się w kuchni.

Ostatecznie wróciłam do salonu, gdzie Chan już razem z wujem i matką siedzieli przy stole. Usiadłam w ciszy obok Chrisa, utrzymując spory dystans. Od chwili kiedy weszłam do mieszczenia, trójka milczała. Ta chwila oczekiwania była jak mroczna przedsmak tego, co miało nadejść.

Czułam, jak Chan spojrzał na mnie, ale nie odważyłam się podnieść wzroku. Byłam zbyt przerażona tym, co miał powiedzieć. W końcu przerwał ciszę.

- Blair zostanie tutaj, a ja tylko się spakuję i wyjeżdżam. - jego słowa zabrzmiały jak echo w mojej głowie. Co? Jak to wyjeżdża? Zostawia mnie tutaj samą? Znowu? Wewnętrznie zadrżałam, próbując zrozumieć to, co właśnie usłyszałam. Poczułam jak kanapa pode mną się ugina. Chris wstał i ruszył ku drzwiom.

Bez zastanowienia przeprosiłam obojga i pobiegłam za chłopakiem. Chyba sobie żartuje. Szedł naprawdę szybko, zdążył wejść do jednego z pokoi, więc wparowałam za nim bez pukania.

- Znowu znikniesz na tydzień?! - wykrzyczałam, sama zaskoczona tonem mojego głosu. Stał do mnie plecami, przeszukując szuflady jednej z komód. Byłam pewna, że wiem, czego szukał.

-Nic ci do tego - warknął.

-Powiesz mi chociaż dokąd jedziesz? - drążyłam. Mięśnie jego pleców naciągnęły się i momentalnie przestał poszukiwania.

-Czyżbyś się martwiła? - prychnął.

- Tak! - krzyknęłam. Martwiłam się...o siebie. Ledwie zdążyłam przywyknąć do domu dziewiątki, a Chris już zadecydował mnie przeprowadzić. Muszę to inaczej rozegrać. 

- Wczoraj jak wróciłeś, miałeś głęboką ranę w boku. Nie wierzę w to, że magicznie wyzdrowiałeś przez noc. - zarzuciłam mu. - Co ze mną? Zostanę tutaj? Ja nie znam tych ludzi, Wolałabym zostać u Ciebie...to znaczy... u was w domu, z Marie. 

Blondyn odwrócił się i spojrzał mi prosto w oczy. Nie lubię gdy to robi, trochę mnie to przeraża. Cofnęłam się o krok do tyłu.

- Nikt nie odważy Cię dotknąć póki żyję. - uniósł dłoń, pokazując pierścionek. Zdziwiło mnie to, że go nosił. Przecież nie jesteśmy prawdziwym małżeństwem. Nie musiał go nosić, ja zdjęłam go już pierwszego dnia, kiedy to Chris nie wrócił do domu.

-To też ma swoje plusy dla ciebie. - dodał. 

- A ty? Co z Tobą? - pytam. Chciałam wiedzieć dokąd się wybiera.

- Jeśli nie wrócę, jesteś zdana na siebie. Radziłbym ci uciekać. Nie mam zbyt wielu przyjaciół.

Zapiął zamek torby i zarzucił ją na ramię, dokładnie tak, jak zrobił to dzisiaj rano. Czyli rozmowa jest oficjalnie zakończona i ma zamiar teraz wyjść. Zrobił krok do przodu, automatycznie odsunęłam się, aby zrobić mu miejsce do przejścia. Zatrzymał się na chwilę i prychnął. Chwilę później już go nie było. Wyszedł.

Podeszłam do okna, miałam cichą nadzieję że zostanie. Wszystko jednak legło w gruzach, gdy przed moimi oczami ukazał się Chris. Po prostu wsiadł do samochodu i odjechał.

Tak po prostu zniknął.

Znowu.

; i know you - bang chan [KOREKTA]Where stories live. Discover now