23

3.8K 322 67
                                    

Minęły trzy godziny, odkąd lekarze zaczęli operować Chrisa. Przez cały ten czas siedziałam nieruchomo na twardych, szpitalnych krzesłach razem z chłopakami. Nerwowo spoglądaliśmy na drzwi sali operacyjnej, oczekując jakichkolwiek wieści od lekarzy. Cisza w poczekalni była przytłaczająca, przerywana jedynie okazjonalnym szelestem ubrań czy cichymi westchnieniami. 

W międzyczasie poszłam do toalety, aby się trochę ogarnąć. Umyłam ręce, starając się zmyć z siebie krew, i przemyłam twarz zimną wodą, licząc na chwilowe orzeźwienie. Gdy wróciłam do poczekalni, zobaczyłam, że przyjechała Marie. Na jej twarzy malowała się troska i zmęczenie, ale mimo to przyniosła mi ubrania na zmianę. Była to dla mnie ogromna ulga, mogłam w końcu zrzucić przesiąknięte krwią ubrania i poczuć się choć odrobinę bardziej komfortowo.

Przez te kilka godzin żaden z nas się nie odezwał. Cisza była przepełniona niepewnością i strachem o los Chrisa. Siedzieliśmy w napięciu, niecierpliwie czekając na lekarza, który miał nam przynieść wieści o Chanem. Czy przeżył? To pytanie nieustannie krążyło w moich myślach, nie pozwalając mi na chwilę wytchnienia.

Marie siedziała obok mnie, trzymając moją rękę w swoich dłoniach. Jej obecność była dla mnie wielkim wsparciem w tych trudnych chwilach. Czułam jej ciepło i siłę, które dodawały mi otuchy. Głowę zakrzątało mi tyle myśli. Co jeśli operacja się nie powiedzie? Chan mówił mi, co będzie w przypadku, gdy zginie. Będę wtedy wolna, będę mogła wrócić do życia które zostawiłam. Nie będę dłużej musiała mieszkać w ich domu. Wrócę do Michaela. Jasne, chcę tego. Ale nie w ten sposób. Nie chcę, by Chris musiał umierać, abym mogła znów żyć w wolności. 

Szpital jest dla mnie miejscem, z którym mam wiele złych wspomnień. To idealne miejsce, by napatrzeć się ludzkiego nieszczęścia. Ma swój specyficzny zapach, który dla niektórych jest nie do wytrzymania. Zawsze tak dużo się w nim dzieje. Oficjalnie straciłam w nim swoich rodziców, mam nadzieję że jak na razie, będą to tylko oni.

- Twój brat jest u nas - przerwała mi moje rozmyślenia, Marie. - Został z chłopakami i czeka aż przyjedziesz.

Michael. Gdyby nam nic nie przeszkodziło po drodze, byłabym już z nim.

- Co z nim?

- Jest w lekkim szoku i niezbyt nam ufa - wyjaśnia.

Wierzę jej. Michael czuje się tak samo jak ja gdy po raz pierwszy weszłam do ich domu. Ta niepewność, ten lęk. On nie zna tych ludzi, nie wie czego się może po nich spodziewać. To uczucie jest straszne. To przerażenie za każdym razem, gdy usłyszysz jakiś trzask. Rozumiem to aż za dobrze. Chciałam jak najszybciej być przy nim, zapewnić go, że jest bezpieczny, że nic mu się nie stanie.

Mam mu naprawdę dużo rzeczy do opowiedzenia i wytłumaczenia. Chcę jak najszybciej pobiec do niego, przytulić go tak mocno, jak jeszcze nigdy dotąd. Nikt zresztą mnie nie powstrzymuje, gdybym wstała i wyszła, nikt nie ruszyłby za mną. Być może nie powstrzymuje mnie żadna osoba, ale za to coś. 

Uczucie, które nie pozwala mi wstać z tego plastikowego krzesła, na którym siedzę już od paru dobrych godzin. Nie podoba mi się ono. Przejmuję się tym wszystkim bardziej niż powinnam. Przecież zrobiłam już wystarczająco, zadzwoniłam po pomoc i oddałam Chrisa w dobre ręce. Dlaczego więc nie potrafię go zostawić?

Czuję się, jakbym była rozdarta między dwoma miejscami, dwoma osobami, które są mi najbliższe. Michael potrzebuje mnie teraz, tego jestem pewna. Ale Chris... Chris leży na stole operacyjnym, walcząc o życie. Wiem, że nie mogę zrobić nic więcej, niż już zrobiłam, ale mimo to nie mogę zmusić się do odejścia.

Myśli krążą w mojej głowie jak niekończąca się karuzela. Obraz Michaela, zagubionego i przestraszonego, miesza się z obrazem Chrisa, którego życie teraz wisi na włosku. Serce ściska mi się na myśl o obu z nich. To uczucie odpowiedzialności, bezradności, a jednocześnie chęć bycia przy nich obu, rozrywa mnie od środka.

Nie chcę tego. Nie chcę się do niego przywiązywać, przecież tak bardzo pragnę rozwodu, wolności, życia bez tej całej dziewiątki.

- Dlaczego płaczesz? - słyszę głos osoby, która stoi przede mną.

Wracam do rzeczywistości i podnoszę głowę, by spojrzeć kto to. Nawet nie wiedziałam, że płakałam. Changbin przysiadł tuż obok mnie i skrzyżował na piersi ręce.

- Czyż nie tego chciałaś? - wskazał ręką na drzwi sali, w której był operowany Chan. 

Nie, nie tego chciałam.

- Daj jej spokój, Binnie - wtrąciła Marie. 

Changbin odwrócił się do niej z lekkim westchnieniem, ale nie kontynuował tematu. Marie ścisnęła moją rękę mocniej, dając mi znak, że jest tu dla mnie.

Spojrzałam na zegarek, minęły już cztery godziny. Ile to może trwać by wyjąć kulę z jego ciała?! Wstałam poddenerwowana i zaczęłam krążyć po korytarzu w tę i z powrotem. Każda minuta zaczęła się nieubłaganie dłużyć.

W końcu, po dłuższym czasie, na zewnątrz wyszedł lekarz. Chłopcy i Marie podskoczyli z krzeseł i podeszli bliżej do niego.

- Co z nim? - zapytała jako pierwsza Marie, jej głos drżał z niepokoju.

- Operacja przebiegła pomyślnie, pacjent przeżył. - kamień spadł mi z serca. - Jest teraz w śpiączce. Musimy zaczekać, aż się obudzi.

Ulga i wdzięczność zalały mnie nagle, niemal zapierając dech w piersiach. Poczułam, jak nogi się pode mną uginają i musiałam oprzeć się o ścianę, żeby nie upaść. Marie, zauważając mój stan, od razu podeszła bliżej i objęła mnie, dając mi oparcie.

- Dziękujemy, panie doktorze - powiedział Woojin, a następnie wrócili na swoje miejsca. Marie odwróciła się do mnie i mocno mnie objęła.

Chwilę siedzieliśmy sami, aż na zewnątrz nie wyszła pielęgniarka. Patrzyła w jakieś papiery a dopiero później popatrzyła na nas.

- Rodzina pacjenta może wejść do pokoju - mówi. - Rodzice, rodzeństwo...

- Jesteśmy przyjaciółmi, możemy wejść, prawda ? - zapytał Woojin.

Pielęgniarka zastanowiła się przez chwilę.

- Niestety. Nie dopóki pacjent się nie obudzi i wyrazi na to zgody. - kontynuuje kobieta. - Jest ktoś z rodziny?

 Nie ma z nami Lucasa, ani mamy Chrisa. Wuj Eunwoo też był nieobecny. Ale dlaczego? Przecież powinni tu być. Dziwne.

 Chłopcy spoglądają na siebie, a następnie kierują swój wzrok na mnie. No tak...

- Jestem jego żoną - odzywam się po raz pierwszy od dłuższego czasu. Kobieta zerka w papier, a następnie skinęła głową. 

- Poproszę pani imię i nazwisko - mówi krótko.

- Blair  We... - przerywam i się poprawiam.  - Blair Bang.


; i know you - bang chan [KOREKTA]Where stories live. Discover now