18

4K 337 169
                                    

Gdy po dłuższej chwili nie odpowiada, powtarzam:

- Czego ode mnie chcesz?

- Zapnij się  - rozkazuje.

Co on przede mną ukrywa? Nie chce mi powiedzieć powodu, dla którego jeszcze wciąż mnie nie zabił. Wznoszę oczy ku niebu, modląc się o cierpliwość. Jeśli go rozzłoszczę, nie dowiem się już niczego. Nie potrafię oderwać od niego spojrzenia. W samochodzie jest ciemno, już od dłuższego czasu nie widziałam dokładnie jego twarzy. Zauważyłam jednak jak próbował się powstrzymać przed ziewaniem. Wyglądał bezbronnie, naturalnie i człowieczo. Gdy w końcu nie zdołał powstrzymać się przed ziewaniem, jego maska bycia surowym i nieprzeniknionym, zniknęła na chwilę. To moment, w którym ujrzałam w nim coś ludzkiego, coś, co przypomniało mi, że nie jest pozbawiony uczuć ani słabości. Może nawet on sam jest ofiarą okoliczności, które go ukształtowały. Mimowolnie, lekko się uśmiechnęłam na jego widok.

- Możemy się gdzieś zatrzymać? -wskazuję ręką na pobliski hotel. - Ruszymy dalej rankiem.

- A chcesz tego? - spytał.

No tak, Michael. Bardzo chcę go zobaczyć, ale wiedząc że jest bezpieczny mi na razie wystarcza. Poza tym nie widziałam go już tak długo, że te kilka godzin nie robią mi różnicy. Nie chciałabym też, by spowodował jakiś wypadek po drodze. W dodatku nienawidziłam jeździć samochodem, gdy jest ciemno. A przynajmniej to próbowałam sobie wmówić. Nie chciałam wracać do posiadłości wuja Eunwoo. To miejsce jest dla mnie jak więzienie.

- Tak - zapewniam go. - Zatrzymajmy się.

Chris skręcił na parking i zaparkował samochód od razu z brzegu. Nie było tutaj żadnego innego pojazdu, ani żadnej żywej duszy.

Wysiadłam z samochodu i zaczekałam na Chrisa. Szukał czegoś na tylnym siedzeniu. Gdy zdawał się już znaleźć to, czego szukał, wyszedł i skierował się w stronę wejścia. Zabrał ze sobą torbę, mam nadzieję, że to nie kolejna wypełniona bronią.

- Chodź -zwrócił się do mnie. - Chyba, że zmieniłaś zdanie - dotarło do mnie, że nadal stałam przy samochodzie. Nie, nie zmieniłam zdania. Ruszyłam za nim.

Zanim jednak go dogoniłam, stał już przy recepcji i odbierał klucze do naszego pokoju od starszej pani. Popatrzyła na mnie lekko zmartwiona, a później na Chana. Dokładnie wiedziałam, co jej chodziło po głowie. Szybko odgoniłam tą myśl.

Nasz pokój był na drugim piętrze. Wchodząc po schodach starałam się być jak najciszej tylko mogę. Jest środek nocy, a pozostali goście zapewne śpią. Chris jednak sobie nic z tego nie robił, szedł jak słoń przez pustynię.

Pokój miał dołączoną małą łazienkę. Dosłownie. Prysznic, toaleta i umywalka, niczego więcej tam nie było. Na szczęście sypialnia była całkiem przytulna. Od razu na przeciw drzwi stało łóżko. Wyglądało całkiem w porządku. Po lewej stała drewniana komoda, nad którą wisiało okrągłe, pozłacane lustro. Oprócz tego w pokoju stała kanapa z telewizorem.

Chan zrzucił torbę na łóżko i ja rozpiął. Ze środka wyjął szary t-shirt i rzucił go we mnie. Zdjęłam materiał z głowy i posłałam mu zabójcze spojrzenie. Nie mógł podać tego normalnie, albo chociaż powiedzieć że zamierza czymś we mnie rzucić?

- Weź prysznic - powiedział i po raz pierwszy od rana, zobaczyłam całą jego twarz. Odwrócił się i przysiadł na łóżku. Mojej uwadze nie uszła rana nad jego lewym okiem i siniak na policzku.

- O Boże. Co ci się stało? -podeszłam bliżej by się temu przyjrzeć. Uniosłam palce do jego twarzy, jednak zanim zdążyły dotknąć jego policzka, Chris odwrócił głowę.

- Nic - odskakuje ode mnie i zabrał się za zdjęcie butów.

Moja ręką opadła bezsilnie.

- Nie wygląda mi to na nic.

- Ale jak dla Ciebie to nic - odburknął ponuro i rzucił butem, który sprawiał mu trudności w odwiązaniu.

Teraz ma to wszystko jeszcze więcej sensu. Kobieta przy recepcji na widok Chana, Bóg wie, co sobie pomyślała. A widząc mnie, zapewne myślała, że przytargał mnie tu siłą.

- Dlaczego taki jesteś? - pytam rozdrażniona. - Dlaczego nie pozwolisz sobie pomóc? Żyjesz sobie w tym swoim mroku. Chcesz żeby całe twoje życie tak wyglądało? Nie chcesz niczego więcej?

Po dłuższej chwili, w końcu zabrał głos.

- Weź prysznic - wyczułam w jego głosie lekkie zirytowanie. Ewidentnie chciał się mnie zbyć. Ta rozmowa nie ma sensu. Odwróciłam się na pięcie i bez słowa wmaszerowałam do łazienki. Nie będę tracić sił ani nerwów. Nie jest tego wart. Wzięłam szybki prysznic, byłam zmęczona i chciałam jak najszybciej się położyć. Zarzuciłam koszulkę, którą dał mi Chris. Była podobnej długości do tej, w której zazwyczaj spałam. Opuściłam łazienkę. Chris leżał na łóżku ze skrzyżowanymi rękami na piersi. Zasnął.

Nie mogłam się powstrzymać, aby nie podejść bliżej. Teraz nie będzie miał nic przeciwko bym zobaczyła tą ranę. Wróciłam się do łazienki i namoczyłam mały ręcznik wodą. Nie było tu niczego innego, zwykła woda musi mi wystarczyć. Ostrożnie przysiadłam obok niego i delikatnie przetarłam ranę nad jego okiem. Delikatne pocieranie rannej skóry sprawiło, że Chris przyciągnął oddech, ale nie otworzył oczu. Jego oddech był równy i spokojny, wskazując, że sen przybrał go w swoje ramiona. Patrząc na jego spokojną twarz, przypomniały mi się wszystkie chwile, gdy był w moim towarzystwie – te pełne strachu, pełne napięcia. Przez moment czułam się z nim tak blisko, jak nigdy dotąd. Ale jednocześnie zdawałam sobie sprawę, że wciąż istnieje głęboka przepaść między nami. Zamarzyłam o dniach, gdy ta przepaść mogła zniknąć. Powoli wstałam z jego boku, zostawiając go w spokoju.

- Nie ma za co - powiedziałam cicho.

 Odłożyłam ręcznik na komodę i położyłam się po drugiej stronie łóżka. Zakryłam się pod szyję i wygodnie ułożyłam. Coś nie dawało mi jednak spokoju. Podniosłam się na łokciach i rozejrzałam po pokoju. Znalazłam to, czego szukałam. Wstałam ostrożnie z łóżka, by nie obudzić Chana. Chwyciłam koc z kanapy i go nim zakryłam

To tyle. Byłam mu to winna za uratowanie Michaela. Nic więcej.

Po raz kolejny położyłam się i zakryłam. Czułam, że już za niedługo odpłynę i zasnę.

- Dzięki - wymamrotał.

; i know you - bang chan [KOREKTA]Unde poveștirile trăiesc. Descoperă acum