19

4K 313 266
                                    

Biegłam ile tylko sił w nogach. Nie mogę pozwolić im by mnie złapali. Bez wahania mnie zabiją. Nie śmię odwrócić się, by sprawdzić jak blisko mnie . Ocieram się o drzewa, próbując jak najszybciej je wyminąć, w tym samym czasie, kalecząc ramiona. Nie czuję jednak bólu, strach przed śmiercią przeważa nad tym cielesnym bólem. Biegnę, biegnę i upadam. Leżę twarzą w ziemi. Słyszę kroki. Odwracam się. Dogonili mnie. Wyciągają broń.

BANG!

Wyrwana ze snu, chwytam się za klatkę piersiową. Nie mogę oddychać. Serce wali mi jak oszalałe. To tylko zły sen, mówię sobie. Już po wszystkim. Na szczęście szybko zaczynam się uspokajać.

- Co jest? - Chris stał przy drzwiach do łazienki, wycierając twarz w ręcznik.

- Miałam koszmar - mówię.

- Ciepłe mleko i pistolet pod poduszką zwykle pomagają - rzuca jeszcze zanim ponownie zniknął w łazience.

Nie rozumiałam. Chris z pewnością miał odmienne poczucie humoru, adekwatne do jego sposobu życia, mnie jednak takie rzeczy nie śmieszą. Nagle naszła mnie myśl - co jeśli to wcale nie był żart.

Wślizgnęłam swoją dłoń pod jego poduszkę i zaczęłam wymacywać materac, aż nie natrafiłam na lufę. Ten człowiek jest jakiś nienormalny. Zabrałam do ręki broń i wstałam z łóżka. W tym samym momencie Chan wyszedł z łazienki.

- Myślałam, że żartujesz - tłumaczę, pokazując w dłoni pistolet.

- Rzadko żartuję - odpowiada. Już to zdążyłam zauważyć.

Odłożyłam pistolet na łóżko. Zostawiłam go w sypialni i poszłam się szykować. Przemyłam twarz i ręce, a następnie ubrałam to, co miałam założone wczoraj. Wtedy napłynęły do mnie wspomnienia zeszłej nocy - nasza ucieczka w las, moment postrzału, śpiąca twarz Chrisa. Mimo zamkniętych drzwi, spojrzałam w kierunku sypialni, gdzie leżał pistolet. Jego obraz był zanadto wyraźny.

 Gdy wyszłam z łazienki, Chris czekał już na mnie przy drzwiach. Przecież wcale długo się nie grzebałam. Nim się obejrzałam, byliśmy już w połowie drogi do domu. Zaczęłam myśleć o Michaelu. Za niedługo w końcu się z nim zobaczę. Mam tyle pytań. Zresztą on zapewne też. Podobno dowiedział się już o wszystkim od Chrisa, ale co oznacza "wszystko?  Zapewne tylko najważniejsze informacje, typu : żyje, wyszła za mąż. O czym jeszcze mu mówił?

- Chan - odwracam jego uwagę od drogi. - Co ja mam powiedzieć mojemu bratu? - pytam niepewnie. Bo do cholery nie wiem co robić. Mam mu powiedzieć o wszystkim?

- Michael zadał mi jedno pytanie - zaczyna. - "Dlaczego?"

- "Dlaczego" co? - pytam. Niech mówi dokładnie.

- Dlaczego za mnie wyszłaś.

Oh, ale to przecież jasne. Groził mi, że mnie zabije. Gdyby mnie po prostu zostawił, wszystko potoczyłoby się inaczej. Znam siebie i swojego brata, od razu poszlibyśmy zeznawać na policję. Chciałabym mieć go i chłopaków jak najszybciej się tylko da, za kratkami. A Chan dokładnie o tym wiedział, stąd zapewne jego pomysł na małżeństwo. Nie rozumiem jedynie powodu, dla którego zaproponował mi takie wyjście z tej sytuacji. Dałabym sobie głowę uciąć, że zabicie mnie, byłoby dla niego wygodniejsze. Dlaczego więc zostawił mnie przy życiu?

- Podobam ci się? - wymsknęło mi się przypadkowo. Byłam myślami zupełnie gdzieś indziej i nie kontrolowalam tego, co mówię.

Zerknął na mnie podejrzliwie.

- Boże. Co ja gadam... - próbuję się ratować. Nie mogę teraz spanikować, ale czy on sobie pomyśli, że coś od niego chcę? Powinnam być wdzięczna, że dotąd traktował nasze małżeństwo jedynie formalnie. - Nie to chciałam powiedzieć. Ja.. - urywam. Nie wiem. Nie mam pojęcia, co mu teraz powiem.

- W sumie - rzuca, gdy cisza się przeciąga. - Jesteś całkiem ładna.

Dlaczego te słowa sprawiły, że serce zabiło mi szybciej? Nie obchodzi mnie, co o mnie myśli.

- Zarumieniłaś się - zauważył.

Do cholery jasnej. Dlaczego moje ciało nie współpracuje z umysłem? Dlaczego się rumienię? Czuję się jak idiotka.

- Patrz na drogę - nakazałam.

Po uśmiechu na jego twarzy, wywnioskowałam że nieźle go rozbawiłam. Dotąd, Chris uśmiechnął się w moim towarzystwie dopiero drugi raz. Wygląda wtedy jak zupełnie inny człowiek. Wydawał się mieć jakieś marzenia, uczucia. Zazwyczaj patrzy na mnie tym pustym spojrzeniem, jakby to i od niechcenia. A na uśmiechniętego Chana, aż miło popatrzeć. Co ja znowu wygaduję? Jeszcze trochę i znowu coś głupiego palnę.

Odwróciłam twarz do okna i próbowałam zająć myśli czymś innym. Nie było to wcale takie trudne. Poczułam głód, gdy ujrzałam po drodze piekarnię. Nie jadłam nic od wczorajszego poranku, a nie wypiłam wtedy nawet całej kawy.

- Chcesz coś zjeść - zabrzmiało to bardziej jak stwierdzenie niż pytanie.

- Czytasz mi w myślach? - zaskoczona, zerkam na niego, ale po chwili znowu odwracam. Nie chcę na niego patrzeć, jeśli namiesza mi to ponownie w głowie.

- Nie - odpowiada. - Po prostu burczy ci w brzuchu już od jakiegoś czasu.

Poprawiłam się na siedzeniu i spuściłam wzrok na moje dłonie. Dlaczego stawia mnie zawsze w niekomfortowym miejscu? Też bym chciała, by chociaż raz poczuł jak to jest.

- Chodź, zjemy coś - skręcił na pobocze.

------------------

No i lecimy dalej :)
Jeszcze raz przepraszam za nie dodawanie rozdziałów przez ten tydzień. Ten kurs j. ang. trochę mnie pochłonął i bardzo zmęczył...

Teraz tylko kawa i piszę dalej ❤

; i know you - bang chan [KOREKTA]Where stories live. Discover now