34

3.8K 334 166
                                    

Michael wszedł razem ze mną do środka na posterunek. Jak zawsze, kazano nam zaczekać. Spytałam kobiety, gdzie przetrzymują Chana, ale nie mogła mi tego powiedzieć. Mam nadzieję, że wszystko z nim w porządku. Chociaż, czy to w ogóle możliwe? Został aresztowany.

Niecierpliwie wyczekiwałam, aż ktoś po nas przyjdzie i rozpocznie przesłuchanie. Wskazówki zegara zaczęły mnie drażnić. Czas płynął tak wolno. Niech nas już w końcu wpuszczą.

- Denerwujesz się ? - pytanie Michaela kompletnie mnie zaskoczyło. Nie spodziewałam się usłyszeć troski w jego głosie.

Niby dlaczego miałabym się denerwować? Odpowiem im na pytania, które chcą usłyszeć i sprawa będzie załatwiona. Chyba...

- Możesz być tutaj szczera, Blair. Za kratami, już nic Ci nie może zrobić, a reszta za niedługo do niego dołączy..

Co? Co on zamierza zrobić? Oskarżyć chłopaków? Przecież bez dowodów, nie może tego zrobić. Nigdy też żadnych nie znajdzie.

Zastanawiało mnie, czy chłopcy wiedzą o aresztowaniu. Przecież chyba byli wtedy w domu, więc jak to możliwe, że nie usłyszeli hałasu?
W takim razie, muszą wiedzieć.
Wstałam z krzesła by wyprostować nogi. Im więcej policjantów przechadzało obok mnie, tym bardziej zaczęłam się tym wszystkim stresować. Nie mam pojęcia, jakie pytania mogą mi zadać. Nie wiem też, jak na nie odpowiedzieć.. Jeśli powiem im całkowitą prawdę, Chris zostanie siedzieć na kilka dobrych lat.

Z moich rozmyślań wyrwał mnie znajomy głos.

- Blair! - ocknęłam się i popatrzyłam w stronę dochodzącego głosu. Tak, to naprawdę była Marie. Podbiegła do mnie i złapała moje ramiona. - Słyszałam wszystko od chłopaków - tłumaczy. - Zeznawałaś już?

- Jeszcze nie.

Dziewczyna wzięła głęboki wdech.

- Nie przyszłam tutaj prosić Cię o to, byś skłamała.. tylko, by sprawdzić, czy wszystko z Tobą w porządku. - szepnęła mi do ucha, po czym mocno mnie objęła.

- Blair Bang! - wywołał moje imię. W końcu! Wyplątałam się z ramion Marie i posłałam jej słaby uśmiech. Nie wiem, co się wydarzy. Nie wiem, jak to wszystko się potoczy.

Szczerze, zastanawiało mnie, do jakiego domu dzisiaj wrócę.

Weszłam do pomieszczenia przesłuchiwań, sama. Michael bardzo chciał wejść do środka razem ze mną, ale nie pozwolono mu. Może i tak lepiej. Czekała na mnie tylko jedna kobieta, ale mogę się założyć, że za ścianą siedzi ich więcej i że będą przysłuchiwać się naszej rozmowie.
Na pierwszy rzut oka, wygląda na sympatyczną, około 35-letnią kobietę. Zajęłam miejsce i cały stres, całe zdenerwowanie mnie opuściło. Nie ważne co powiem, mi nic nie grozi.

- Dzień dobry, Pani Wendel - przywitała mnie brunetka. - Nazywam się Kim Nayoon.

Już chciałam odpowiedzieć - miło mi, ale to byłoby kłamstwem.

Przed sobą miała jakieś papiery, w które ciągle się wgapiała. W końcu uniosła głowę znad kartek i na mnie spojrzała. Odchylila się na krześle i trochę się poprawiła.

- Mam kilka pytań do Pani, ale zanim je zadam, chciałam powiedzieć, że jest Pani tu bezpieczna. - mówi powoli i wyraźnie. - Jeśli jakiekolwiek groźby zostały skierowane do Pani, by skłamać dla dobra oskarżonego, proszę mi zaufać i powiedzieć szczerą prawdę, a o nic nie będzie się Pani musiała martwić.

- Rozumiem - odpowiadam krótko. Niech zadaje mi już w końcu te pytania, chcę stąd jak najszybciej wyjść.

- Oskarżenie tyczy się przetrzymywania i zmuszenia, w tym przypadku do małżeństwa, zgadza się...? - podnosi pytająco brew.

- Z tego co słyszałam. - jej mina, wskazywała na to, że nie lubi takich omijających odpowiedzi.

- W takim razie, zapytam wprost - mówi, opierając się o blat. - Czy ślub był pani świadomą i dobrowolną decyzją?

- Tak, chciałam tego. - mówię prawdę.

Zdecydowałam się na ślub, wybrałam go. Fakt, że to tylko dlatego, że moim drugim wyborem była śmierć, przemilczałam. Nie musiałam jej tego mówić, przecież o to nie pytała.

- Czy była Pani przetrzymywana w domu oskarżonego? - pyta, bez jakiegokolwiek wnikania w moją wcześniejszą odpowiedź.

- Nie, nie byłam - nie potrafiłam powstrzymać się od śmiechu. - Wychodziłam na zakupy, imprezy...wycieczki - dodaję, by brzmieć bardziej wiarygodnie. Zresztą, wszystko co mówię jest prawdą.

- Więc nie ma Pani żadnych zarzutów wobec męża? - chce coś zasugerować, albo może zaczyna mi wierzyć? - Pani brat był zaskoczony tym nagłym ślubem.

Czego ona chce ode mnie usłyszeć? Żadna odpowiednia odpowiedź nie przychodzi mi do głowy. Nie pozostaje mi więc nic innego.

- Mój brat się tylko o mnie martwi, nie przepada za Chrisem. Nigdy nie pozwoliłby na ten ślub, gdyby wiedział. Dlatego to przed nim ukrywałam. - tłumaczę i kładę asa na stół. Udało mi się zwrócić na niego, jej uwagę. Od razu go zauważyła.

- Piękny pierścionek - chwali, przyglądając się obrączce.

- Nieprawdaż ? - uśmiechnęłam się szeroko, pokazując kobiecie bliżej biżuterię. Mam nadzieję, że to w jakiś sposób pomoże.

- Zapewne jest Pani bardzo szczęśliwa - komentuje, a następnie znowu zagląda w swoje papiery. - Gdyby tylko nie Pani brat..

- No cóż, kiedyś będzie musiał zrozumieć - wzruszyłam ramionami, a następnie uniosłam dłoń by po raz kolejny zaprezentować jej pierścionek. Uśmiechałam się jak głupia do sera, ale zdała się mi wierzyć, że jestem szczęśliwa.

Szach mat, Kim.

; i know you - bang chan [KOREKTA]Where stories live. Discover now