27

3.8K 314 92
                                    

- Kiedy ostatnio widziałaś się ze swoim bratem ? - zapytał, ściszając odrobinę radio.

- Tamtej nocy, w lesie - odpowiadam.

- Minęło dużo czasu, co ? - zauważył.

To prawda, minął już ponad miesiąc odkąd jestem mężatką. Ponad miesiąc Michael nie wiedział co ze mną, gdzie jestem i jak się mam. Napewno mnie szukał.

- Chciałabym by wszystko było po staremu - mówię bardziej do siebie niż do Lucasa. Chciałabym jechać teraz do Michaela, wracając z jakiejś podróży z moim chłopakiem, albo wyjazdu z pracy. Chciałabym, żeby między nami było tak jak przedtem, spokojnie. Teraz będzie miał wiele pytań, a nigdy niczego przed nim nie ukrywałam. Zawsze wszystko o mnie wiedział, gdzie jestem i co robię, zresztą ja tak samo.

- Masz na myśli to, jak żyłaś przed Chrisem ? - zapytał niespodziewanie. - Czyli chcesz rozwodu - to nie było pytanie.

Popatrzyłam na chłopaka zdziwiona, że o tym mówi.

- Eh, ja... - zaczynam. Co mam mu powiedzieć, że ma rację? To będzie bardzo nie w porządku, powinnam najpierw pogadać o tym z Chrisem.

- Popieram Cię, jeśli o to chodzi - mówi. - Jeśli tego chcesz, powinnaś to zrobić. Mam na myśli rozwód.

Nie chcę rozmawiać z nim na ten temat. Nic mu do tego.

Resztę drogi milczę, choć bardzo chcę coś powiedzieć, ale powstrzymuję się. Lucas zaczął nucić po kolei piosenki, które leciały w radiu, nie było więc zbyt niezręcznie. 

Zatrzymał samochód na wjeździe i wyłączył silnik. Dom, w którym spędziłam pierwsze dni po swoim ślubie, wyglądał dokładnie tak samo jak wtedy, gdy go w pośpiechu opuszczałam.  Nadal nie wiem, dlaczego wtedy musieliśmy stąd uciec. Zresztą sytuacja ze szpitalem jest taka sama. Chris za nic w świecie nie chciał tam zostawać.

Wysiadłam z samochodu i nie czekając na Lucasa, weszłam do domu. Od razu usłyszałam głosy dobiegające z kuchni, skierowałam się w ich stronę. Uchyliłam drzwi i moim oczom ukazała się ósemka chłopaków i Marie.

- Cześć - przywitałam się i lekko pomachałam.

Zauważając mnie, odwrócili się w moją stronę i szeroko się uśmiechnęli.

- Blair, hejka - odezwała się jako pierwsza Marie i już po chwili znalazła się obok mnie i mnie objęła. Gdy mnie puściła, podeszłam bliżej do nich.

- Dobrze, że już jesteś - mówi Woojin. - Michael chyba jest w salonie.

- Dzięki - posłałam mu uśmiech. Gdy kierowałam się w stronę drzwi, zauważyłam Jeongina. Nie zwracał na mnie uwagi, był zajęty przeglądaniem czegoś na komórce.

- Eh, Jeongin - zatrzymałam się przy nim i dotknęłam jego ramienia. Natychmiast zablokował telefon i odwrócił twarz w moją stronę. - Przepraszam Cię za wczoraj, byłam zła na Chrisa i zachowałam się niegrzecznie.

- W porządku, wiem, że byłaś zmęczona - odpowiada i uśmiecha się serdecznie.

Wychodzę z kuchni i kieruję się do salonu. Jeszcze tylko kilka kroków dzieli mnie od mojego brata. Podchodzę do drzwi i powoli je otwieram. Widzę osobę, stojącą przy wielkich oknach. Stoi obrócona do mnie tyłem. To on.

- Michael - wołam.

Odwraca się i niedowierzając otwiera buzię.

- Blair - mówi cicho.

Podbiegam do niego i rzucam się w jego ramiona. Tak bardzo za nim tęskniłam, dłużej nie potrafiłam powstrzymać łez. Trzymałam go z całych sił, nigdy więcej nie chcę tak długiej rozłąki.

Wcale się nie zmienił. Miał te same ciemne, loki, ten sam uśmiech i wyraz twarzy. Tak jakby jego życie się zatrzymało i dopiero teraz znowu ruszyło.

Gdy w końcu odsuwamy się od siebie, by dokładniej na siebie popatrzeć, zauważam zmianę w jego spojrzeniu.

- Przyjechałaś - mówi z wyraźną ulgą. - Myślałem, że już Cię nigdy więcej nie zobaczę.

Usiedliśmy na kanapie, twarzą do siebie. Nie wiedzialam od czego tu zacząć. Jak się masz? Co robiłeś przez cały ten czas? Szukałeś mnie? 

Zanim jednak znalazłam odpowiednie pytanie, wyprzedził mnie.

- Zrobili ci coś? - szepnął, po czym przysuwa się bliżej. - Musisz mi powiedzieć, będę wtedy mógł pójść na policję. Wydostanę Cię stąd, a ich wszystkich zamkną.

Co? Odebrało mi mowę, kompletnie nie wiedziałam co powiedzieć.

- Grożą Ci - stwierdza - Dlatego też zgodziłaś  się na ślub, prawda ? Jeśli on Cię tylko tknął, to przysięgam, że go zabiję.

Nie potrafię dojść do głosu.

- Powinien był umrzeć w tym lesie - mówi już normalnie.

Chłopaki powiedzieli mu o wszystkim? Zapewne przez to jeszcze bardziej się martwił.

- Nic mi nie zrobili - odpowiadam w końcu. Oprócz tego, że Chris wykańcza mnie psychicznie, nigdy mnie nie uderzył. - I nie, nie grożą mi - dodaję.

- Nie martw się.. już za niedługo wydostanę Cię z tego piekła - mówi.

Jak niby zamierza to zrobić ? Jedynym wyjściem jest rozmowa z Chrisem, ale to ja to muszę to zrobić.

; i know you - bang chan [KOREKTA]Where stories live. Discover now