53

3.7K 290 77
                                    

Nie potrafiłam złapać dechu, a ból w klatce piersiowej zdawał się jeszcze bardziej narastać. Nie miałam siły więcej krzyczeć.
W ustach wezbrała mi się ślina, którą nie byłam w stanie połknąć. Cały mój układ oddechowy szwankował.
Już dłużej tutaj nie wytrzymam.
Resztkami sił, rzuciłam się na metalowe drzwi i ku mojemu zdziwieniu, ustąpiły bez większych problemów.

Wypadłam na zewnątrz, wdychając czym prędzej powietrze przez nos, krztusząc się jeszcze pozostałym we mnie gazem. Udało zrobić mi się tylko kilka kroków, ale dzięki temu że wybiegłam, pokonałam nawet parę metrów. Upadłam na ziemię i klęcząc, przyłożyłam głowę do podłoża, by tylko chwilę później wypluć nagromadzoną ślinę w piasek. Chęć wręcz zwymiotowania była przeogromna. Przetarłam usta dłonią, wycierając resztki śliny.

Oddech zaczynał się normować, a serce normalnie bić. Mimo to byłam okropnie wyczerpana. Czułam się jak gdybym przeszła przez najgorsze piekło, a trwało ono zaledwie kilka sekund. Gdybym została wewnątrz choćby chwilę dłużej, nie przeżyłabym tego.

Rękami podniosłam się do przysiadu, ledwie nie tracąc przy tym równowagi. Miałam teraz widok na to, co mnie otaczało.
Natychmiast zauważyłam, że nie byłam tutaj sama. Tuż przede mną, niecały metr od moich stóp stał wysoki mężczyzna. Na jego twarzy, a dokładniej prawym policzku widniała blizna. Stał wyprostowany, patrząc na mnie z pogardą.

Ogólnie mówiąc, nie wyglądał na godnego zaufania.

- Wstawaj! - rozkazał natychmiast i nie dając mi ani sekundy, szarpnął mnie za łokieć, zmuszając bym wstała. Byłam teraz w stanie zobaczyć wszystko naokoło.

Od razu rzucił mi się w oczy samochód chłopaków, zaparkowany niedaleko nas. Nigdzie nie było jednak po nich śladu. Obróciłam się w drugą stronę, też nic.

Natomiast świadomość, że są gdzieś w pobliżu, znacząco mnie uspokoiła.

Nim się ocknęłam, znów mną szarpnięto. Przeklęłam w duchu całą tą bandę. Robią ze mną co chcą, a ja nie mogę nic na to poradzić. Targają mną jak śmieciami.

Nie mam siły, by chociaż krzyknąć po pomoc.

- Idziemy! - rozkazał i znów, tak jak poprzednio, zaczął mnie prowadzić przed siebie. Teraz jednak szło nam to wszystko o wiele wolniej, choć mnie wydawało się że praktycznie biegłam. Odsunęliśmy się spory kawał od zaparkowanego samochodu.

Usłyszałam głośny huk, strzał z pistoletu. Tuż w moją stronę. Sekundę później wybronił drugi. Był tak cholernie głośny, że zasłoniłam dłońmi uszy.

Silna ręką powoli, zluźniła uścisk po czym całkowicie ze mnie opadła, a następnie upadłam i ja, tracąc zupełnie równowagę i pojęcie, co w ogóle się wydarzyło. To nie do mnie strzelono.

Oklapłam na ziemi - znów.

Tym razem jednak nie na długo.

- Blair! - uslyszałam głośny głos mężczyzny.  Nie, to niemożliwe, żeby to był on. Mój umysł chyba sobie ze mną pogrywa. Odwracam powoli zza siebie głowę, najpierw zauważając ogromne ciało, leżące w całkowitym bezruchu, a następnie mężczyznę, którego najmniej - a nawet i wcale się nie spodziewałam.

- Lucas? - pytam z niedowierzaniem. Choć  widzę go przed własnymi oczyma. Nie obchodziło mnie skąd się wziął, co tu robił, gdzie był tyle czasu, ani dlaczego nie dawał żadnego znaku życia. On tutaj jest!

Odzyskałam nadzieję a wraz z nią siłę. Jak najszybciej tylko potrafiłam, wstałam na równe nogi i ruszyłam ku niemu, rzucając mu się w ramiona.

Stał w kompletnym bezruchu. Wyczułam, że nie bardzo wiedział, co ma ze sobą w tym momencie zrobić, ale po chwili jak gdyby przemyśleń, oplótł mnie swoimi ramionami i mocno uścisnął, nie pozwalając mi ponownie upaść.

- Jak ty...? - wydusiłam.

- Chris do mnie zadzwonił i powiedział, że potrzebuje pomocy.

Stosunek między braćmi nie był najlepszy, gdy po raz ostatni widziałam ich razem. Najwyraźniej zdążyli ze sobą porozmawiać i  wszystko sobie wyjaśnić. Zresztą, minęło tyle czasu.

Odsunęłam się od niego odrobinę by lepiej mu się przyjrzeć. Bardzo się zmienił przez ten czas, kiedy go nie widzialam. Urósł, był wyćwiczony, nabrał mięśni. Jednym słowem - wydoroślał.

__________
Hej! Mam nadzieję, że wszyscy jesteście zdrowi... ściskam cieplutko ❤ u mnie rodzinka zdrowa - tak samo jak i znajomi w kraju jak i poza nim. Nie chcę tutaj jeszcze bardziej was depresować (?) Wiec na tym skoncze xDDD

Po długieeeeeeeej przerwie - w końcu kolejny rozdział 🤗💕

; i know you - bang chan [KOREKTA]Where stories live. Discover now