I

592 18 18
                                    

Wyjeżdżając z rodzinnej posiadłości, zaraz za zakrętem, Draco mocno dodał gazu. Jazda mugolskim samochodem naprawdę go odprężała. Westchnął głęboko, widząc pierwsze drzewa. Las otaczający posiadłość zawsze dodatkowo go uspokajał, ale dzisiejsze rewelacje przy kolacji z Czarnym Panem wyprowadziły go z równowagi tak głęboko, że czuł, iż jedynie whisky będzie w stanie ukoić jego nerwy. Zatopiony we własnych myślach w ostatniej chwili ostro zahamował, kiedy z lasu wybiegła dziewczyna. Prawie uderzyła o maskę. Wysiadł szybko i zmierzył ją od stóp po głowę. Była naga, jej włosy potargane, ale nie miała obrażeń. Kręciła głową, patrząc rozbieganym wzrokiem na samochód i za siebie. Ewidentnie przed kimś uciekała. Spojrzał na twarz.

 - Granger! - był zszokowany i wściekły widząc przed sobą właśnie tę dziewczynę -  Co ona tu robi? Naprawdę teraz? Właśnie dziś? Świetnie! Tylko tego jeszcze brakowało – pomyślał, nie mogąc uwierzyć we własnego pecha. Oczy dziewczyny rozszerzyły się z przerażenia, kiedy go rozpoznała. Domyślił się, że końcu znaleźli ją szmalcownicy. Zerknął w stronę lasu, ale nie zauważył nikogo. Gdyby to była jakakolwiek inna dziewczyna, przytrzymałby ją i zaczekałby na jej oprawców, jednakże to była Ona. Szukał jej tyle czasu, licząc, że nigdy jej nie znajdzie. Teraz wiedział, że musi działać szybko. 

- Wsiadaj do samochodu – nakazał. 

Granger zerwała się do dalszego biegu, gotowa uciekać i przed nim, ale zdążył ją złapać za ramię. Pociągnął ją za sobą, szybkim krokiem ruszył do drzwi samochodu. Ucieszył się, że była na tyle rozsądna, by nie krzyczeć. Podobnie jak ona, nie chciał przyciągać niczyjej uwagi. Próbowała mu się wyrywać, ale był silniejszy. Popchnął ją mocno na przednią kanapę i wsiadł, zamykając szybko drzwi centralnym zamkiem. Zanim ruszył zdążył ostatni raz spojrzeć w stronę lasu. Widocznie była szybka, bo nie zdążyli jej dogonić. Albo jakimś cudem ich unieszkodliwiła. 

Zerknął na nią z ukosa, miała w sobie więcej wstydu niż waleczności, bo zamiast próby ucieczki podjęła próbę osłaniania przed nim swojego nagiego ciała. Prychnął. Nie puszczając kierownicy, sięgnął prawą ręką na tylne siedzenie i rzucił jej koc Bestii. Okryła się szybko nawet nie zerkając na jego stan.

- Wybacz, że jest cały od sierści, ale nie mam nic innego. To koc na którym zwykle wożę psa.

- Dziękuję - powiedziała zaskoczona. Nie zdziwiło jej, że był na tyle litościwy, by dać jej okrycie, w  szkole niejednokrotnie dawał jej do zrozumienia, że się nią brzydzi, nie spodziewała się jednak, że przeprosi ją za stan koca. Otuliła się nim szczelnie, mając nadzieję, że jej ciało przestanie drżeć, w końcu szalone tempo jej serca napędzane biegiem i strachem teraz powoli się uspokajało. Tego przecież chciałam - powtarzała sobie w myślach, walcząc z sobą o własną rezygnację z dalszej walki - Dostać się do Malfoy Manor.  Może przynajmniej dowiem się, co się stało z Ronem.  

- Każdy śmierciożerca uznałby, że koc psa wystarczy dla szlamy... - pomyślał, zerkając na nią i pokręcił głową. Zasługiwała na coś zupełnie innego. Wrócił myślami do rewelacji Greengrassa i rozmowy z Czarnym Panem - Co za dzień... A teraz jeszcze Granger. Granger! Co ja mam teraz zrobić? Salazarze, chcę już być w Londynie.

- Zrobili ci coś? - zapytał, przerywając ciszę.

- Czy to ma jakieś znaczenie? - odpowiedziała cicho i znów prychnął w odpowiedzi.

- A nie ma? - zakpił.

- Przecież niebawem zabije mnie Sam Wiesz Kto – powiedziała z goryczą.

- Nie sądzę, żeby tak się stało Granger – odpowiedział.

- To co się ze mną stanie? - zapytała, hardo podnosząc głowę.

- Powiesz mi, gdzie jest tajna kryjówka zakonu Feniksa, to cię tam odwiozę – zaśmiał się.

- Bardzo śmieszne, nawet gdyby jeszcze jakaś istniała, wolałabym umrzeć niż ci to zdradzić - syknęła.

- W takim razie zabieram cię do siebie – powiedział powoli.

- Nie odwieziesz mnie od razu do Sam Wiesz Kogo? - w jej głosie było słychać wyraźne napomnienie.

- Ty masz o to do mnie pretensje, że cię nie wydam?

- Nie, tylko... - zaczęła się tłumaczyć, ale poczuła nagły przypływ nadziei – Jeśli nie zamierzasz mnie wydać Malfoy, to po prostu mnie wypuść, nie chcę ci robić kłopotu, nikt się nie dowie, że się na siebie natknęliśmy, przysięgam.

Roześmiał się.

- Granger, to, że nie podjąłem decyzji, co z tobą zrobię, nie znaczy, że jestem idiotą. Ty też nie zgrywaj głupiej.

- Nie zgrywam głupiej. Po prostu nie mam pojęcia, jak chcesz mnie nie wydać Sam Wiesz Komu, przecież dowie się, że jestem w waszych lochach, nie ukryjesz mnie przed nim – tłumaczyła.

- Nie mam lochów. Jedziemy do mojego apartamentu w Londynie, nie do posiadłości moich rodziców - sprostował. 

- Co? Po co? - zapytała marszcząc czoło i brwi. Chciała dołączyć do Rona w lochach, wyobrażając sobie romantyczną śmierć w ramionach ukochanego, teraz czuła narastającą panikę, na myśl, że jej plany zostaną pokrzyżowane. Poprawiła na sobie koc, zastanawiając się czego mogłaby spodziewać się po młodym Malfoy'u. Wpatrywała się w jego profil, nie potrafiąc go rozgryźć. Nie odpowiedział na jej pytanie, wydawał się skupiony na drodze.  

- Dlaczego wieziesz mnie do siebie? - spytała, zła na siebie, że nie potrafiła ukryć napięcia w swoim głosie - Potrzebujesz domowego skrzata? - zażartowała, nieudolnie próbując zatuszować emocje.  

- Świetna myśl. Jeśli ktoś cię znajdzie, powiem, że jesteś moim skrzatem. Możesz ścierać kurze, robić pranie, myć podłogę...

- Pytam poważnie. Co zamierzasz ze mną zrobić? - wpadła mu w słowo. 

- Zrobię ci kolację, jak chcesz, napijesz się ze mną whisky.

- Wybacz, ale nie jestem w nastroju do żartów – skrzywiła się.

- Jestem śmiertelnie poważny, Granger.

- Co? Malfoy! - pisnęła - Uderzyłeś się w głowę? Co ty kombinujesz? - gdyby to był jakikolwiek inny śmierciożerca, pomyślałaby, że chce ją wykorzystać, zanim ją wyda, ale to był On! Gardził mugolaczkami, nie tknąłby jej. 

- Nic nie kombinuję Granger. Po prostu jeszcze nie wiem, co dokładnie z tobą zrobię.

Ostatnie zdanie zabrzmiało dla niej jak groźba. Milczała, starając się pohamować łzy. Bała się. To by chciał jej pomóc, wydawało jej zbyt nierealne. - Może przynajmniej dowiem się, gdzie jest Ronald - starała się pocieszyć się w myślach. 

Jechali jakiś czas w ciszy. Dziewczyna mocno przygryzała dolną wargę. Zerkał na nią co jakiś czas, nie mógł się powstrzymać. W końcu głośno westchnął.

- Domyślam się, że w końcu znaleźli cię szmalcownicy. Co ty robiłaś w lesie kilkanaście kilometrów od mojego rodzinnego domu?

- Ukrywałam się - odpowiedziała. 

- Świetna kryjówka – warknął - Co ona sobie wyobrażała? Ukrywać się pod nosem śmierciożerców?  To powiesz mi w końcu czy cię skrzywdzili? - zapytał zniecierpliwionym tonem.

- Nie zdążyli, złamali mi różdżkę, ale odrzuciłam ich jakoś. W dzieciństwie tak samo stało się z psami, które zaatakowały mnie w parku, moja mama bardzo się wtedy wystraszyła – uśmiechnęła się smutno do swoich wspomnień. 

Pozwolił jej na zatopienie się w nich, widząc, że jej rysy chwilowo złagodniały. Nie chciał jej już o nic pytać. 

Będziesz żyćWhere stories live. Discover now