XI

365 9 10
                                    


Lord Voldemort, ubrany w czarny garnitur i ciemnoszarą koszulę, siedział nonszalancko rozparty w fotelu przy konferencyjnym stole w ministerstwie magii. Od kiedy odzyskał dawny wygląd, nikt nie mógł odmówić mu uroku i charyzmy. Czekał spokojnie, obracając w palcach swoją różdżkę, dopóki wszyscy śmierciożercy z najwyższego kręgu nie zajęli swoich miejsc. Podniósł wówczas wzrok, podrzucił różdżkę, łapiąc ją tą samą ręką i lekką nią machnął. Nad stołem ukazał się ogromny pergamin. Na jego szczycie widniał napis Libellum Obedientiam. Oczy zebranych zatopiły się w tekście dokumentu.

- Zaczniemy od kwestii formalnych. Niniejszy dokument powstał w związku z tragicznymi skutkami klątwy, którą jak wiecie, rzucili Rowena Ravenclaw, Helga Hufflepuff i Godryk Gryffindor, a które dotknęły już cztery rodziny czystej krwi. Klątwa pozwala na utrzymanie czystości krwi przez 15 pokoleń. Jeśli w 15 pokoleniu nie dojdzie do... - zawiesił głos – zmieszania się krwi rodu z krwią mugoli - powiedział z obrzydzeniem - nastąpi trwała utrata magicznych zdolności w kolejnych pokoleniach. Jesteśmy zmuszeni temu przeciwdziałać. Za zdradę krwi zatem nie może być uznawany związek pomiędzy pełnoprawnym czarodziejem a mugolem, szlamą lub czarodziejem półkrwi zawarty w koniecznym czasie, jeśli osoba niewywodząca się rodu czystej krwi podpisze niniejszy certyfikat posłuszeństwa. Certyfikat jest dożywotni, obowiązuje do śmierci jednej z zainteresowanych osób. Działa tylko podpisany krwią. Żebyśmy mieli przejrzystość administracyjną, po podpisaniu prześlijcie go Florze Carrow, do Departamentu Kontroli Szlam i Mugoli. Jakieś pytania?

- Czy to wpłynie na przepisy dotyczące edukacji? - zapytała Dolores Umbridge.

- Nie. Do szkoły magii i czarodziejstwa w Hogwarcie nadal mogą uczęszczać tylko czarodzieje czystej krwi lub czarodzieje półkrwi. Szlamy wciąż są z tego przywileju wykluczone, ten punkt nie podlega zmianie. Czy ktoś chciałby coś dodać?

- To wspaniały pomysł! – krzyknął Marcus Flint przymilnie -  Bardzo mi się podoba ten certyfikat, jesteś geniuszem Panie! 

- Z tego co słyszałem, nie potrzebujesz certyfikatu, by wymusić posłuszeństwo na mugolaczkach Marcusie – powiedział Lord uśmiechając się lubieżnie – Certyfikat dotyczyć będzie Twojej rodziny dopiero za dwa pokolenia. Ktoś jeszcze? - zwrócił się do pozostałych.

Zebrani pokręcili nieznacznie głowami.

- Przejdźmy zatem do omówienia kwestii polityki zagranicznej, ale najpierw może cos zjedzmy i napijmy się - powiedział i skierował różdżkę w stronę stołu, na którym pojawiły się przekąski.

- Myśl o mugolu w moim rodzie odbiera mi apetyt – szepnął Nott.

- Sukcesy, oprócz siły i pracowitości, warunkuje także umiejętność dostosowania się do warunków, drogi Teodorze – powiedział Voldemort.

Spotkanie trwało ponad godzinę. Rozważano formę utrwalenia władzy poprzez zawarcie sojuszy międzynarodowych, głównie budując powiązania z magicznym kongresem Stanów Zjednoczonych. Lord Voldemort miał nie najlepszy PR w Europie, sytuacja ta szczególnie dotyczyła Francji, która politycznie zawsze wspierała raczej poglądy nieżyjącego Albusa Dumbledore'a niż  śmierciożerców. Draco bardzo cenił nie tylko umiejętności magiczne Voldemorta, ale doskonały zmysł polityczny. Teraz również chłonął każde jego słowo. Odkąd Voldemort przyjął honorowo tytuł Ministra Magii, świat czarodziejski zaczął wyraźnie wychodzić z epoki średniowiecza i wkraczać w zupełnie Nową Erę, choć nie zapowiadała się ona szczególnie szczęśliwie dla mugoli. Opuszczając spotkanie, Draco analizował wszystkie swoje następne posunięcia, kiedy ojciec wyrwał go z zadumy.

- Draco, zaczekaj – powiedział dotykając ramienia syna.

- Tak ojcze? - młody Malfoy podniósł wzrok.

- Twoja matka pragnie cię odwiedzić, ma do ciebie sprawę. Prosiła, bym ją zapowiedział. Znajdziesz dla niej chwilę dziś wieczorem? - zapytał Lucjusz.

Młody arystokrata zacisnął zęby. Wizyta matki generowała problemy, nie mógł jednak odmówić, nie chciał wzbudzać podejrzeń. Miał zresztą pewność, że matce mógłby nawet powiedzieć prawdę z pewnością zachowałaby jego sekret dla siebie. Nie chciał jej jednak narażać. Miał nadzieję, że Hermiona zrozumie zagrożenie i będzie umiała siedzieć cicho. 

- Oczywiście ojcze, może się teleportować pod budynkiem o 18:00?

- Z pewnością. Przekażę jej - odpowiedział i wyszedł. 

Będziesz żyćWhere stories live. Discover now