XVI

383 8 2
                                    


Lord Voldemort podniósł głowę zza biurka, na którym leżała rozłożona mapa Londynu.
- Draco, można powiedzieć, że oczekiwałem twojej wizyty. Słucham.
- Panie, myślałem o swojej decyzji dotyczącej małżeństwa.
- Tak, Draconie?
- Chciałem zapytać o szlamę Pottera, Hermionę Granger. Nie ma żadnych wytycznych, jak z nią postępować w przypadku schwytania. Czy istnieją jakieś plany względem niej?
Na twarzy Czarnego Pana pojawił się uśmiech.
- Draco, nie zaprzątam już sobie głowy szlamami. Jest członkiem Gwardii Dumbledore'a, więc ma dwa wyjścia, uznanie mojej władzy lub śmierć. Rozumiem, że pytasz o nią, ponieważ rozważasz ją jako dziewczynę, która miałaby otrzymać twoje nazwisko i powić ci dziecko?
- Tak Panie.
- Musi uklęknąć przede mną i podpisać to - Czarny Pan machnął różdżką i posłał pergamin Libellum Obedientiam w stronę Malfoya -  wtedy zrobisz z nią, co zechcesz. - Draco złapał go i ukłonił się nisko. - Uważaj, to niewielkie wymagania, ale gryfoni jakoś sobie z nimi nie radzą - zaśmiał się Lord. Kiwnął na Draco palcem, więc ten podszedł do biurka. Spojrzał na mapę Londynu rozłożoną na biurku, po której poruszały się niewielkie napisy z imionami i nazwiskami czarodziejów. Draco oniemiał. W miejscu, gdzie znajdował się jego wieżowiec, był wyraźny napis Hermiona Granger. – Prawdę mówiąc chłopcze, zastanawiałem się, kiedy o nią zapytasz. - powiedział Czarny Pan wskazując palcem na napis - Wiedziałem oczywiście, że nasz dzielny, waleczny młody Weasley myli się, zapewniając, że nigdy jej nie odnajdziemy. Nie spodziewałem się jednak, że powiesz mi o niej dopiero po 3 dniach od schwytania - Czarny Pan spojrzał Draconowi prosto w oczy.
- Przesłuchiwałem ją, dzięki niej wiem, że ktoś z mugolskiego rządu pomaga Gwardii, wszcząłem już dyskretne poszukiwania, Panie, nie chciałem, żeby Macnair... - słowa wydobywało się z Draco z prędkością pocisków.
- W porządku Draco, wierzę ci. Natchnęła cię także do stworzenia prototypu Libellum Obedientiam – Czarny Pan roześmiał się - Rozumiem męską słabość do kręconych włosów. Lojalność tchórzy, głupców i zdrajców najlepiej utrzymuje się strachem, lecz w związku z tym, że nie zaliczam cię do żadnej z tych grup, zamiast strachu postawię na wyrozumiałość wobec ciebie, nie rozczaruj mnie.
- Nie rozczaruję. Panie?
- Słucham Draco.
- Czy można tę mapę wykorzystać do schwytania pozostałych członków Zakonu?
- Niestety, nie pokazuje ona starych kryjówek, jeśli na jakieś miejsce zostały nałożone środki ochronne, zanim nakazaliśmy ich legalizację, na mapie ich nie ma.
- Ta mapa...
- Stworzyłem ją kilka miesięcy temu, wciąż nad nią pracuję.
- Można by rozszerzyć ją na całą Anglię.
- Z czasem Draco, z pewnością tak – Czarny Pan uśmiechnął się, widząc podziw w oczach chłopaka. Wiedział, że jest dla niego ogromnym autorytetem i czuł do Draco pewną sympatię.
- Jeszcze jedno, Draconie. Zostawiłeś mugola Creeveya przy życiu, uleczyłeś go.
- Tak Panie, wiedziałem, że jeśli złapiemy Dennisa, możemy potrzebować jego ojca, by zmusić go do mówienia. Nie zawsze zgadzam się z Macnair'em. Uważam, że nierozsądnie jest pozbywać się kart, jeśli nie rozegrało się partii do końca.
- Rozumiem – powiedział Czarny Pan kierując wzrok ponownie na mapę. 
- Panie? - szepnął chłopak.
- Chciałeś jeszcze o coś zapytać? - Lord Voldemort ponownie podniósł wzrok na Malfoy'a. 
- Właściwie tak. W lochu są zdrajczynie krwi Molly i Ginevra Weasley, mogę ich potrzebować.
- Są twoje. Ja już skończyłem tę partię. Następne rozdanie mam na spotkaniu z amerykańskim magicznym kongresem – roześmiał się, używając metafory Malfoy'a. Draco podziękował, ukłonił się nisko i wszedł do kominka w momencie, kiedy Bellatrix Lestrange otworzyła z rozmachem drzwi do sali. Zanim chłopak zniknął w płomieniach, zdążył jeszcze zobaczyć, jak Czarny Pan wplata palce w kręcone włosy jego ciotki i przyciąga ją do siebie. Wracając do kominka w jadalni rezydencji Malfoy'ów, by przekazać rodzicom wieści, uśmiechał się pod nosem.

Będziesz żyćWhere stories live. Discover now