IV

414 13 12
                                    

Pierwsze kroki po przebudzeniu skierował jak zawsze w stronę ekspresu do kawy. Można powiedzieć, że znacznie bardziej docenił mugoli, odkąd skosztował świeżo palonej Kopi Luwak.  Przyrządzał ją bez pomocy magii, tak smakowała najlepiej. Nigdy nie był leniwy, a mugolska kuchnia do przypominała mu laboratorium eliksirów. Spojrzał na dziewczynę leżącą na kanapie. Nie chciał jej budzić szumem młynka. 

- Noc była dla ciebie ciężka, ale sama jesteś sobie winna. Może oduczy cię to od zadawania zbyt wielu pytań – pomyślał.

Zrezygnowawszy z kawy, ubrał szybko dres, napisał na kartce „poszedłem pobiegać", położył ją na kuchennym blacie i najciszej jak umiał, wyszedł mieszkania. Kiedy wrócił godzinę później, Hermiona już nie spała. Siedziała w kuchni przed jego kartką i patrzyła zamyślona przed siebie.

- Jadłaś już coś? - zagadnął, rzucając torbę ze świeżymi bułkami na blat i ściągając przepoconą bluzę od dresu i koszulkę.

Pokręciła głową i spojrzała na niego. Stał przed nią w samych spodniach od dresu i najwyraźniej oczekiwał bardziej rozwiniętej odpowiedzi. Był dobrze zbudowany. Pod tym względem przypominał Rona. Ronald... Jak ona tęskniła za jego silnymi, opiekuńczymi ramionami...

- Nie mam ochoty – szepnęła, spuszczając głowę.

- Musisz jeść - podszedł do niej z wahaniem, ale widząc jej zmieszanie wyminął ją i stanął kilka kroków dalej - Zrobisz kawę? Jest w szafce nad ekspresem. W kuchni czuj się jak u siebie – mrugnął do niej i uśmiechnął się. To nie mogło jej się przewidzieć. Jego beztroska złośliwość lekko ją zirytowała. 

- Mam dziś dużo pracy. Możesz sobie coś poczytać, biblioteka jest do twojej dyspozycji. Wyślę kilka sów i wychodzę, przy okazji kupię ci jakieś ubrania. Lunch jem dziś z tatą, ale coś ci przyniosę.

- Malfoy, ja nie mogę tu siedzieć, a ty nie powinieneś mnie tu ukrywać - zganiła go. 

- Przerabialiśmy to wczoraj. Nie będę się powtarzać - uciął.

- To wszystko jest takie nierealne. Trwa wojna, ty biegasz sobie rano, spotykasz się z tatą, jesz świeże pieczywo, śpisz w ciepłym łóżku, a my się ukrywamy, nie mamy pojęcia, co się dzieje z naszymi najbliższymi, głodujemy, giniemy. Taki dysonans jest nie do zniesienia - uderzyła pięścią w kuchenny blat. 

- Po pierwsze, wojny już nie ma. Skończyła się. Wy ją przegraliście. Po drugie każdy sobie wybrał stronę i wszystko co się dzieje, jest konsekwencją tychże wyborów.

- Jaką stronę mieli wybrać czarodzieje mugolskiego pochodzenia Malfoy?

- Nie wiem Granger, mugolaki mnie nie obchodzą.

- To co ja tu robię?

- Mam nadzieję, że kawę – zaśmiał się i skierował w stronę sypialni.

- Czyli jednak mam być skrzatem – powiedziała pod nosem, wyciągając kawę z kuchennej szafki.

- Mówiłem ci, że to rewelacyjny pomysł. Zapamiętaj też, że mam rewelacyjny słuch – powiedział, wychylając się z sypialni.

Zdążył wziąć prysznic i ubrać się, kiedy przyleciała sowa z paczką dokumentów. Spełniła jego życzenie i zrobiła kawę. Nie podziękował. Musiała za to przyznać, że nigdy nie piła lepszej kawy. Miała specyficzny aromat, było w niej coś dzikiego, każdy jej łyk przenosił ją do azjatyckiej dżungli. Draco zrobił śniadanie, kładąc dla niej talerz z kanapkami i szklankę świeżego soku z cytrusów na stół. Nie patrzył na nią, nie odzywał się, krzątał się po domu zupełnie ją ignorując.  Siedział w swoim gabinecie nad biurkiem ponad godzinę. Hermiona zwinęła się w kłębek w fotelu z „Najczarniejszymi Zakamarkami Magii" autorstwa Godelota. Pochłonięta lekturą nie zauważyła, kiedy stanął tuż nad nią. 

- Wychodzę - powiedział i zobaczył, że lekko drgnęła na dźwięk jego głosu. Zaraz też nerwowo naciągnęła poprawiła na sobie jego koszulę, jakby w obawie, że odsłoniła za dużo - W lodówce jest jeszcze krem z białych warzyw, odgrzej sobie. Wrócę późnym popołudniem. I błagam, nie zrób nic głupiego, bo oboje będziemy mieli przesrane. Udawaj, że cię tu nie ma. Nosisz rozmiar S?

- Tak. Malfoy, ja w mugolskim banku mam pieniądze – powiedziała zmieszana. 

- Kontrolujemy operacje na wszystkich kontach poszukiwanych czarodziejów – uśmiechnął się z pełną wyższości dumą.

- Jak na to wpadliście?

- Ja na to wpadłem, Granger. Zdziwiłabyś się, ale uważałem na mugoloznastwie.

- Jeśli robisz takie rzeczy, to dlaczego mi pomagasz?

- Zaczynam myśleć, że to objaw jakiejś choroby. Chyba coś złapałem. Zaraziłaś mnie czymś, jak wpadłaś mi pod auto. Może to szlamydia.

- Nadal jesteś wredny – skrzywiła się.

- Rozmiar stanika.

- Co?

- Chcesz chodzić bez? Jakoś specjalnie mi to nie przeszkadza.

- 85 B – powiedziała i sekundę później roześmiała się na głos.

- Z czego się śmiejesz?

- Może gdybym powiedziała Sam Wiesz Komu, że będziesz mi kupował biustonosz, to by go to zabiło. Umarłby ze śmiechu, niezależnie od ilości pochowanych po świecie horkruksów.

Pokiwał głową z miną pokerzysty.

- Ale kto mógł to przewidzieć Granger? Nie obwiniaj się. Najlepsze pomysły zawsze przychodzą zbyt późno, by je zrealizować - odparł i zupełnie nieświadomie sięgnął ręką do jej włosów i zmierzwił je lekko. Podniosła głowę zszokowana, a kiedy ich spojrzenia spotkały się, dotarło do niego co właśnie zrobił. Szybko cofnął rękę i wyszedł z mieszkania nie oglądając się za siebie.

- Co ja sobie myślałem!? Salazarze! Jakie te jej loki są miękkie... Nie mogę dotykać jej włosów, w ogóle nie mogę jej dotykać. Muszę się opanować – próbował zatrzymać gonitwę myśli w swojej głowie - Bryła lodu. Tak, bryła lodu. Nie mogę być miły. Ona musi wiedzieć, że ma być posłuszna. Jeśli ma przeżyć, musi czuć, że ja rządzę, podejmuję wszystkie decyzje, a ona wykonuje polecenia bez mrugnięcia okiem. Nie mogę być dla niej miły. Durna szlama. Bryła lodu.  Nie mogę jej dotykać, nie mogę! Bryła lodu. Te pieprzone włosy. Marzyłem o tym od czwartej klasy. Może ją spetryfikuję i ogolę na łyso – zaśmiał się na głos z własnego pomysłu, wychodząc z windy.

Będziesz żyćUnde poveștirile trăiesc. Descoperă acum