XLVIII

240 10 49
                                    

Miniaturka z aplikacji FaceApp ukazuje Delphini (w roli Voldemorta pozostaje Christian Coulson, jakoś wolę postacie z nosem:)

***

Krzesła dla wizytujących śmierciożerców ustawiono w rzędzie na drewnianym podwyższeniu, scenie w teatrze egzekucji. Młody Malfoy siedział obok Delphini, nie mogąc pojąć, jak widok pięciu ciał leżących na ziemi niczym porzucone worki ziemniaków, może tak bardzo cieszyć jej oczy. Uśmiechała się jak dziecko, które właśnie otrzymało zabawkę. Więźniowie próbowali uciec, myśląc, że magiczna bariera ochronna otaczająca obóz ma szczelinę, w której mógłby zmieścić się człowiek. W rzeczywistości przerwa była wielkości kamienia, stanowiła pułapkę, w którą łatwo wpadli. Zwołano specjalny apel dla całego obozu, na którym po serii criuciatusów podano uciekinierom truciznę. Zmarli w konwulsjach, z pianą w ustach i mokrymi od moczu spodniami. Towarzysze niedoli dzielący z uciekinierami męski blok mieli stać na baczność przez kolejne 48 godzin. Z podwyższenia Scorpius miał doskonały widok na szeregi wychudzonych mężczyzn. Wiedział, że dla wielu z nich będzie to niewyobrażalny wysiłek. Łatwo mógł rozpoznać tych, którzy czuli, że nie podołają. Ich głowy były spuszczone, ramiona opadłe, postawa wyrażała bezbrzeżną rozpacz. Była to wyjątkowo wyrafinowana kara śmierci, jednak długi czas oczekiwania nie satysfakcjonował córki Voldemorta. Delphini szybko się nudziła i Scorpius nie zdziwił się, gdy wstała.

- Idziemy? Nie będę patrzeć jak po prostu stoją – zwróciła się do Scorpiusa.

- Zawsze można zrobić zakłady, który przewróci się pierwszy – powiedział komendant obozu Teodor Nott, ale wstał z krzesła zaraz po tym, jak uczyniła to Delphi.

- Hazard mnie nie pociąga – uśmiechnęła się z grzecznością i podała mu rękę na pożegnanie. Ucałował ją i odszedł w stronę budynku administracji.

- To idziesz czy nie? - ponowiła pytanie, patrząc wyczekująco na Scorpiusa. Nie podniósł na nią od razu wzroku. Zachował minutę ciszy, chcąc oddać niemy hołd ofiarom. Nauczyła go tego matka.

- Za chwilę. Chcę jeszcze porozmawiać z głównym nadzorcą o zaopatrzeniu – wskazał na stojącego nieopodal śmierciożercę, który również przyglądał się egzekucji.

- Zaopatrzeniu? Przecież oni niczego nie potrzebują - prychnęła – Czekam na ciebie w pałacu – rzuciła i skierowała się w stronę wyjścia. Patrzył przez chwilę, jak odchodzi, myśląc, że właściwie chciałby jej już nigdy nie oglądać.



Kiedy wszedł do komnaty Czarnego Pana ten klasnął w dłonie, a skrzat nalał mu whisky. Nigdy wcześniej Scorpius nie pił alkoholu z Czarny Panem. I nigdy nie widział się z nim sam na sam.

- Zapewne zastanawiasz się, dlaczego cię wezwałem.

Młody Malfoy kiwnął głową.

- Często spotykasz się z Delphini. Lubi cię. Po ostatnim jej incydencie, kiedy targnęła się na swoje życie, postanowiłem dać ci moje oficjalne błogosławieństwo. Ujawnię jej istnienie i zawrzecie związek małżeński.

Lorda Voldemorta nie interesowało szczęście córki. Chciała wolności, dostanie ją. Była już zresztą dorosła i coraz bardziej obawiał się, że ktoś może pokusić się o zniszczenie go. Potrzebował wnuka. Kolejnego dziecka, w którym będzie mógł umieścić cząstkę swojej duszy. Malfoyowie mieli pozycję, pieniądze, wpływy. Byli rodziną Delfini, co idealnie wpisywało się w tradycje czarodziejskie rodu jego matki. Gauntowie przecież nie zawiązywali małżeństw poza swoją rodziną. I najważniejsze – syn Dracona kochał inną. To mogło stanowić rozrywkę i było znakomitym sprawdzianem wierności. Scorpius rozważał odmowę przez niecałą sekundę. Patrząc na złowieszczy błysk o oczach Czarnego Pana, wiedział, że nie ma możliwości odmowy. Stał przed władcą niemalże absolutnym. Bał się, że wiedząc o jego uczuciu do Lily, mógłby ja zabić. Wszyscy skończyliby w obozie. Musiał chronić Lily za wszelką cenę.

Będziesz żyćTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang