III

414 11 4
                                    

- Wanna? On to nazywa wanną?  

Hermiona patrzyła czarny, kamienny basen, nieco większy od tego w hogwarckiej łazience prefektów. Sięgnęła po jeden z ciemnozielonych ręczników złożonych na półce, odkręciła złoty kran i usiadła na brzegu. Ronald nie żył. Poczuła zbierające się pod powiekami łzy, na myśl, że już nigdy jej nie przytuli. Już nikt jej nie przytuli. Być może swoje ostatnie chwile spędzi w luksusie, ale to nigdy nie było czymś, na czym by jej zależało. 

- Chyba, że to naprawdę nie są moje ostatnie chwile... Może Malfoy w końcu mnie wypuści? Może jednak mi pomoże? Przecież gdyby miał mnie wydać albo zabić, już by to zrobił. Powiedział, że mnie nie skrzywdzi...  

Zrzuciła koc na podłogę i weszła do wanny. Gorąca woda objęła ją i Hermiona dopiero wówczas uświadomiła sobie jak bardzo jest wyczerpana. Zanurzyła się po szyję i przymknęła oczy. Coś jej umykało. Istniała jakaś zmienna, której nie była w stanie dostrzec, mogąca wyjaśnić to wszystko.  Ale wiedziała, że nie rozgryzie tak łatwo. Zmęczony umysł nie działa tak, jak powinien. Potrzebuję snu. I muszę dowiedzieć się jak zginął Ron. Malfoy musi mi to powiedzieć. 

***

Kiedy wróciła do salonu, miał już za sobą 3/4 butelki. Siedział w fotelu, a na kanapie leżała puszysta poduszka i świeży, gruby, miękki koc. Miała świadomość, że naszykował to specjalnie dla niej. Podobnie jak kolację. To jest... miłe. On jest miły. Stanęła tuż przed nim, nie potrafiąc rozgryźć zmiany w zachowaniu śmierciożercy.  

- Nalejesz mi jeszcze? - szepnęła kiwając lekko głową w stronę szklanki. Nigdy wcześniej ich relacje nie były tak normalne. Koleżeńskie. Niemalże przyjacielskie. Wciąż ją szokowało, że Malfoy jest do tego zdolny. 

Podniósł na nią wzrok. Była zbyt blisko. Miała mokre włosy, jego koszula sięgała jej tuż przed kolana. Podwinęła rękawy i rozgrzana prysznicem wyglądała jak kochanka, która wyszła świeżo z jego łóżka.

- Zdecydowanie z tobą nie wytrzymam. Jednak cię skrzywdzę, jeśli będziesz tak wyglądała. Chyba będę musiał przestać pić, żeby nie stracić kontroli – pomyślał, po czym z udawaną obojętnością podszedł do barku i napełnił jej szklankę.

- Dziękuję - usiadła na kanapie i przełknęła kilka łyków. Nawet się zdziwił, że ta dziewczyna potrafi pić czystą whisky, nie krzywiąc się przy tym. Spojrzała na niego i ponownie przechyliła szklankę. Piła whisky z Malfoyem ubrana tylko w jego koszulę. Dla żadnego z nich nie była to komfortowa sytuacja.  Sięgnęła po miękki koc, który dla niej wyciągnął  i otuliła nim nogi. Podziękował jej za to w myślach. 

- Wiesz – zaczęła – to ja wtedy rzucałam zaklęcia ochronne na namiot i mnie zaatakował szmalcownik. Pojawił się nagle. Ron miał refleks. Rzucił się na niego, krzycząc, żebym uciekała. Zostawiłam go tam, byłam pewna, że da sobie z nim radę. Mieliśmy umówione miejsce teleportacji, czekałam i czekałam, ale on nie przyszedł. Dopiero dziś uświadomiłeś mi, że jego zaklęcia podczas walki musiały ściągnąć więcej szmalcowników. Przez namiar nie mieliśmy szans.

- Czarny Pan jest najpotężniejszym czarodziejem, jakiego znam. Nigdy nie mieliście szans. Żaden z was nigdy nie miał szans osobno i nie mieliście szans razem wzięci – odpowiedział.

- Chcę wiedzieć jak zginął.

- Po co ci wiedza o czymś, z czym i tak nic już nie możesz zrobić?

- Nie wiem, bo prawda wyzwala? 

Draco roześmiał się. Była taka uparta. Miał ochotę ją za to ukarać, jakoś ją... zdyscyplinować. Przechylił ponownie szklankę i choć wydawało mu się to najokrutniejsze, ze wszystkiego co mógł wymyślić, zdecydował się spełnić jej życzenie. 

- Fenrir Greyback rozszarpywał go powoli, na oczach wszystkich, kawałek po kawałku, gdy Czarny Pan utrzymywał go w przytomności do ostatniej chwili. Weasley bardzo długo wytrzymał, nie krzycząc. To był koszmarny spektakl. Ciotka Bella tańczyła wkoło, a moja matka stała obok mnie i cała dygotała. Pół nocy wymiotowała, nie pomógł jej przez to nawet eliksir słodkiego snu, który zaaplikował jej ojciec. Czujesz się teraz lepiej? - wykrzywił twarz uśmiechając się wrednie i podszedł do niej z butelką alkoholu – Czy ta prawda cię wyzwoliła? - wlał resztę butelki do jej pustej szklanki – dopij i idź spać – powiedział i wyszedł. 

Słyszał ze swojej sypialni, że płakała. Nie przejmował się tym. Chwilowo była bezpieczna, to najważniejsze. Pozostawało mu opracować dalszy plan. Długo przewracał się z boku na bok, rozmyślając, zanim w końcu usatysfakcjonowany zasnął.

Będziesz żyćWhere stories live. Discover now