XLVI

317 15 17
                                    


Podziękowania za wsparcie dla BarbaryBranch3456. 

Zdjęcie z aplikacji FaceApp przedstawia oczywiście Scorpiusa. Zdjęcie kolejnej osoby w następnym rozdziale. 

***

20 LAT PÓŹNIEJ

Scorpius Malfoy patrzył na raport z mugolskiego obozu. Kolejna selekcja kierowała do specjalnego potraktowania niezdolnych już do pracy mugoli. Obozy resocjalizacyjne zwane też obozami krótkoterminowej pracy przeznaczone były dla wszystkich sprzeciwiających się magicznemu porządkowi Lorda Voldemorta, skazywanych w automatycznych sądach za działania terrorystyczne. Mugole głodowali, podatki na rzecz śmierciożerców były zbyt wysokie i przez to coraz więcej „produkcyjnych" buntowało się i trafiało do obozu. Terroryzm był oczywiście oficjalną narracją. Jego matka nazywała ich partyzantami. Według proroka codziennego i mugolskiej telewizji w obozach skazani więźniowie mieli szansę na resocjalizację i powrót do społeczeństwa. W rzeczywistości szansa na powrót była mitem. Obóz stanowił drogą tylko w jedną stronę. Niewielkie porcje jedzenia i praca ponad siły nie sprzyjały zdrowiu skazanych. Regularne przeglądy medyczne pozwalały każdorazowo wydzielić najsłabsze jednostki spośród tych, którzy wciąż byli w stanie pracować. Najsłabsi kończyli w bloku treningowym, gdzie regularne wycieczki szkolne uczniów od piątego roku Hogwartu wzwyż załatwiały sprawę. Każdy uczeń musiał dobrze przećwiczyć Imperiusa, Cruciatusa i Avadę, bo Czarna Magia była najważniejszym przedmiotem na SUMach. Bez zdania tego egzaminu nie można było ukończyć Szkoły Magii i Czarodziejstwa. Przepustkę do elitarnych szeregów śmierciożerców stanowił co najmniej „zadowalający" stopień z tego przedmiotu na OWUTEMACH.

Scorpius nigdy nie zapomni swojego testu Standardowych Umiejętności Magicznych w obozie. Dostał młodą dziewczynę, była strasznie wychudzona i miała długie, matowe i zniszczone włosy, które przed obozem musiały prezentować się naprawdę pięknie. Kiedy wylosował zaklęcie Cruciatus, podszedł do niej, przeprosił cicho i rzucił czar, najmocniej jak potrafił. Elizabeth Zabini dostała ledwie żywego mężczyznę. Nie mógł zrobić samodzielnie kroku, powłóczył tylko nogami. Kiedy wylosowała Imperiusa, pod wpływem jej zaklęcia mężczyzna podszedł żwawo do kobiety, która po torturach Scorpiusa wciąż leżała na ziemi łkając i podniósł ją, zamykając w swoich ramionach. Tulił ją i głaskał, dopóki się nie uspokoiła. Chyba tylko nazwisko Zabini sprawiło, że zaliczono tę umiejętność jako perfekcyjnie rzucone Imperio, nie patrząc na ewidentnie buntowniczy przekaz. Na OWUTEMACH Lily z Czarnej Magii dostała „okropny", jedyną jej umiejętnością było przejmowanie kontroli nad umysłem ofiary. On wszystkie OWUTEMY zdał na „wybitny". Wtedy pierwszy raz się pokłócili.

- Jak możesz chcieć do tego dołączyć?! Jak możesz chcieć brać w tym udział?! Krzyczała głucha na jego argumenty. Musiał pogodzić się z tym, że patrzyła na świat inaczej. Zamykała oczy przed szarością. Chciała rewolucji tam, gdzie on widział drogę powolnych przemian. Nasi ojcowie wierzyli w powolne przemiany. I jest coraz gorzej! Tyle jej zdań tkwiło ciągle w jego głowie. Nie mógł się od nich uwolnić. Westchnął, mając nadzieję, że kiedyś zdoła udowodnić jej swoją rację.
Kiedy dziadek Lucjusz przekazał swoje stanowisko ojcu, ten uczynił Scorpiusa wicedyrektorem Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów. Od tej pory próbował coś zmienić. Ciągle, nieustannie próbował. I wciąż nic się nie zmieniało. Osiągał jedną rzecz, ustępując w kolejnej. I zawsze w jakiejś sprawie przegrywał.

Pamiętał, że na pierwszym roku Hogwartu nie rozumiał, dlaczego skazanym mugolom kazano pracować. Uważał, że prościej byłoby skazywać terrorystów na pocałunek dementora od razu, ale później zrozumiał, że wtedy najwięksi spośród sadystów jak Walden Macnair Wielki Komendant Procesu Resocjalizacji nie mieliby czym cieszyć oczu. Krzywda mugoli stanowiła śmierciożerczą zabawę.

Pamiętał zaginięcie pomysłodawcy obozów, Marcusa Flinta. Scorpius od małego podsłuchiwał rozmowy dorosłych i miał wtedy może z 6 lat. Jego matka kłóciła się ojcem, bo tuszował coś przy pomocy Macnaira. Nie do końca rozumiał co, dziś przypuszczał, że tata w jakiś sposób był zamieszany w to zaginięcie, kogoś chronił i Macnair mu w tym pomógł. Matka sprzeciwiała się ostro udziałowi Waldena, krzyczała, że sytuacja mugoli nie poprawi się nawet na 10 minut, że cały ten system to hydra i nie spodziewała się, że jej mąż będzie tak aktywnie pomagał głowom w odrastaniu. Rozumiał tyle, że to Walden był tą odrastająca głową. Krzyczeli strasznie, a kiedy coś spadło na ziemię i się rozbiło, Scorpius w końcu nie wytrzymał, odsunął ucho od drzwi, sięgnął klamki i wszedł do salonu. Na podłodze leżał rozbity kieliszek do wina, poznał to, bo nóżka została w całości, ścianę zdobiła rozchlapana, ciemnoczerwona plama, matka płakała ojcu w ramionach, a on obejmował ją i głaskał, mówiąc coś o bezpieczeństwie. Scorpiusa uspokoił ten widok. Później już się nie bał. Niezależnie od tego, jak bardzo jego rodzice się kłócili, wszystko zawsze kończyło się dobrze.

Przewrócił kolejną stronę raportu i pokręcił głową z rozgoryczeniem. Te liczby go przerażały. Jaką korzyść przyniesie wymordowanie wszystkich mugoli? Nie rozumiał też specjalnego traktowania szlam. Jego matka była szlamą. Każde dziecko mugolskich par pojawiające się w księdze magicznych urodzeń, od razu było im odbierane, a pamięć rodzin odpowiednio modyfikowana. Wiedział tylko o dwójce, która przeżyła, adoptowana przez rodziny czarodziejów w celu zawarcia przyszłego małżeństwa. Miało to związek ze starą klątwą, ojciec mu powiedział. Nie wiedział tego nikt z jego rówieśników i tak miało pozostać. Oficjalnie czarodzieje wśród mugolaków nigdy się nie rodzili. To była kolejna rzecz, którą miał nadzieję zmienić.

Przerzucał kartka po kartce analizując liczny raportu. Jego wściekłość rosła. Niedorzeczność. śmierciożerczy syf. Burdel.  Selekcja była zbyt ostra, a praca w obozie zbyt ciężką. Zaciskając zęby, spojrzał na następny raport. Kolejne 40 tysięcy nierokujących mugoli przeznaczonych do likwidacji?!  Społeczeństwo się starzało. Zrobiło mu się słabo, kiedy uświadomił sobie, że przy takich liczbach będą musieli rozpocząć powszechne nabory na stanowiska likwidatorów. Chorzy i starzy byli od razu eliminowani przez Czarodziejskie Służby Porządkowe. Praca likwidatorów była dobrze płatna, a mugole powoli zapominali co to emerytura. Żyli tylko ludzie przynoszący dochody, płacący podatki. Kiedy życie mugola przestawało przynosić dochody, a zaczynało kosztować, kończyło się. Nie funkcjonowały już hospicja, oddziały geriatryczne czy opieki paliatywnej. Wiedział, że dawniej coś takiego istniało w mugolskim systemie opieki zdrowotnej, bo powiedziała mu o tym matka. Dla jego matki wojna nigdy się nie skończyła i nie skończy. A jeśli miał coś w tym zakresie zmienić, musiał pracować. Na razie wszystkie jego działania polegały na odwrotności tego, do czego dążył. Cała pomoc ograniczała się do mówienia:
- Nie nie, ta kobieta może jeszcze pracować, ten mężczyzna jest jeszcze zdolny do pracy, proszę selekcjonować tylko ludzi naprawdę chorych. Brzydził się sobą. Był coraz bardziej na siebie wściekły. Jego niemoc w kwestii dużych zmian doprowadzała go do szału.

Dziwne przeczucie kazało mu spojrzeć w okno, zupełnie jakby jakaś niewidzialna siła ciągnęła głowę w tamtym kierunku. Spomiędzy krzewów raz po raz w rytm ogrodowej huśtawki wychylały się kasztanowo rude włosy. Krnąbrna jak zawsze! Zerwał się z fotela i wybiegł z domu. Zatrzymał się na schodach dworu. Nie chciał, by widziała go zdyszanego. Nie chciał, by wiedziała, że się śpieszył. Oparł się o kolumnę utrzymująca balkon nad wejściem do dworu i odetchnął kilkukrotnie. Zacisnął pięści i ruszył w jej stronę, spokojnym, opanowanym krokiem.

Będziesz żyćWhere stories live. Discover now