XXXI

342 10 5
                                    

- Mamo! Potrzebuję magomedyka! - krzyknął Draco, pojawiając się w kominku w salonie rodzinnej posiadłości. Narcyza spojrzała na Hermionę i pokiwała głową.

- Połóż ją w swoich pokojach - powiedziała i nachyliła się nad kominkiem, by wezwać rodzinnego uzdrowiciela.

Draco zaniósł dziewczynę do sypialni, którą kiedyś zajmował w rezydencji i ułożył ostrożnie na ogromnym, drewnianym łóżku z kotarami. Rozerwał jej bluzkę do końca i odpiął stanik. Zdjął delikatnie pobrudzone od krwi spodnie, pozostawiając koronkowe figi i okrył jej nogi cienką kołdrą. Ostatnie spotkanie z Czarnym Panem prawie ją złamało, nie miał pojęcia, czego ma się spodziewać teraz.

- Przepraszam kochanie – szepnął głaszcząc ją delikatnie po głowie. Czuł, że widok leżącej przed nim, bezwładnej i poranionej dziewczyny zostanie z nim na zawsze i nigdy go sobie nie wybaczy. 

Po chwili w drzwiach pojawił się magomedyk ze skrzatem niosącym wielką, lekarską torbę. Za nim do pokoju weszła Narcyza. Mężczyzna nachylił się nad Hermioną, marszcząc brwi na widok rozcięć na plecach dziewczyny, po czym zsunął z niej kołdrę. Draco patrzył, jak mężczyzna wykonywał powolne, okrężne ruchy różdżką nad poszczególnymi częściami jej ciała, zatrzymując się na chwilę nad brzuchem dziewczyny, jak kiwał nieznacznie głową, po czym kilkoma zaklęciami sprawnie leczył rany na jej plecach, tak, że nie została po nich nawet najmniejsza blizna. Hermiona rozchyliła lekko powieki, kiedy Draco przykrywał ją ponownie kołdrą. Skrzat otworzył lekarską torbę, a uzdrowiciel wyjął z niej dwa specyfiki i podał chłopakowi. Hermiona podniosła wzrok na mężczyznę, który nie zwracając na nią najmniejszej uwagi wskazał Narcyzie i Draconowi drzwi.

- Wyjdźmy – poprosił cicho, udając się w ich stronę, a jego skrzat dźwigając torbę wyszedł za nim.

Hermiona była skołowana, ale domyśliła się, gdzie się znajduje. Zza drzwi dochodziły ściszone głosy i żałowała, że nie może rozróżnić słów. Nie wiedziała, co się dzieje, ale wrażenie, że coś, co jej dotyczy, odbywa się za jej plecami, odbierało jej poczucie bezpieczeństwa. Po chwili drzwi otworzyły się i do łóżka Hermiony podszedł Draco. Dziewczyna natychmiast uniosła się na łokciach.

- Jak się czujesz? - spytał chłopak, siadając na pościeli.

- Dobrze – szepnęła wyciągając dłonie w jego stronę, lecz po chwili cofnęła je i spuściła wzrok - to był magomedyk? - spytała.

- Tak, twoje plecy są całe, nie zostawił blizn – wyjaśnił Draco - Wypij to – dodał, podając jej małą, szklaną buteleczkę z jasnofioletowym płynem.

- Co to jest? - spytała, odbierając od niego fiolkę.

- Ciążowy eliksir wzmacniający. Zawiera kwas foliowy i inne niezbędne składniki, których w twoim organizmie jest zdecydowanie za mało. Masz lekką awitaminozę, więc musisz tego wypić dwie dawki. Nie odżywiałaś się najlepiej w tym bunkrze.

- Po co mi to? - pokręciła głową.

- Chyba chcesz, żeby dziecko, które urodzisz, było zdrowe? Po wypiciu musisz poleżeć przez godzinę.

- Jakie dziecko? O czym ty mówisz? - podniosła na niego oczy, nic nie rozumiejąc, chyba nie zamierzał po tym co zrobiła nadal podtrzymywać decyzji o małżeństwie?

- Według magomedyka jutro będziesz miała owulację - wyjaśnił spokojnie Draco - W takim wypadku nie ma sensu czekać tydzień ze ślubem. Ceremonia odbędzie się jutro rano. Poza tym tak będzie bezpieczniej, biorąc pod uwagę to, co zrobiłaś. Magiczne małżeństwo jest nierozwiązywalne, w przeciwieństwie do zaręczyn, które zawsze można zerwać.

- Draco, nie musisz się ze mną żenić. Ja rozumiem, że nigdy mi nie wybaczysz – powiedziała z goryczą. 

- Granger, ty rozumiesz? Ty nic nie rozumiesz! - chłopak czuł, że traci cierpliwość - Przyznaj się, tak to sobie zaplanowałaś? Liczyłaś, że jak ostrzeżesz Gwardię, to się obrażę i nie będę cię chciał? Potajemnie kochasz Flinta, czy co?

- Malfoy daj spokój, jak możesz tak mówić, ja chciałam tylko ostrzec przyjaciół! Obawiałam się, że to nas rozdzieli, ale ja nie widziałam innego wyjścia, to była dla mnie jedyna okazja i naprawdę cię za to przepraszam. To, że mnie odrzucisz to coś oczywistego, ale to był niechciany skutek uboczny a nie pożądany efekt! – nie chciała się z nim kłócić, ale emocje wzięły górę.

- Cóż, ja mam świadomość naszych odmiennych poglądów. Powiedz mi Weasley, zerwałby zaręczyny z powodu takiej drobnostki? - zapytał dużo spokojniej chłopak.

- Wzajemne zaufanie nie jest drobnostką i tak, myślę, że tak by postąpił – powiedziała z przekonaniem Hermiona. 

- Cóż, w takim razie trafił ci się bardziej wyrozumiały mąż – skwitował Draco.

- Kwestia interpretacji. Ron raczej by mnie nie biczował – Hermiona chciała mu dogryźć, ale od razu pożałowała swoich słów. Nawet gdyby nie dostrzegła krótkiego błysku bólu w oczach chłopaka i tak by wiedziała, że on nie chciał jej tego robić. To Czarny Pan wyczarował jej karę i musiała przyznać, że w tym punkcie zaskoczył ją swoją łagodnością. Choć ból był obezwładniający, spodziewała się przecież czegoś gorszego niż kilku batów.

- Twoje zachowanie nie mogło pozostać bez konsekwencji – powiedział chłodno Draco.

- Wiem, naprawdę przepraszam. Toczę z tobą słowną wojnę z przyzwyczajenia - powiedziała dziewczyna ze skruchą.

- Nie ma sprawy, lubię nasze wojny – odparł i pogładził ja po policzku. - Granger, powiedziałaś, że moje odrzucenie byłoby niechcianym efektem, czy mam rozumieć, że nasz jutrzejszy ślub, to coś, czego ty chcesz, a nie coś, do czego jesteś zmuszona? - zapytał cicho, czując, że właściwie boi się jej odpowiedzi.

- To się wydaje dziwne nawet mnie, ale przywykłam do myśli o naszym małżeństwie. Chciałabym mieć więcej czasu, ale to nie znaczy, że nie czuję się dobrze w twoich ramionach –  odpowiedź dziewczyny była ostrożna, można powiedzieć, że nieśmiała, ale sprawiła, że uśmiechnął się do siebie w duchu.

- Wypij ten eliksir – odparł wskazując na buteleczkę, którą Hermiona cały czas trzymała w ręku.

- Tak ci się spieszy do ojcostwa? - zażartowała.

- Przypomnę ci, że to jest oficjalny powód naszego ślubu - odparł.

- A jaki jest nieoficjalny – spytała flirciarsko i przystawiła fiolkę do ust.

- Taki, że wciąż cię kocham, ty podstępna, przebiegła wiedźmo – powiedział odbierając od niej pustą butelkę i odkładając ja na szafkę nocną. Złożył na jej czole czuły pocałunek, kiedy rozległo się pukanie do drzwi.

- Proszę – powiedział.

W drzwiach ukazała się Narcyza. Podeszła do syna trzymając w dłoniach niewielki, złoty przedmiot.

- Już wróciłeś Draco, musisz iść – Hermiona w pierwszej chwili nie zrozumiała tej dziwacznej wypowiedzi Narcyzy, ale kiedy spojrzała na przedmiot, który Narcyza właśnie przekazywała synowi zamarła.

- Dzięki mamo. Wybacz Granger – zwrócił się do dziewczyny - śpieszę się do pracy, opozycja sama się nie złapie – powiedział nieco złośliwie.

- Skąd masz zmieniacz czasu? - pisnęła Hermiona.

- Granger, każda bogata rodzina czarodziejów czystej krwi ma zmieniacz czasu. Odpocznij teraz, popilnuje cię Miernota, niedługo do ciebie przyjdę.

- Chyba nie prędko, pijesz w salonie whisky. Jeszcze z tobą nie rozmawiałam – powiedziała Narcyza do syna, który przekręcał już urządzenie – Odpocznij, jakbyś czegoś potrzebowała powiedz skrzatce – zwróciła się do Hermiony - Miernota – zawołała, a skrzatka natychmiast pojawiła się przy łóżku – Dotrzymasz towarzystwa pannie Granger, możesz ją zaznajomić z zasadami panującymi w naszym domu. Dopilnuj, by leżała przez godzinę, później musisz zdjąć z niej miarę, Lichota i Mizerka muszą jej na jutro uszyć suknię.

Hermiona przymknęła oczy. Uszyć suknię, co za absurd. Ryzykowała życie, ostrzegła Gwardię, zdradziła rodzące się zaufanie Draco, została wychłostana i to wszystko było zupełnie nic nie warte, nie miło żadnego znaczenia, jeśli śmierciożercy dysponowali własnymi zmieniaczami czasu. Draco miał rację, jedyne co im pozostaje to błaganie Czarnego Pana o litość. Ostatnia nadzieja pękła w niej niczym bańka mydlana.

Będziesz żyćWhere stories live. Discover now