XXVIII

343 12 2
                                    

Piękny, zabytkowy dom, który biskup Canterbury zajmował wraz z żoną, był urządzony skromnie i przytulnie. Duchowny był powszechnie szanowanym i lubianym człowiekiem, słynął z wyrozumiałości i chęci niesienia pomocy każdemu potrzebującemu. Hermiona i Draco teleportowali się niemalże przed same jego drzwi, nie mając pewności, czy zastaną kogoś w środku, jednak chwilę po tym, kiedy Draco uderzył w nie kołatką, uchyliły się, ukazując głowę starszego mężczyzny. Spojrzawszy na dwójkę swoich gości, mężczyzna ucieszył się, że jego żona organizująca charytatywny jarmark i wyszła przed godziną z domu. Zaprosił gości do środka.

- Cieszę się, że żyjesz dziecko – powiedział do Hermiony, prowadząc ich do kuchni. Dziewczyna odpowiedziała mu uśmiechem. 

- Tak, udało mi się. Dziękuję za list, bo to pan do mnie napisał, kiedy schwytano Rona, prawda?  - spytała. 

- Owszem. Modliłem się, by to wszystko potoczyło się inaczej. Ale niezbadane są wyroki boskie - westchnął. - Spodziewałem się wizyty któregoś z was – zwrócił się do Draco, pokazując na mroczny znak na jego przedramieniu i dając mu tym samym do zrozumienia, że wie, kim jest i w jakiej sprawie przyszedł. - Czy pozwolisz, że ostatni raz napiję się z wami herbaty?

- Bardzo proszę - Draco kiwnął głową.

- Czy tej młodej damie coś grozi? - spytał wskazując na Hermionę, która rozglądała się dookoła, symulując lekkie znudzenie.

- Przy mnie nic – Draco spojrzał uważnie na dziewczynę. Nie umiała udawać. Nie wiedział, co ona kombinuje, ale prosił w duchu Salazara, by nie zrobiła nic głupiego.

Hermiona podeszła do drzwi drugiego pokoju. Było tam mnóstwo książek. Ucieszyła się, zerkając na Draco, przed którym biskup właśnie postawił tacę z filiżankami i dzbanek z herbatą. To była jej szansa.

- Mogę obejrzeć bibliotekę? - spytała biskupa.

- Proszę. Wybierz sobie jedną książkę. Niech to będzie po mnie pamiątką. Mam wrażenie, że dziś spotkam się z Moim Panem - odpowiedział. 

- Nie wiem, czy twój pan istnieje, ale mogę ci obiecać, że z moim spotkasz się z pewnością. Wiesz już zapewne, że posiadam mapę schronów – powiedział chłodno Draco, nie sięgając po herbatę.

- Wiem chłopcze. Mam wrażenie, że jesteś zbyt młody na to, co robisz. Twoje serce pełne jest niewłaściwych ideałów – powiedział biskup. Przepełniał go smutek na myśl, że w wojnie, jaka toczy ten niezwykły, ukryty, magiczny świat, biorą udział tak młodzi ludzie.

- Nie przyszedłem tutaj rozmawiać o mnie. Właściwie w ogóle nie przyszedłem rozmawiać – powiedział zniecierpliwiony chłopak. Hermiona była w drugim pokoju, więc stracił ją z oczu. Czuł, że to błąd. Musiał załatwić tę sprawę jak najszybciej.

Hermiona zerknęła na drzwi i podeszła do półki po drugiej stronie pokoju. Były tam kolejne drzwi, lekko uchylone. Popchnęła je, najdelikatniej jak umiała, aby nie zaskrzypiały. Miała szczęście, nie musiała szukać dalej. W kolejnym pokoju stało biurko i radio. Zerknęła na zegarek. Wskazywał 11:55. Za wcześnie, ale wiedziała, że drugiej szansy może nie mieć. Podeszła do nadajnika, podłączyła mikrofon i założyła słuchawki. Spojrzała na aparat. 15 MHz, ustawiony na właściwą częstotliwość.

Biskup poczuł tak silny ból głowy, że aż się zgiął. Kiedy młody śmierciożerca użył na nim legilimencji, wszystkie wspomnienia przebiegły mu przed oczami. Zobaczył siebie ściskającego rękę młodego Artura Weasleya jeszcze w czasie pierwszej wojny czarodziejów, siebie siedzącego nad mapą schronów, stojącego w lesie obok Dumbledore'a i patrzącego jak ten rzuca zaklęcia ochronne na schrony, w których mieli chować się wówczas zagrożeni czarodzieje mugolskiego pochodzenia, ujrzał siebie w kwaterze Zakonu Feniksa, pijącego herbatę z Molly Weasley, siebie siedzącego przy swoim biurku z listą wszystkich haseł do magicznie chronionych bunkrów i piszącego list, a później przywiązującego go do nogi sowy, siebie nastawiającego radio na częstotliwość 15 MHz i patrzącego na zegarek wskazujący godzinę 12:00. I wtedy ból zelżał. Draco Malfoy stał przed nim blady z szeroko otwartymi oczami.

Hermiona chwyciła mikrofon drążącą ręką, walcząc z wyrzutami sumienia, że zaraz zdradzi Dracona. Chłopak już jej nie zaufa, nie będzie mógł. Czuła, że przypłaci to życiem. Zaraz będzie po wszystkim, usłyszy ją na pewno, ma przecież doskonały słuch. Wzięła głęboki wdech, nienawidząc siebie i tego, co robi. Najpierw zdradziła Gwardię, teraz zdradza chłopaka, który robi wszystko by jej pomóc. Kochał ją, a ona go potrzebowała, jego spojrzenia, jego silnych dłoni. Mimo to nie miała wyjścia. Czując, że zabija tę miłość, zamknęła oczy, przypominając sobie jego ciepły, namiętny, jednocześnie delikatny i władczy pocałunek. A później wyobraziła sobie twarze przyjaciół, z którymi walczyła ramię w ramię, w czasie bitwy o Hogwart.

- Potok, Potok, tu Sowa, odlatujcie. Powtarzam, Potok tu Sowa, odlatujcie. Odbiór. 

Podskoczyła, gdy usłyszała informację zwrotną. 

- Sowa? Tu Potok, na Godryka gdzie jesteś?

Nie zdążyła odpowiedzieć, wszystko rozegrało się tak szybko, że ledwie to zarejestrowała.  Poczuła, jak jego ręka wyrywa jej mikrofon i odpycha ją mocno do tyłu. 

- Bombardo – usłyszała i zobaczyła, jak całe biurko ze stacją radiową wylatuje w powietrze. Zasłoniła ręką twarz, kiedy odłamki radia rozprysły się po pokoju. Zaczęła kaszleć, od pyłu i dymu, który rozszedł się po pomieszczeniu. Milczała, kiedy Draco szarpiąc ją za ramię, wyprowadzał z budynku. Nie zwróciła uwagi, na zaklęcie imperiusa, rzucane zaraz obok niej i to, że biskup pod jego wpływem wyszedł zaraz za nimi. Otrząsnęła się z szoku dopiero, kiedy chłopak ponownie użył zaklęcia. 

- Bombarda Maxima – powiedział Draco, kierując różdżkę w stronę  plebanii. Potężny huk sprawił, że ziemia zadrżała pod ich stopami, a kiedy teleportowali się w trójkę pod dom Blaise'a Zabiniego, cała plebania była już zajęta ogniem.

Będziesz żyćWhere stories live. Discover now