V

393 11 3
                                    

Wioska, w której kiedyś mieszkali państwo Riddle, teraz społeczności czarodziejów kojarzyła się tylko ze śmiercią. Stara rezydencja ojca Voldemorta po bitwie o Hogwart została przekształcona na kompleks penitencjarny pełniący funkcję więzienia śledczego i tymczasowego aresztu dla więźniów politycznych zarówno pochodzenia mugolskiego jak i tych wywodzących się z  czarodziejskiej społeczności. 

Kiedy Draco Malfoy wszedł do sali przesłuchań w piwnicach Little Hangleton, George Creevey nawet nie podniósł głowy. Leżał na posadzce kompletnie bezwładny i oddychał ciężko. 

- Walden, jak długo trzymałeś go pod cruciatusem? - zapytał Draco Macnaira.

- Nie pamiętam, może 10 minut – powiedział obojętnie mężczyzna.

- A zdajesz sobie sprawę, że on musi być w stanie mówić, aby nam powiedzieć to, co chcemy od niego usłyszeć?

Macnair zaśmiał się. Wyczarował trzy krzesła, stół i lampę. Przelewitował mężczyznę na jedno z krzeseł i skierował promień lampy prosto na jego twarz. Mężczyzna skrzywił się i zacisnął mocno oczy.

- Co, razi cię światełko? Naciesz się, póki możesz, bo lochy mamy ciemne – zaśmiał się Macnair.

- Kiedy ostatni raz widziałeś swojego syna Dennisa? - zapytał Draco.

- Już wam mówiłem, w pociągu do Hogwartu dwa lata temu.

- Kłamiesz, mamy informację, że widziałeś się z nim niedawno – powiedział Macnair

- Nie widziałem syna dwa lata, przysięgam – mężczyzna rozpłakał się.

Kiedy Macnair wyczarował zszywacz tapicerski, Draco westchnął.

- Masz ostatnią szansę powiedzieć nam, gdzie jest twój szlamowaty syn – warknął chwytając powiekę mężczyzny i zbliżając do niej narzędzie.

- Nie wiem, błagam, naprawdę nie wiem – Creevey łkał, daremnie usiłując wyszarpać głowę z uchwytu oprawcy.

- Walden, sprawdź, czy nie rzucono ostatnio anonimowego obliviate.

Mężczyzna spojrzał na Draco, odłożył zszywacz na stolik i wyszedł.

- Wierzę ci. Współczuję też straty Colina. Śmierć dziecka musi być dla rodzica ogromnym ciosem – powiedział spokojnie Draco, kiedy Macnair wyszedł – Naprawdę nie chciałbym, aby to samo spotkało Dennisa. Dlatego musimy go odnaleźć. Czy przychodzi ci do głowy jakieś miejsce, w którym mógłby się ukryć?

Mężczyzna przełknął nerwowo ślinę, pociągnął nosem i przełknął smarki. Draco wzdrygnął się z obrzydzenia.

- Nie mam pojęcia, gdzie mógłby być – skłamał nieumiejętnie mężczyzna i sekundę później poczuł silny ból głowy. Miał wrażenie, że ktoś ścisnął mu czaszkę imadłem.

- Gdzie mógłby być? Może w tych bunkrach? Kiedy byli mali, uwielbiali słychać o tych schronach z czasów wojny. Ale czy one rzeczywiście tam są? Biegali tyle po lesie koło domu... może je znaleźli? W końcu szukali ich w każde wakacje... Tak. Pewnie Dennis tam jest. Oby go tylko nie znaleźli – myślał intensywnie mężczyzna.

Macnair wszedł do pomieszczenia.

- Obliviate, dokładnie 3 tygodnie temu w jego domu - powiedział Walden.

- Wiem już wszystko co chciałem. Zaprowadź go do lochu – powiedział Draco, wstając.

- Twoja legilimencja odbiera całą frajdę Malfoy.

- Wiesz, dlaczego zaszedłem tak wysoko Walden? Jako jedyny tu pracuję. Wy się tylko zabawiacie.

 Odwrócił się i skierował w stronę drzwi. Sięgał dłonią klamki, kiedy usłyszał trzask zszywacza i krzyk mężczyzny. Pokręcił z niezadowoleniem głową, ale wyszedł, nie odwracając się. Za drzwiami stały dwie zakapturzone postacie.

- Przeszukajcie las koło ich domu cal po calu – powiedział do nich – Poinformujcie mnie sową o postępach – dodał i odszedł.

Będziesz żyćWhere stories live. Discover now