XLVII

301 14 75
                                    

W dzisiejszym rozdziale FaceAppowe zdjęcie Elizabeth Zabini. Miłego czytania! 

***

Wszedł za bramę obozu z uniesioną różdżką. Scorpius Malfoy, dziedzic fortuny Malfoyów i narzeczony Lady Voldemort, córki Czarnego Pana był przecież sławny i śmieszna procedura identyfikacji była w jego przypadku zupełnie niepotrzebna, ale dopełniał formalności. Patrzył, jak Delphini wyciąga swoją różdżkę z drewna egzotycznej Jatoby, podkładając ją strażnikom pod sam nos. Lubiła to robić. Chwaliła się swoją pozycją, miała potrzebę bycia w centrum uwagi po tych wszystkich latach izolacji.

Zawsze miała charakterek. Wielokrotnie próbowała ucieczki z Czarnego Pałacu, aż w końcu po jej nieudanej próbie samobójczej Lord Voldemort przedstawił śmierciożercom córkę, ogłaszając jednocześnie jej zaręczyny ze Scorpiusem. Od tamtej pory Delphini była wszędzie. Wypuszczona z klatki jak ptak chciała zobaczyć wszystko, doświadczyć wszystkiego. Tyle czasu żyła w izolacji, uczona magii przez prywatnych magów w pałacu, nie miała żadnych przyjaciół poza młodym Malfoyem. Od zawsze jej współczuł. Z każdych wakacji przywoził jej znalezione pamiątki, muszle, pióra gryfa czy piko-licha, kamienie w ciekawych kształtach, a później niezliczone magiczne albumy. Dzielił swój wakacyjny czas między Lily i Delphi, by opowiadać zamkniętej w pałacu księżniczce o ruchomych schodach Hogwartu, zaczarowanym suficie i setkach świec lewitujących nad stołami Wielką Sali, nużącej podróży pociągiem, wszystkich szkolnych dramatach rówieśników. Zbierał wszystkie wspomnienia na flakoników, by choć za pomocą myślodsiewni pokazać jej olbrzymi, otwarty świat. Przeglądając wspomnienia, chodziła korytarzami szkoły, przyglądała się lekcjom, meczom quidditcha, a nawet uczestniczyła w zagranicznych delegacjach, na które zabierał Scorpiusa ojciec.

Teraz kiedy nareszcie mogła nacieszyć się życiem, chłopak zobaczył aż nazbyt wyraźnie, jak bardzo Delphini przypomina swojego ojca i jak bardzo różni się od niego. Uwielbiała miejsca, których Scorpius nie znosił. Kochała rozrywki, którymi się brzydził. Łączyło ich tak wiele, a jednocześnie dzieliło wszystko.

Spojrzał na nią. Wyglądała bardzo kobieco w zwiewnej, rozpinanej, niebieskiej sukience. Miała ją na sobie wtedy... Uśmiechnął się do własnych myśli.

- Chata ogrodnika jest częścią pałacu i możesz tam przejść kominkiem. Przynajmniej poznasz to uczucie – przekonywał.

- Mam przejść do chaty ogrodnika? - uniosła brwi.

- Tylko tam możesz.

- A jeśli ogrodnik przyjdzie? Nie może mnie zobaczyć.

- Przycina żywopłoty, nie przyjdzie.

Patrzyła na niego przez chwilę w ciszy, a w jej oczach odbijała się szybka kalkulacja ryzyka i korzyści.

- Dobra, dawaj ten proszek – zgodziła się.

Sięgnęła dłonią do miski z proszkiem Fiuuu i stanęła w kominku. Uśmiechnął się, widząc igrające w jej oczach iskierki. Szybko zniknęły a na ich miejsce pojawiła się bezradność.

- Co mam powiedzieć?

- Chata ogrodnika. I musisz sypnąć. 

Iskierki szybko wróciły, czekając na smak zakazanej przygody.

- Chata ogrodnika.

Odczekał chwilę, aż Delpfi zniknie w zielonych płomieniach i wszedł do kominka. Kiedy wylądował w ruszcie, stała do niego tyłem przy drewnianym stole. Jej dłonie sunęły tam i z powrotem po grubo ciosanym, starym blacie, wypolerowanym przez czas.

Będziesz żyćWhere stories live. Discover now