Rozdział 4. Rumak

25.3K 1.4K 77
                                    

Nagle poczułam czyjeś ręce na biodrach. Ktoś podniósł mnie, przerzucił przez ramię. Usłyszałam krzyk Wiktorii obok siebie i już wiedziałam że niestety ona też nie zdążyła uciec.

Tłukłam z całych sił gościa który mnie niósł. Strasznie się bałam o siebie jak i Wiktorię. Nie miałam pojęcia co robić. Nieśli nas w stronę ubikacji. Wiedziałam już że albo nas zgwałcą albo zostaniemy sprzedane. Przerażały mnie te wizje. Strach nie pozwolił wykonać innych ruchów niż bicie po plecach tego bandziora. Wika była bardziej odważna. Zaczęła się szarpać. Upuścił ją, myślałam że ucieknie i wezwie pomoc. Ale niestety, dogonił i uderzył w twarz, przez co straciła przytomność. W wąskim korytarzu gdzie były drzwi z bananem i brzoskwinią zauważyłam teraz jeszcze jedno pomieszczenie na końcu. Zobaczyłam tylko jak zamykają za nami drzwi na klucz, już wiedziałam że to koniec.

-Teraz się zabawimy.

Usłyszałam głos nad moją głową. Leżałam teraz na jakiejś skórzanej sofie. Nagle po chamsku rzucili obok mnie Wiktorię. Od razu wzięłam ją w ramiona i cuciłam. Zaczęła mruczeć pod nosem, trochę odetchnęłam z ulgą. Mężczyźni zaczęli się do Nas zbliżać. W pokoju było ich czterech, nie było opcji abym jakoś nas obroniła. Jeden z nich ścisnął mnie za brodę ciągnąc w górę abym wstała. Jego usta niebezpiecznie zbliżały się do moich, wolną ręką złapał mnie za tyłek i przyciągnął do siebie. Chciałam krzyczeć ale słowa były nieme. Pragnęłam żeby marzenia z dzieciństwa się spełniły, aby ocalił mnie książę na białym koniu. Tak książę to jest odpowiedni moment ...

-Co do kurwy nędzy!

Krzyknął jeden z napastników gdy drzwi z hukiem poleciały na podłogę. Ktoś je wyważył. Na drzwiach stanęła czarna potężna postać w kominiarce. Nie minęło dziesięć sekund i w koło niego było już sześć osób, które od razu zabrały się za bandziorów którzy chcieli nas skrzywdzić. Powolnym krokiem wszedł w głąb pokoju mężczyzna który stał w przejściu, zaraz za nimi Alan który momentalnie podbiegł do Wiktorii. Wziął ją w ramiona i skierował się w stronę wyjścia.

-Zostaw ją!

Krzyknęłam zrozpaczona. Nie chciałam stracić jej z oczu. Alan zatrzymał się, popatrzył ponad moją głową. Poczułam czyjąś dłoń na ramieniu.

-Spokojnie. Nic już Wam nie grozi.

Usłyszałam głos stanowczo zbyt blisko mojego ucha. Ale dało się w nim wyczuć troskę i radość.

Nic nie rozumiem z tego wieczoru. Alan uśmiechnął się do mnie i trzymając Wikę w ramionach jak pannę młodą wyszedł. Tak po prostu zostawił mnie tu samą z tymi czarnymi typami! Każdy miał kominiarkę, czarne ciuchy i masywne buty.

-Kim jesteś?

Nie wytrzymałam. Odwróciłam twarz w stronę mężczyzny który był zbyt blisko, nie sądziłam że aż tak, bo gdy tylko wykonałam planowany ruch nie widziałam nic więcej poza błękitem wielkich oczu...

-Mogę być każdym. Dla Ciebie będę kim zechcesz. Ale zawsze zostanie druga strona medalu Natalko.

Mówiąc to dotknął mojego policzka. Skąd on zna moje imię?

-Gdzie jest moja przyjaciółka? Chcę ją zobaczyć. Chcę się stąd wydostać i iść na policję! Wrócić do domu!

-Zaprowadzę Cię do niej. Tylko obiecaj że nie pójdziesz na psy. Uwierz mi że narobisz sobie więcej kłopotów niż przez przyjście tutaj.

Powiedział i podał mi rękę, aby pomóc wstać z sofy.

-Skąd znasz moje imię?

-Znam Cię z widzenia. Wiem bardzo dużo o tobie.

Z jego oczu wywnioskowałam, że się uśmiechnął. Usta, nos i reszta głowy znajdowała się pod kominiarką.

-Dziwne, bo ja Ciebie nie kojarzę. Mógłbyś zdjąć to z twarzy?

Zapytałam wstając z jego pomocą. Poprawiłam sukienkę i patrzyłam w najbardziej hipnotyzujący błękit jaki widziałam. Zapamiętałabym te oczy. Napewno!

-Lepiej żebyś nie wiedziała jak wyglądam. A tak po za tym śliczna sukienka. Wyglądasz jak jakaś mroczna księżniczka.

Powiedział z uśmiechem. Spojrzałam w ogromne lustro, które wisiało po przeciwnej stronie na ścianie. Faktycznie wyglądałam mrocznie. Rozmazany tusz na rzęsach, włosy rozczochrane wyglądały jak lwia grzywa, plus podarta sukienka i parę siniaków.

-Jak księżniczka to raczej nie. Chodźmy już proszę.

Spojrzał na mnie dziwnie, wyciągnął rękę abym go złapała. Uniosłam się dumą i weszłam przed niego pierwsza wychodząc z pokoju.

W klubie nie było nikogo z imprezowiczów. Mężczyźni w marynarkach siedzieli na krzesłach razem ze swoimi kompanami, przywiązani grubą liną. Wicia siedziała przy barze z Alanem, który trzymał ją za ręce. Podeszłam do niej szybko.

-Jezu tak się martwiłam. Wszystko dobrze?

-Tak. Alan dał mi wody chcesz też? Dalej nie wiem co tu się stało ale chcę jak najszybciej zapomnieć.

Wzięłam łyk wody. Podeszłam do loży przy której siedziałyśmy wcześniej z nadzieją że będą tam nasze torebki. Nadzieja matką głupich a jednak. Leżały na podłodze. Wzięłam je i wróciłam do baru.

-Alan co tu się stało? Kim byli Ci mężczyźni?

-Słuchaj to nie czas i miejsce na rozmowę o tym.

-Dziękuję za serwetkę...

-Gdyby nie ten palant co zrobił przy Was takie zamieszanie pewnie nic by się nie stało.

Miał rację. Wtedy wcześniej uprzedziłby nas że mamy uciekać.

-Dobra Wika, dzwonię po taxi i jedziemy do domu. Mam dość atrakcji na jeden wieczór.

Powiedziałam i sięgnęłam po telefon.

-Ty mała dziwko i tak Cię znajdę, a wtedy nikt Ci nie pomoże. Tak Cię przelecę że będziesz błagać o litość.

Powiedział facet, który wcześniej mnie obmacywał. Zadrżałam i nie wiem czemu zrobiło mi się słabo. Ostatnią rzeczą jaką pamiętam to przerażona mina blondynki która zbliża się w moją stronę. I zapadła ciemność.

-Natalia! Ocknij się!

Usłyszałam głos przyjaciółki. Powoli zaczęłam otwierać oczy. Musiałam stracić przytomność. Leżałam na loży z zimną butelką wódki przy czole. Spojrzałam w miejsce gdzie związani byli nasi napastnicy. Nie było ich. Nie widziałam też żadnej kominiarki. Usiadłam szybko.

-Gdzie on jest?!

Krzyknęłam.

-Ale kto?

Spytała Wika.

-No facet w kominiarce, który nas uratował.

Wika była nieprzytomna w czasie gdy byłyśmy w pokoju. Spojrzałam pytająco na Alana.

-Właśnie wyszli.

Pobiegłam w stronę drzwi wejściowych. Czarni właśnie wsiadali na imponujące ścigacze. Nie było chyba już nic dziwnego w tym że wszystkie motocykle były ciemne. Tylko jeden się odróżniał. Był jasny. Kierowca odwrócił głowę, chyba czyta w moich myślach. Ten błękit. Kominiarkę miał podwiniętą na nos, w ustach papierosa. Rzucił go na ziemię, obdarzył mnie uśmiechem, zaciągnął kominiarkę i włożył kask. Odpalił białego rumaka i zaczęli powoli odjeżdżać.

-Książę na koniu mechanicznym

Powiedziałam sama do siebie i zrobiło mi się smutno.

Podjechała taksówka. Wika wyszła w towarzystwie Alana.

-Nie zdążyłam mu podziękować!

Odparłam ze smutkiem.

-Nie martw się jeszcze go spotkasz. Obiecuję Ci to.

Powiedział Alan.

Łobuz Kocha KsiężniczkęOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz