Rozdział 30. Porwanie II

14.3K 856 11
                                    

Był cały blady mimo opalenizny. Podeszłam do Niego szybko.

-Co się stało? Kto dzwonił?

-Porwano Zuzię...

-Że co?! Ale jak? Kiedy?

-Mama pojechała z nią na zakupy. Zuzia chciała kupić zabawkę dla swojego kota i poszła do zoologicznego sama, mama została w spożywczym.

Zasłonił twarz dłońmi. Cierpiał. Nie widziałam innego wyjścia jak powrót.

-Wracamy.

Wróciliśmy do pokoju hotelowego. Wyjęłam nasze walizki z szafy i zaczęłam pakować wszystko byle jak. Krystian dzwonił cały czas.

-Są dwa miejsca w samolocie na dziś za cztery godziny jest wylot.

-Bierz. Idę do rodziców.

Mama wypuściła mnie do pokoju.

-Porwali siostrę Krystiana. Wracamy do domu. Za cztery godziny mamy samolot.

-Słucham? Jak to porwali?

-Weszła do sklepu i już nikt jej nie widział.

-No dobra to pakujemy się.

-Nie. Wy zostajecie. I tak w niczym nie pomożecie. Zadzwoń do rodziców Damiana, niech przylecą na nasze miejsce. Szkoda żeby zmarnował się tydzień wakacji. I do babci zadzwoń. My jedziemy.

Mama czule mnie pocałowała w czoło. Taka podszedł i mocno mnie przytulił.

-Uważajcie na siebie.

-Pewnie. Pa. Kocham Was.

Zamknęłam drzwi i pobiegłam do swojego pokoju.

-Gotowa?

-Tak, tylko sprawdzę jeszcze czy wszystko mamy.

Pojechaliśmy na lotnisko taksówką. Odprawa ciągnęła się w nieskończoność. Krystian chodził nerwowy. W końcu wylecieliśmy z cudownego raju. Byłam tak zdenerwowana że nawet się nie bałam. Cały lot starałam się oglądać film który był wyświetlany ale nie mogłam się skupić. Kto mógł porwać małą dziewczynkę? Pedofil? Na handel? Okup?

-Masz podejrzenia?

-Nie wiem. Maks nie bawił by się w porwania. Mariusz raczej boi się zrobić jakikolwiek ruch.

-Jacyś wrogowie rodziców? A może biologiczni rodzice Zuzi?

-Oni nie żyją. Zginęli w wypadku samochodowym. Rodzice wrogów raczej nie mają. No kurwa nic mi do głowy nie przychodzi.

-Słuchaj wiem że jesteś zdenerwowany, ja też, ale musimy się przespać. Będziemy potrzebować na pewno dużo energii.

Objął mnie ramieniem i położył swoją głowę na moją.

-Cieszę się że Cię mam księżniczko.

Zasnęłam wtulona w chłopaka.

Obudził mnie głos stewardessy która miło prosiła o zapięcie pasów. Już lądujemy?

-Jesteśmy na miejscu?

-Tak. Spałaś dziesięć godzin. To chyba kac.

Wysilił się na uśmiech.

Wychodząc z lotniska zobaczyłam Alana ze spuchnietą twarzą. Musiał płakać.

-Sprawdzili kamery w sklepie?

-Ta. Nie nagrywały.

-Dobra jedziemy do domu.

Była czwarta rano. Mimo iż spałam, byłam senna. Chciałam się położyć. Zatrzymaliśmy się pod domem chłopaków.

-To chyba nie jest dobry pomysł żebym ja tu była. Wasza mama mnie nie lubi, nie serwujmy jej więcej stresu.

-Masz rację. Prowadzisz sobie?

Zapytał Alan. I odpalił silnik. Mieszkałam dwa domy dalej.

-Pewnie.

-Wolałbym mieć Cię przy sobie.

-Wiem skarbie. Ale tak będzie lepiej. Informujcie mnie na bieżąco. Chce pomóc jakoś.

-Oczywiście. Jak by coś się działo daj znać.

-Babcia jest w domu. Nie będę sama.

Pocałowałam chłopaka i poszłam do domu ciagnąc swoją walizkę. Udałam się bezpośrednio do pokoju. Byłam tak zmęczona że nawet nie miałam siły iść pod prysznic. Zdjęłam ciuchy i położyłam sie do łóżka. Dostałam wiadomość.

Nieznany:
Mówiłem że będzie się działo. Nie uprzedziłaś frajerów. Chcesz uratować rudzielca?
Daj znać.

Łobuz Kocha Księżniczkęजहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें