2●Rok później

29.3K 1.5K 86
                                    

-Kath rusz ten tyłek! Za 10 minut zaczynamy pracę! - słyszę krzyk Alexa. Klnę cicho i podnoszę się z łóżka.

W biegu chwytam ubrania i bransoletkę, która jest jedyną pamiątką po rodzicach. Dostałam ją na dziesiąte urodziny i od tej pory mam ją zawsze przy sobie. Udaję się do toalety, gdzie w ekspresowym tępie wykonuje poranną toaletę.

Gdy jestem gotowa, całuję brata w czoło i wychodzę z pokoju.

Kilka tygodni po naszym przybyciu, udało mi się przekonać pana Fostera, żeby Ben zaczynał pracę później niż ja.

Schodzę do kuchni i podchodzę do lodówki,  gdzie jak zwykle znajduje kartkę z zadaniami dla mnie.

Nie jest źle muszę posprzątać salon, ugotować obiad i pójść na zakupy. 

Chowam kartkę do kieszeni i idę do schowka. Biorę potrzebne mi rzeczy i udaję się do salonu. Gdy wchodzę do pomieszczenia, ręce mi opadają. Wszędzie leżą puszki i porozbijane butelki od piwa. Resztki jedzenia są dosłownie wszędzie. 
Patrzę tak chwilę, a potem zabieram się do roboty, nie ma innego wyjścia.

Gdy kończę robić salon,  słyszę czyjeś kroki. Odwracam się i widzę Bena. Uśmiecham się do niego,  a on to odwzajemnia.

- Zrobiłem ci kanapkę - mówi i podaje mi małe zawiniątko.

- Dziękuję ale nie musiałeś  - odpowiadam i zaczynam jeść kanapkę.

- Teraz ja jestem jedynym facetem w naszej rodzinie. Muszę o ciebie dbać.

Bardzo spoważniał od kiedy dowiedział się o śmierci rodziców, jednak chyba już to przełknął.

- Na razie to ja będę dbać o ciebie, dobrze? - pytam.

- Niech Ci będzie  - mówi i widzę, że jest bardzo niezadowolony.

Potem razem z Benem przygotowaliśmy obiad. Teraz zostało mi  tylko pójść po zakupy.

Biorę pieniądze zostawione przez pana Fostera  i wychodzę z domu. Przez ten rok Obóz 4 bardzo się rozbudował. Teraz jest prawie dwa razy większy. Zbudowali tutaj wiele nowych budynków. Teraz jest tutaj nawet małe centrum handlowe. Oczywiście nigdy w nim nie byłam. Ludzie nie mogą tutaj robić nic bez zgody wilkołaków.

Przechodzę  przez ulice pod czujnym okiem wielu strażników.

Gdy docieram na miejsce wyjmuję listę zakupów i podaje ją kasierce.
Chowam produkty do toreb,  dziękuje wilczycy  i wracam do domu.

Szybko uwijam się z rozpakowaniem zakupów. Patrzę na zegar 13:30. Mogę zacząć odgrzewać obiad dla mnie,  Bena i Alexa. Nie mam czasu robić go codziennie.

- Co dzisiaj na obiad? - słyszę za sobą znajomy głos.

- Spaghetti - mówię i odwracam się w stronę przyjaciela.

- Co miałaś dzisiaj? - pyta.

- Sprzątanie salonu, przygotowanie obiadu i zrobienie zakupów. Nie było źle, a jak u ciebie?

- Musiałem zrobić małe oczko wodne. Mówię ci, masakra  - kręci głową i siada przy stole.

Kładę przed nim talerz i wołam Bena. Sama też siadam na przeciwko Alexa i zaczynam jeść.

- Hej młody! - mówi  blondyn, gdy Ben wchodzi do pomieszczenia.

- Cześć! Kath, poskładałem ci ubrania w szafie -oznajmia Ben i zadowolony z siebie  bierze jedzenie i siada koło mnie.

- Pyszne. Siostra, jesteś najlepsza kucharką na świcie - krzyczy  Ben, a ja i Alex zaczynamy się śmiać.

- Cieszę się, że ci smakuje - odpowiadam.

- Ej, wiecie,  że mamy dzisiaj wolną chatę.  Foster i jego żona wracają dopiero jutro w południe - obwieszcza Alex z ogromnym uśmiechem na ustach.

- To super, w końcu będziemy migli odpocząć - oznajmiam zadowolona. -  Popilnowałbyś dzisiaj Bena?- pytam nieśmiało po chwili zastanowienia.

- Znowu chcesz to zrobić ?!? Kiedyś cię złapią!- mówi zirytowany.

- Nic mi się nie stanie. Alex proszę!

- Niech Ci będzie, ale to ostatni raz - odpowiada , a ja cieszę się jak dziecko.

- To ja już będę się zbierać - mówię i idę w stronę tylnego wyjścia.

Wychodzę z domu i rozglądam się, czy nie ma w pobliżu żadnych strażników. Nikogo nie widzę, więc podchodzę do muru. Podnoszę deskę, która pod nim leży,  a moim oczom ukazuje się podkop.  Nie wiem, kto go zrobił, ale jestem mu niesamowicie wdzięczna. Szybko przeczołguję się pod murem. Po drugiej stronie też nikogo nie widzę, więc zaczynam biec przed siebie. Po kilku minutach docieram na niewielką polanę w środku lasu.

Zatrzymuje się i zamykam oczy. Staram się maksymalnie skupić. Po chwili bransoletka zaczyna mi parzyć skórę.  Uśmiecham się i zdejmuje ją.

Znowu zamykam oczy. Niedługo potem słyszę znajomy trzask  łamanych kości . Otwieram oczy i patrzę w dół. Widzę moje białe jak śnieg łapy. Dopiero teraz czuję się wolna, jako wilk.
Nie wiem, dlaczego jestem wilkołakiem.  Rodzice na pewno byli ludźmi. O moim problemie wiedziała tylko moja mama. Nie odwróciła się ode mnie. Pomogała mi to opanować. To od niej dostałam bransoletkę.  Podobno maskuje mój zapach i dlatego wszyscy myślą,  że jestem człowiekiem. I niech tak pozostanie. Nie przeżyłabym,  gdyby mój brat się o tym dowiedział. Nie mogłabym mu spojrzeć w oczy,  Alexowi zresztą też. On jest dla mnie jak rodzina.

Potrząsam głową.

- Koniec tych przemyśleń - nakazuje sobie w myślach.

Zaczynam biec , moje łapy odbijają się od ziemi. To genialne uczucie. Wszystkie moje zmysły się wyostrzyły i odczuwam przez to więcej niż zwykle.

Zatrzymuje się gdy słyszę wycie innych wilków.

~ Uciekajmy !~ krzyczy moja wilczyca, a ja bezzwłocznie  wykonuje jej polecenie.

~zegartyka

Obóz 4Where stories live. Discover now