51● Luna!

13.6K 1K 104
                                    

Wszyscy wpatrują się ze strachem w zdziczałą Melissę, która z mordem w oczach, biegnie ku naszym wrogom.

- Wy! To przez was zginął! - ryczy w stronę Wygnańców. Niektóre kobiety krzyczą, by wróciła, że nie da im rady. Ja się nie odzywam, wiem, że to nic nie da. To dziki wilkołak pragnący zemsty - tego nie da się powstrzymać.

Melissa dobiega do przeciwników, łapie pierwszego lepszego wilkołaka, rozrywa mu gardło i rzuca na ziemię. To jej nie zaspokoiło, biegnie ku ich Alfie. Jednak kilku Wygnańcom udaje się ją unieruchomić.

- Naprawdę? Tylko na tyle was stać? Żałosne...- warczy i skręca kark dziewczynie.

Widzę łzy w oczach wielu kobiet z naszego stada. Mi też jest przykro, ale  wierzę, że teraz będzie jej lepiej, z jej mate.

- Zabić je wszystkie - słyszę rozkaz Alfy Wygnańców. Moje mięśnie napinają się.

- Pamiętajcie, o co walczymy - oznajmiam i wybiegam na przód, zaciskając pięści na sztyletach. Inne biegną na mną.

To, co dzieje się dalej jest nie do opisania. Widzę ciała dziewczyn, leżące pod moimi stopami. Słyszę krzyki i błagania o pomoc, na które nikt nie odpowiada, bo nikt nie jest w stanie. Nawet, gdy uda mi się pokonać jednego z nich, przybiega dziesięć kolejnych. Nie umiem nawet rozpoznać, czy  atakuje mnie człowiek, czy wilkołak. Wszystko maskuje  metaliczny zapach krwi.

Nie wiem, ile jeszcze wytrzymam w ludzkiej formie. Wilczyca strasznie mi się wyrywa.

Zatrzymuję się przy wysokim drzewie. Jak na razie nikt mnie dostrzegł. Spoglądam na główne pole walki. To jedna wielka śmierć.

Po  ułamku sekundy dopada do mnie jakiś wilkołak. Jestem już zmęczona, mimo, że minęło dopiero piętnaście minut.

Udaje mi się go ze mnie zepchnąć i wbić mu sztylet w udo.

- Leander, rusz dupę- mruczę pod nosem. Długo tak nie pociągniemy. Nawet nie wiem, ile nas jest. Wtargnięcie wrogów do domu, to tylko kwestia czasu.

Biegnę w stronę, z której słychać największych wrzasków.

Widzę  jedną z naszych, bitą przez człowieka, tak teraz to czuję. Bez zastanowienia naskakuję  na niego. Kobieta ucieka i rzuca się na kolejnego wroga.

Opamiętuje się za późno. Ten człowiek zginął. Odskakuję od niego jak poparzona. To brat Elodie. Zabiłam go.

~ A co chciałaś z nim zrobić? Ogarnij się! ~ warczy wilczyca.

Zostawiam go i wbijam pazury w ramię jakiegoś Wygnańca. On uderza mnie pięścią w twarz. Kręci mi się w głowie. On wykorzystuje to i kopie mnie  mocno w brzuch, sztylety wypadają mi z rąk. Upadam na kolana. Obraz zaczyna mi się rozmazywać. 
Kładę rękę na ziemi i szukam broni. W międzyczasie dostaję kolejny cios, tym razem w żebra. Zwijam się z bólu. Nareszcie znajduję jakiś przedmiot, nadający się do walki. To gruba gałąź. Z całej siły uderzam nią w przeciwnika. Syczy z bólu. Udaje mi się wstać. Zadaję Wygnańcowi kolejne ciosy. W końcu pada na ziemię.

Nadal kręci mi się w głowie. Słabo się czuję.

- Luna! - słyszę krzyk kobiety.

Dobiega i  chroni mnie przed upadkiem.

- Trzeba cię przetransportować do domu, Luno - oznajmia i ciągnie mnie do drzwi budynku.

- Nie, ja muszę pomóc...

- Luno! Jeśli zginiesz, wszyscy zginiemy! - krzyczy.

Zbiega się do nas kilka kolejnych omeg ze stada, które chyba nas eskortują.

W końcu stoimy przed drzwiami.

Jedna z kobiet wyjmuje telefon i wysyła SMS-a. Nagle drzwi otwierają się i zostaję, dosłownie, wciągnięta do budynku.

- Luno! Co się tam dzieje? Jak się czujesz? Ile nas zostało? - zasypują mnie pytaniami.

- Jest źle, ale mogło być gorzej. Walczymy, staramy się ich odciągnąć od budynku. Prawdopodobnie mam złamany nos i kilka żeber - odpowiadam i wycieram ręką krew z twarzy.

Próbuję wstać, ale od razu ląduję na podłodze.

- Luno, twój organizm potrzebuje więcej czasu na regenerację! - mówi jedna i prowadzi mnie na strych.
Wchodzimy do środka. Nigdy wcześniej tutaj nie byłam. Naprawdę trudno zgadnąć, że te pokoje są tutaj ukryte.

Gdy jestem już w środku, od razu robi się wielkie zbiegowisko. Szukają bandaży, wody utlenionej. To wszytsko jest mi niepotrzebne! Muszę wrócić do walki. Teraz!

Podnoszę się i syczę z bólu. Pocieszam się tym, że bywało gorzej.

Nagle słyszę huk.

- Przedostali się - szepczę przerażona.

- Otwórzcie mi te drzwi - warczę, a one niechętnie wykonują moje polecenie. Potykając się, idę w stronę schodów.
Jest już lepiej, ale nadal kręci mi się trochę w głowie.
Schodzę na sam dół.  Przedarli się. Teraz starają się znaleźć nasze kryjówki. Wilczyce z naszego stada próbują jakoś wyciągnąć ich na zewnątrz. Warczę głośno i zwracam na siebie ich uwagę. Na pewno kilku pobiegnie za mną.

Wolniej, niż zwykle, ale biegnę przed dom. Tak jak myślałam ponad dziesięć z nich jest tuż za mną. Ostatkami sił staram się odgonić ich jak najdalej. Potykam się i upadam na ziemię. Wygnańcy są już bardzo blisko.

Kiedy myślę, że to już  koniec, słyszę najpiękniejszy ryk, jaki w życiu słyszałam.

- Leander...- szepczę zadowolona, po czym dostaję cios w brzuch.

~

Tak, to była Melissa. Gratuluję wszystkim, którym udało się zgadnąć. 😉
Czekam na opinie. 😊

~zegartyka

Obóz 4Where stories live. Discover now