39●Elodie

17.5K 1.1K 108
                                    

Leander odsuwa się ode mnie i wychodzi z łazienki. Ja nadal nie mogę dojść do siebie. Właśnie całowałam  się z Alfą Głównym, będąc owinięta ręcznikiem. Byłam prawie naga! Jak, jak on się tutaj w ogóle znalazł. Przecież spał. A zresztą to już nie ważne. Drżącymi rękami nakładam na siebie piżamę. Wychodzę z łazienki idę korytarzem w stronę sypialni. Uchylam drzwi i wchodzę do środka. Na łóżku siedzi Leander i wpatruje  się we mnie z zaciekawieniem? Sama już nie wiem.
Odwracam wzrok i zagryzam dolną wargę. Nie za bardzo wiem, jak mam się teraz zachowywać.
Siadam na kanapie, na przeciwko niego. Bawię się palcami i za wszelką cenę nie staram się nie patrzeć na Leandera.

Nagle on podnosi się z łóżka i zbliża się  mnie. Podnosi mnie na ręce , a potem sadza na łóżku. Podnosi palcami mój podbródek.

- Czyżbyś się czymś stresowała, Kath? - pyta lekko zachrypniętym głosem. Aż przechodzą mnie ciarki, dlaczego nawet jego głos musi być taki seksowny?

-  Nie, niczym.- odpowiadam pewna siebie, przynajmniej tak mi się wydaje.

- Nie wydaje mi się. Gdybyś się niczym nie przejmowała. Wydarłabyś się na mnie, za to, że wszedłem do łazienki. Nie mówiąc już o całowaniu. Czyli podobało ci się...

- Tylko trochę.- odpowiadam kładąc się na łóżku. Alfa idzie w moje ślady i teraz leży koło mnie.

- Jesteś pewna, że tylko trochę? - szepcze  mi do ucha.

- No dobrze... trochę bardzo.- również szepczę.

Po chwili zostaję przyciągnięta do jego klatki piersiowej i owinięta ramionami. Na początku czuję się trochę niepewnie, ale po chwili wtulam się w niego jeszcze bardziej.  Jest mi teraz bardzo wygodnie... Zamykam oczy i czuję, że powoli odpływam.

~

Otwieram oczy i widzę Leandera leżącego głową na moim brzuchu. Który to już raz? Śmieję się cicho. Delikatnie głaszczę go po głowie. Chciałabym zostać tutaj na zawsze, w tym małym domku w lesie. Jest mi tutaj tak przyjemnie i czuję się bezpieczna. Wiem, że to ucieczka od problemów, ale czy ona nie jest czasami potrzebna? Czasem trzeba uciec i nabrać sił, żeby wygrać.

Myślę, że raz na jakiś czas moglibyśmy tutaj przyjeżdżać. Może kiedyś zabierzemy tu Bena, kiedy Leander w końcu się do niego przekona? Na pewno też mu się tutaj spodoba.

- O czym myślisz? - niespodziewanie odzywa się Leander i przewraca się na plecy.

- O tym, że bardzo lubię to miejsce.- odpowiadam szczerze.

- Też je lubię. Ma swój klimat. Co jak co, ale moja matka miała gust. - odpowiada i zaczyna gładzić palcami moje nogi.

- Może i tak, ale według mnie cierpiała na totalne bezmuzgowie.- mówię z rozbawieniem, a on unosi brew.- Nie patrz się tak, twoi rodzice myśleli jak zwierzęta. Uznawali swoje pierwsze dziecko za najsilniejsze i przez to zaniedbywali inne. Jak jakieś pingwiny.

- Pingwiny? Lepszego określenia nie było?

- Nie, niestety nie. Kiedy wrócimy, planuję zrobić maraton filmów przyrodniczych, wtedy możemy wrócić do tej rozmowy.

On wywraca tylko oczami, a potem wstaje z łóżka.

- Wstawaj, jedziemy do sklepu po jakieś jedzenie. - mówi, a potem wychodzi z pokoju. Wzdycham, dzisiaj mam jeden z takich dni, w których najchętniej leżałabym cały  czas w łóżku. Chwilę potem słyszę burczenie mojego brzucha, przez co decyduję się wstać.

Biorę ubrania, zamykam się w łazience i wykonuję standardową poranną toaletę.

Potem wychodzę  przed dom i wsiadam do samochodu, gdzie czeka już na mnie Leander.

- Do najbliższego sklepu jest godzina drogi, więc możesz sobie jeszcze pospać.- oznajmia, odpala samochód i wyjeżdża na główną drogę. Postanawiam skorzystać z okazji, więc układam się wygodnie na fotelu i zamykam oczy.

~

- Katherine. Wstawaj.- budzi mnie głos Leandera. Otwieram oczy i widzę, że stoimy na jakimś parkingu.

Odpinam pasy i wychodzę z auta.
Idę za Leanderem w stronę dużego budynku z cegły. To jest chyba ten cały sklep.

- To coś w rodzaju centrum handlowego. Potrzebujesz czegoś, czy idziemy tylko po jedzenie?

- Nie mam siły na chodzenie po sklepach, weźmy jedzenie i wracajmy do domu.- mówię jeszcze lekko zaspana.

Wchodzimy do budynku i rzeczywiście, wygląda identycznie jak centrum handlowe. Mijamy wiele sklepów, aż w końcu docieramy do spożywczego. Bierzemy koszyk i wchodzimy do środka. Staram się jak najszybciej zlokalizować potrzebne nam produkty. Na pewno pieczywo, wędlina, ser. Przekąski i picie. I oczywiście jeszcze coś z czego można przyrządzić porządny obiad. Postanawiam, że zrobię makaron z tuńczykiem. Wkładam wszystkie produkty do koszyka i idę z Leanderem do kasy. Oczywiście wszyscy nas przepuszczają i nie musimy stać w kolejce. Alfa płaci za zakupy i bierzemy torby.

Idziemy w stronę wyjścia. Nagle słyszę krzyk jakiejś nastolatki. Rozglądam się i dostrzegam ochroniarzy trzymających wychudzoną, płaczącą dziewczynę. Wygląda na młodszą ode mnie i na pewno nie jest wilkołakiem.

Zatrzymuję Leandera i pokazuję mu co się dzieje. On wzdycha. Marszczę brwi i ruszam w stronę dziewczyny.

- Co to ma znaczyć?!?- zwracam się do ochroniarzy.

- Luno.- skłaniają głowy. - Przepraszamy za to całe zamieszanie. To ludzkie ścierwo okradło jeden ze sklepów.

- To dla rodziny! Błagam puśćcie mnie! - krzyczy  rozpaczliwie dziewczyna.

- Ja się nią zajmę.- oznajmiam, a oni bezzwłocznie oddają mi nastolatkę.

Wyprowadzam ją z budynku i ciągnę parę metrów w głąb pobliskiego lasu.

- Jak się nazywasz?- puszczam ją, a ona patrzy się na mnie ze zdziwieniem.

- Elodie.- odpowiada łamiącym się głosem.

- Mówiłaś, że masz rodzinę, tak?

- Tak, mamę, tatę i starszego brata. Brakuje nam jedzenia i leków. Udało mi się uciec z naszego Obozu.

- Numer?

- 8.

- Dobrze, nie musisz się mnie bać. Jestem Katherine, pomogę Ci. - podaję jej jedną torbę z jedzeniem.- Leków nie mam, ale postaram się coś z tym zrobić. Nikomu nie mów gdzie byłaś i  skąd masz jedzenie. A teraz uciekaj, zanieś to rodzinie.

Elodie szepcze cichę ,,dziękuję" , a potem odbiega.

~
Macie rozdział już dzisiaj. Mam nadzieję, że się cieszycie. 😉

Przy okazji jeszcze raz serdecznie zapraszam do nowego opowiadania.

Nowy rozdział  pojawi się do piątku.

~zegartyka

Obóz 4Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz