8●Chodź tu

25.5K 1.4K 52
                                    

MARATON 2/3

- Nie ma mowy!

- Niby dlaczego? Przecież nie mogę zostawić ich tutaj samych , na pastwę wilkołaków.- odpowiadam.

- Nie i koniec. - warczy Leander.

- Nie interesuje mnie Twoje zdanie. Skoro muszę z tobą jechać , to zabieram ze sobą brata. Weź  się raz, dla odmiany  zgódź ,będzie po problemie.

- Niech ci będzie...ale zaczniesz się zachowywać normalnie wobec mnie.-mówi , a ja unoszę brew.

- Nie wymagaj od ludzi tego ,czego sam nie jesteś  sam w stanie zrobić.- odpowiadam.

- Co masz na myśli?- warczy.

- A na przykład to , że ciągle masz ten sam wyraz twarzy. No może oprócz chwil , kiedy jesteś wściekły. Wieczna obojętność. Albo jesteś wiecznie oschły ,zero emocji. To smutne.

-  To nie twoja sprawa.- warczy , a jego oczy pociemniały.

- Jak chcesz... ale wiedz , że do końca życia tak nie pociągniesz. - odpowiadam i naprawdę robi mi się trochę żal Leandera. Musi mieć bardzo ciężko , skoro musi tak ciągle udawać.

- Możesz już wieczorem iść po brata. To mój kompromis. - odzywa się po chwili.  Wiem , że nie będę w stanie wymusić na nim zabrania Alexa.Jest na to za dumny. Kiwam głową , a potem ją spuszczam. Odwracam się od Leandera i powoli idę w stronę mojego tymczasowego domu.

Droga mija mi dosyć szybko i siedzę teraz na łóżku w sypialni. Myślę co mogłabym zrobić , żeby nie zostawić Alexa. Jeśli będę chciała tutaj zostać , to mój mate weźmie mnie siłą, jeśli nawet  jakoś uda mi się go  przetransportować do domu głównego,  to przecież nie będę mogła ciągle przy nim być. A jeden człowiek pośród setek nietolerancyjnych wilkołaków to zły pomysł.  Wzdycham i opadam na łóżko. Słyszę skrzypnięcie drzwi i czuję znajomy , przyjemny zapach. Nie zmieniam pozycji , nawet nie odwracam głowy w jego stronę.

- Dobrze wiesz , że nawet gdybym pozwolił ci go zabrać to nie poradziłby sobie w domu głównym.- mówi Leander .

- Wiem i to jest najgorsze.- odpowiadam i powoli podnoszę się do pozycji siedzącej.

- Twój brat też nie będzie miał lekko.

- A teraz niby ma ? Tutaj też jest bardzo ciężko.  Praca od rano do nocy , dzień w dzień. Żadnego dziękuję , ciągłe obelgi , krzyki albo i gorzej...

-  Któryś z tych debili podniósł na ciebie rękę?!?!- oczy Leandera zrobiły się czarne jak smoła , wszystkie jego mięśnie się napięły.

- A co myślałeś? Że głaskali mnie po główce?- prycham.

-  To był Foster tak? - pyta , a jego głos ocieka jadem.

- Leander uspokój się . - mówię cicho.

- Jak mam się uspokoić? !? On cię uderzył lunę mojego stada.- warczy.

- Proszę.-wiedziałam, że to słowo zadziała. Leander  usiadł na sofie.

- Kath , chodź tu.- mówi , widzę , że nadal jest wściekły. Nienawidzę jak mi się rozkazuje , ale tym razem wolę ustąpić. Wstaję z łóżka i podchodzę do  Alfy. Po chwili siedzę już na jego kolanach. Nie do końca wiem co się właściwie dzieje. Próbuję się podnieść,  ale uniemożliwiają to ręce Leandera. Czuję jak jego mięśnie powoli się rozluźniają , a oddech wraca do normy.

Kilka minut później puszcza mnie , a ja od razu podnoszę się i idę w stronę łóżka . Mój mate natomiast wychodzi z pokoju i trzaska drzwiami.

~ To było bardzo przyjemne.Róbmy tak częściej.~mruczy moją zadowolona wilczyca.

~ Jeszcze czego.~ prycham .

Burczy mi w brzuchu , co oznacza,  że czas na obiad. Schodzę do kuchni i widzę tam steki, aż mi ślinka cieknie.
Biorę pierwszy lepszy talerz i nakładam sobie dwa. Siadam przy stole i zajadam się tymi pysznościami. Po zjedzonym obiedzie patrzę na zegar , wskazuje on 16 :30. Leander nie powinien się zdenerwować  , jeśli przyprowadzę brata wcześniej.

~

~zegartyka

Obóz 4Where stories live. Discover now