32●Nie tak łatwo mnie zabić.

17.6K 1.1K 61
                                    

MARATON 3/3

Od dwóch godzin czekamy na raport strażników. Chodzę w kółko po pokoju. W mojej głowie pojawia się mnóstwo teorii. Boję się , strasznie się boję. Mam wielką nadzieję, że to wszystko to jedna ,wielka pomyłka i za chwilę i Leander zaraz tu przyjedzie i rzuci jakimś tekstem w stylu ,, Ja być Alfa , ty musieć się mnie słuchać". Tak, zdecydowanie wolałabym tę wersję.

- Luno.- głos Edwina wyrywa mnie z rozmyślań.-  Zgłosili się nasi ludzie z   drugiego ośrodka. Tam się coś dzieje. Możliwe, że tam przytrzymują Alfę.

- Zbierz najlepszych ludzi. Jedziemy tam.

Wstaję i biegnę do sypialni. Przebieram się w czarne legginsy i tego samego koloru bluzę z kapturem.  Do tego biorę wygodne buty. Biorę też worek z zapasowymi ubraniami.

Wychodzę przed dom. Tam czeka na mnie Lee , Edwin oraz dużo strażników.

- Edwin wracaj do Domu, ty nie jedziesz.- mówię i wsiadam do jednego z samochodów.

- Ale Luno...

- Nie Edwin, nie pozwolę, by Sam cię straciła. Musisz z nią tutaj zostać. - przerywam mu i zamykam drzwi.

Edwin niechętnie wycofuje się i podchodzi do Sam.

- Nie Kath, nie jedź tam. Proszę, zostań.- prosi blondynka i podbiega do auta.

- Dobrze wiesz, że jeśli on zginie ,to ja też. A poza tym, jestem Luną. Moim obowiązkiem jest jechać z nimi, ale nie martw się.  Wiele osób  już próbowało się mnie pozbyć. Nie tak łatwo mnie zabić.- mówię i uśmiecham się do niej.

Lee też wsiada do samochodu i odpala samochód. Ruszamy, auto się rozpędza.

- Za ile będziemy? - pytam.

- Samochodem będziemy jechać godzinę, potem dwadzieścia minut marszu.- odpowiada.

~

Ta godzina minęła bardzo szybko. Lee zatrzymuje samochód. Teraz musimy być cicho. Musimy wykorzystać element zaskoczenia.

Wysiadam z samochodu i idę za strażnikami.

~
Już widać ośrodek Wygnańców. To chyba jakiś opuszczony budynek. Jest bardzo duży. Wszystko znajduje się za wysokim ogrodzeniem. Wszędzie jest mnóstwo Wygnańców. Wszyscy obrani są w kurtki moro i czarne spodnie. Przed domem naliczyłam  ich ponad trzydzieści.
Mamy przewagę, większość z nich to omegi , no najwyżej bety. Z tego co wiem, to jest tam jeden Alfa. Nim muszę zająć się ja. Resztą zajmą się strażnicy.

Lee przeskakuje nad ogrodzeniem i naskakuje na jakiegoś Wygnańca. Rozlega się głośny alarm. Teraz musimy działać szybko. Przeskakuję nad ogrodzeniem i biegnę w stronę budynku. Ze wszystkich stron atakują mnie Wygnańcy. Jednak chęć uwolnienia mojego mate dodaje mi energii. Wysuwam pazury i kły. Wbijam je w ciała tych szumowin. Daję mojej wilczycy zaszaleć. Docieram do budynku , słyszę strzał , a potem czuję ból w nodze.
Srebrne pociski , cholera. Ignoruję ból w nodze i wbiegam do środka. Ich jest tam jeszcze więcej. Dookoła jest mnóstwo krwi. Z mojego gardła wydobywa się głośne warczenie. Rzucam się na Wygnańców. Drapię , gryzę, kopię , uderzam. Nic nie może mnie teraz powstrzymać. Wbiegam po schodach na górę . Czuję słaby zapach Leandera. To tylko motywuje mnie do dalszego działania.

Wbiegam wyżej, po drodze rozszarpując ciała wrogów.
Teraz zapach jest silniejszy.

Podchodzę do jednych drzwi, tak , ona tam jest. Otwieram je  jednym kopnięciem. Za szklaną ścianą widzę mojego przeznaczonego. Wyciągam do niego dłoń. Jest nieprzytomny.  Związany na krześle. Nagle czuję ogromny ból brzucha. Podnoszę głowę.  Widzę wysokiego bruneta z uśmiechem na twarzy.

- Przyszłaś uratować tego nic nie wartego kundla?- pyta i wskazuje na mojego przeznaczonego. Z mojego gardła wydobywa się głośny ryk. Rzucam się na Alfę Wygnańców. On też nie pozostaje bierny, wysuwa pazury i wbija mi je w rękę. Syczę z bólu, ale nie poddaję się. Kopię go z całej siły w brzuch, na co lekko się ode mnie odsuwa. Uderzam go z pięści w twarz. On upada na ziemię , ale ciągnie mnie za sobą. Ląduję pod nim. On wbija pazur w moją nogę , a ja krzyczę z bólu. Cudem udaje mi się wyrwać jedną  rękę z jego uścisku. Od razu łapię go za szyję. Teraz to ja jestem na górze. Wbijam w niego pazury, ale on się nie poddaje. Udaje mu się podnieść i kopnąć mnie w brzuch.

Znów rzucam się na niego i próbuję złapać jego szyję. Upadamy na ziemię i zadajemy ciosy. W brzuch, nos , twarz. Wszystko cholernie mnie boli.
Mimo to ,nie zamierzam się poddać. Będę walczyć do końca.

~
Koniec maratonu.  Mam nadzieję, że się Wam podobał.

A jako , że dzisiaj Wigilia życzę Wam miłej atmosfery , pysznego jedzenia, wymarzonych prezentów i  dużo szczęścia, zdrowia, dobrych ocen w szkole, spełnienia marzeń i ogólnie wszyyyyyyyystkiego najlepszego. 😚

~ zegartyka

Obóz 4Where stories live. Discover now