33●Czuję coś do niego.

16.4K 1.1K 46
                                    

Lee pov.

Jedziemy razem z Luną, do drugiego ośrodka Wygnańców. Modlę się, by Alfa tam był. Mimo, że oddam życie za moją Lunę lub  za Alfę, nie mam zamiaru jeździć z ośrodka do ośrodka. Wygnańcy są zwykłymi kundlami, ale jednak wrogami. A z wrogami trzeba się liczyć.

Zostało dziesięć minut jazdy. Spoglądam na prawo. Nie mogę uwierzyć, że mamy swoją Lunę. Wszyscy myśleliśmy, że to już koniec, że nie ma szans na jej znalezienie. A ta po prostu ukrywała się w jednym z obozów. Kręcę głową. Sprytna jest, nawet bardzo.

Zatrzymuję samochód. Teraz dwadzieścia minut spacerkiem.

~

Jesteśmy już na miejscu. Od zapachu tych kundli zbiera mi się na wymioty. Marszczę brwi i przygotowuję się do ataku. Ostatni raz spoglądam na Lunę, a potem skaczę przez ogrodzenie. Naskakuję na Wygnańca i od razu rozszarpuję mu gardło. Przeznaczona mojego Alfy, również jest już w ośrodku. Muszę pilnować, żeby nic się jej nie stało.
Nagle czuję czyiś oddech na szyi.

- Dawno nie było tutaj nowego faceta. Chodź,zabawmy się ...- słyszę głos jakiejś omegi. Warczę głośno i rzucam ją na ziemię.

- Oh, nie tak ostro ,skarbie.- śmieje się.

Chwytam ją za nogę i odrzucam na bok. Nie mogę  na nią patrzeć.  Wycofuję się i nakazuje innym strażnikom się nią zająć.
Rozglądam się dookoła

- Niech to szlag.- klnę głośno.Luna zniknęła mi z oczu. Muszę ją szybko znaleźć. Jestem za nią odpowiedzialny, na pewno w jakimś stopniu. Przemieniam się w wilka- tak
będzie mi łatwiej. Biegnę za jej zapachem. Naskakuje na mnie jednen z Wygnańców. Udaje mi się go zrzucić. Nie zawracam sobie nim głowy, zabijanie ich to rola innych strażników. Ja miałem pomagać Lunie. Cholera, nie wiedziałem, że ona jest taka szybka. Wbiegam do budynku, tutaj zapach Luny jest wyraźniejszy. Czuję zapachach jej krwi. Mam nadzieję, że to nic poważnego. Biegnę po schodach.

Słyszę krzyki. Wytwarzamy drzwi od pomieszczenia. Widzę Lunę leżącą obok Alfy Wygnańców. Oboje się nie ruszają. Zamieram. Podchodzę bliżej.

- Lee , pomóż Alfie.- słyszę jej cichy głos . Oddycham z ulgą. Chcę jej pomóc, ale najpierw muszę wykonać polecenie. Rozbijam szklaną szybę i podchodzę do Alfy. Nie jest to najprzyjemniejszy widok. Jest cały w siniakach i ranach. Coś tu nie gra. One powinny już zniknąć. Coś musi blokować jego zdolności.

Dotykam ramienia Alfy, ale on nie reaguje. Rozwiązuje jego ręce i nogi, a on bezwładnie upada na ziemię.

- Luno, mamy problem. - mówię i spoglądam na dziewczynę.

Widzę jak napina mięśnie i powoli się unosi.  Najwyraźniej sprawia jej  to duży ból. Po chwili stoi już na nogach.
Też nie wygląda za dobrze.

-  Alfa jest nieprzytomny i jego organizm nie może się zregenerować. - oznajmiam cicho.

- Musimy szybko zawieść go do szpitala.

- Obawiam się, że nie ma czasu. Oprócz mniejszych ran, na ciele Alfy znajdują  się dwie duże. Jedna na brzuchu, a druga na udzie. Luno obawiam się, że...

- Nie! Nie ma mowy. Masz znaleźć mi wolny pokój i lekarza. Natychmiast!- krzyczy , a ja wybiegam z pomieszczenia.

~

Kath pov.

Podchodzę do Leandera. Upadam na kolana i zaczynam gładzić jego policzek. Nie pozwolę mu umrzeć. Nie teraz.

Z moich oczy wypływa  łza, szybko ją zcieram. Może i  on nie jest idealnym mate, ale nie mogę go stracić. Czuję coś do niego. Pewnie, że musimy zrobić jeszcze wiele, by narodziło się z tego prawdziwe uczucie. Jednak wiem, że   nam się  to uda. Już niedługo...

~

Postanowiłam pobyć jeszcze chwilę polsatem, ale mam nadzieję, że i tak rozdział się Wam podoba😂😘

Mam już 200 obserwujących , a ta książka ma ponad 65 tysięcy wyświetleń. DZIĘKUJĘ ,
jesteście najwięksi 😍

A tymczasem, do następnego ✋👋

~zegartyka

Obóz 4Where stories live. Discover now