14. Bóg Torad

7.1K 525 65
                                    

Jestem w lesie, w którym chyba nigdy nie byłam, nagle słyszę ciepły i miły głos mężczyzny.

~ Witaj Lucy.

On powinien stać za mną, ale gdy się odwróciłam, to nie było mężczyzny tylko wielki, czarny pies. Nie wiem dlaczego, ale się nie bałam. Byłam w szoku, bo wiedziałam kim jest.

- Bóg Torad - powiedziałam cicho, nadal niedowierzając temu co widzę.

~ Tak, cieszę się, że wiesz kim jestem, choć to na pewno nie zasługa Estel - dziwnie jest rozmawiać w myślach, ze zwierzęciem i to takim ogromnym.

- Dlaczego nagle mi się pokazujesz? Tyle lat, nikt nic o tobie nie wiedział.

~ To długa historia, na którą nie mamy teraz czasu. Jestem tu dla ciebie. Ty Lucy, jesteś wybranką feniksa i spoczywa na tobie bardzo trudny wybór, ale gdy będziesz musiała go dokonać chcę abyś pamiętała, że twoje serce to nie tylko kryształ - z jego oczu biła troska, a głos miał cały czas spokojny - Teraz muszę już iść, ale mam nadzieję, że uda nam się jeszcze porozmawiać.

- Ale... Poczekaj! Ja nic nie rozumiem. Estel też mówiła o wyborze, ale jakim? - miałam zrozpaczony głos, nie chciałam aby tak szybko odchodził.

~ Przepraszam cię, ale najpierw musisz przebyć swoją drogę i dopiero na jej końcu, twój feniks da ci wybór jak zakończyć wojnę. Naprawdę musimy już się pożegnać - jego ostatnie słowa były pełne smutku, później wszystko zniknęło.

Otworzyłam oczy, byłam w swoim pokoju, a to wszystko było snem. Jednak jestem pewna, że to nie był zwykły sen.
Miałam coraz większy mętlik w głowie. Moi dziadkowie - bogowie, mówią mi o wyborze, ale nie podają żadnych wyjaśnień.
Myślałam, że wiem co powinnam zrobić, ale teraz mam za dużo pytań, a żadnej odpowiedzi.
Zaginiony bóg, tak poprostu rozmawiał ze mną w moim śnie. Do tej pory moje życie było zbyt nudne, w porównaniu do tego co dzieje się ostatnio.

Gdy zeszłam na śniadanie, Ana I Tom powiedzieli, że nie będą stawać mi na drodze i będą mnie wspierać, cokolwiek postanowie.
Widziałam na ich twarzach troskę, smutek, miłość. Walczyli sami ze sobą, wiem, że wcale nie chcą abym odchodziła , ale oni rozumieją kim jestem i co powinnam zrobić.
Przytuliłam ich ze łzami w oczach i podziękowałam. Dla mnie to też nie jest łatwa decyzja.

Ledwo zdążyłam zjeść śniadanie, a do drzwi dobijał się Nathaniel. No tak, obiecali tu wrócić.
Przez pół godziny rozmawialiśmy w moim pokoju. Oczywiście to on mówił cały czas o trudach takiej wyprawy, zwłaszcza gdy się nie ma pieniędzy.
Pocieszył go tylko fakt, że umiem polować dzięki Tomowi.
Naszą rozmowę przerwały dziewczyny, które wpadły do pokoju jak burza, jedna drugą przekrzykując.

- Lucy, wiesz co? Nasz tata powiedział...

- ...że jak skończymy osiemnaście lat...

- ...będziemy mogły...

- ...do ciebie dołączyć, a przez ten rok będzie nas trenował - mówiły podekscytowane.

- Oszalałyście? Powiedziałyście o mnie rodzicom? - wachałam się czy ich nie zatłuc.

- Tak... to znaczy nie.

- Nie wiedzą wszystkiego, nie powiedziałysmy, że jesteś boginią - broniła się Sara.

- To co im powiedziałyście? - nie mogłam zrozumieć tych dziewczyn.

- Yyy... że bogini Estel cię wybrała do ważnej misji, że musisz coś odnaleźć co pomoże powstrzymać Tengela... - z oporami, bojąc się mojej reakcji, tłumaczyła Laura.

- Wariatki, po co to wszystko? - widząc ich wystraszone i przepraszające miny, od razu się uspokoiłam.

- Chłopaki chcą iść z tobą, a my... my też chcemy, ale byśmy tylko przeszkadzały. Nie umiemy walczyć, narazie.

- Dlatego poprosiłysmy tatę. Rodzice mają dość tych polowań na takich jak my i powiedzieli, że pomogą jeśli będą przydatni.

- Nikt nie chce tej wojny Lucy, a za tobą pójdziemy chętnie.

- Dziękuję wam bardzo, ale nie możecie ze mną iść. Nie pozwolę też narażać się wam na takie niebezpieczeństwo - cieszyłam się, że mam takich przyjaciół, ale oni muszą zrozumieć.

- Możemy tak do jutra Lucy, my jedno a ty drugie. Kiedy w ogóle zamierzasz wyruszyć? - Nathaniel chyba miał już dosyć mojej rozmowy z blizniaczkami.

- W samą porę przyszedłem, też chciałem o to zapytać - powiedział Marco, stojąc w drzwiach mojego pokoju, powodując u mnie chwilowy brak oddechu.

- Ja... planowałam za kilka dni. Potrzebuje przygotować kilka rzeczy.

- Dobrze, choć to może trochę za wcześnie i... Nie patrz tak na mnie bo się zarumienie, przecież powiedziałem, że idę z tobą, nie bądź dzieckiem i się nie kłóć - powiedział wesoło wampir. Skąd u niego taki dobry humor?

- Marco, chciałabym z tobą porozmawiać... na osobnosci - musiałam mu powiedzieć, inaczej nie zrezygnuje z tej wyprawy.

- Ze mną? Chyba nie będziesz mnie molestować? Będziemy mieli później mnóstwo czasu na to, ale ok możemy zacząć już teraz - Mówiłam, że to sadysta. Jego pasją jest znęcanie się nade mną.

- Ooookej , to my nie przeszkadzamy, wpadniemy później - powiedziała Sara, śmiejąc się okropnie i ciągnąc pozostałą dwójkę do wyjścia.

- To nie tak... - próbowałam się bronić, będąc świadoma jak czerwona teraz jestem na twarzy, ale ich już nie było.
Marco z uśmiechem na twarzy, patrzył na mnie zainteresowany tematem rozmowy.

- Więc?

- Jesteś idiotą i sadystą. Czy ty pomyślisz zanim coś powiesz? Co z tobą jest nie tak? Myślisz, że wytrzymałabym choćby jeden dzień z tobą jeśli byś ze mną poszedł? - kipiałam złością na niego.

- Spokojnie, bo zmarszczki ci się robią. Chciałaś na osobności wygarnąć mi jak mnie nie znosisz? - jego uśmiech przybrał odcień smutku, co pozwoliło mi się uspokoić i powiedzieć to co zamierzałam.

- Marco, naprawdę nie możesz ze mną jechać. Właśnie ciebie najbardziej tam nie chcę.

- Rozumiem, że mnie nie lubisz ale zważając na to kim jesteś, potrzebujesz ochrony - przybrał poważną minę, tworząc między nami dystans. Jest coraz gorzej...

- Nie masz obowiązku mnie chronić, nie potrzebuję cię. Byłeś tylko moim trenerem - cholera, to nie tak miała wyglądać ta rozmowa.

- Tak, masz rację. Nie powinienem się pchać gdzie mnie nie chcą, a widząc twoją nienawiść, pewnie byłbym dla ciebie torturą - dlaczego wyczuwam żal w jego głosie? Stanął przy drzwiach i chciał już wyjść - O tym właśnie chciałaś rozmawiać? Pocieszę cię tym, że ja też cię nie lubię - chwycił za klamkę i otworzył drzwi.

- Kocham cię idioto - powiedziałam szeptem, nie mogąc zatrzymać łez które spływały mi po policzku. Nie obchodziło mnie już czy to usłyszy - Dlatego nie chcę, żebyś jechał ze mną.

Płomień feniksaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz