34. Prawda narodzin

4.6K 389 25
                                    

- Rozumiecie chyba, że ja nie będę boginią taką jak Estel- odparłam, zaskoczona wyznaniem Nathaniela.

- To ty nie rozumiesz. Jesteś taka jak my. Jak zwyczajne istoty. Masz potęgę, której niewykorzystujesz do swoich ambicji. Cierpisz, bo robisz to dla nas. Nieważne ile razy zaprzeczysz, ile razy powiesz, że nie chcesz nas. My będziemy tu dla ciebie. Nawet jeśli mielibyśmy zginąć, to z dumą, że za właściwego boga magicznych - powiedział Nath, z powagą patrząc mi w oczy, a ja tylko zaprzeczyłam głową.

Łzy wdzięczności i miłości do nich, spłynęły mi po policzkach.
Choć ja niedopuszczałam do siebie bogini, to oni ją we mnie dostrzegli.
Ich wiara w moją osobę była ogromna, ale czy słuszna?

*******

~Dawno nie rozmawialiśmy - powiedział Torad, widząc mnie.

~Tak, trochę się działo. Możesz opowiadać dalej.

~ Dobrze, więc... abyś mogła się narodzić i dać nam nadzieję na lepsze życie w tym świecie, musiałem akurat wtedy przybyć tu do świata ludzi. Na całej ziemi rozmieszczone są punkty energi, którą potrzebowałem zgromadzić. Przez te wszystkie stulecia właśnie to robiłem, czekając na twój czas. Gdy nareszcie nadszedł, zrobiłem to co musiałem. Przepraszam cię za to co teraz powiem i mam nadzieję, że mi kiedyś wybaczysz. Twoja matka musiała umrzeć, więc to ja nasłałem tą wampirzycę aby ją zabiła. W momencie gdy jej energia opuszczała ciało, wykorzystałem ją aby tchnąć w twoje serce, które przestawało bić. Później moją mocą przeniosłem cię z jej łona na świat. Kiedy to zrobiłem, nad tobą pojawił się kryształ jarzący się czerwienią, wiedziałem że jest w nim moc feniksa, który chce odrodzić się właśnie w tobie. Odłamałem kawałek, z którym wiesz już co zrobiłem. Tak więc energię, którą zdobywałem wykorzystałem na umieszczenie go w twoim sercu, jednak to wymagało kolejnej ofiary- moje ciało musiało zmienić się w samą energię i zostawiając sobie tylko jej część, aby móc cię później wspierać. Moja moc oplotła cię ogniem, aby nikt o złych intencjach nie mógł cię dotknąć. Jednak nie przewidziane było co zrobi Estel. Wizje szensi dotyczyły tylko mnie i w pewnych momentach ciebie. Tu kończy się moja opowieść, dalszych losów znam tylko urywki. - zakończył swój monolog ze smutkiem i pozwolił mi to wszystko przemyśleć, kończąc nasze spotkanie.



- Lucy, znów śpisz?- wołał głos, tym samym budząc mnie.

- Nie, dzięki tobie nie- odparłam otwierając oczy i widząc Jacka - Co ty tu robisz? Przecież nic się ze mną nie działo- dodałam zaskoczona jego obecnością, odsuwając na bok myśli o szokującej histori Tengela.

- Wies okazało się, że mogę się do ciebie teleportować kiedy chcę, pewnie twój dziadziuś z premedytacją mnie okłamał - powiedział z posepną miną. - Tak więc, poprostu się stęskniłem-  jego policzki nabrały rumieńców. Jak słodko...

- Dooobra. Widzę, że się robi małe zgromadzenie wokół mnie.- nieco mnie to niepokoiło.

- Kochamy cię Lucy- teraz to już miał krwistą czerwień na policzkach- To znaczy, jesteś wspaniałą osobą i chcemy cię wspierać, abyś nie musiała sama przez to przechodzić.

- Dziękuję, naprawdę to doceniam, ale... - powiedziałam wzruszona, gdy nagle ktoś mi przerwał.

- Cicho kretynko, żadne ale. Gadaj mi natychmiast o co chodzi z Marco? - Sara kipiała gniewem wchodząc do pokoju - Bo coś mi się zdaje, że jeden był ci za mało. - pokiwała znacząco głową w stronę chłopaka.

- Wiedziałam, że coś tu za cicho. - uśmiechnęłam sie do niej, ale ona się nieugieła, a ja westchnęłam zrezygnowana- Powiedziałam mu, że nie chcę go już widzieć. Posądziłam go o coś czego nie zrobił, aby był jak najdalej ode mnie, od tej całej sprawy z bogami. Chciałam to naprawić jeśli uda mi się zakończyć tą wojnę.

- Ty naprawdę nie masz mózgu ani serca. Wiesz, że on odszedł z pałacu? Zrezygnował z tytułu księcia? Wiesz, że on nadal cię szuka?- mówiła ostrym tonem, Elfka.

- Co? Dlaczego?

- Sama go zapytaj, będzie tu niedługo- powiedziała wychodząc, a ja zaczęłam płakać.

Miała rację, on mnie kocha, a ja go ranie. Siebie też.
Jack mnie przytulił i pocieszał mówiąc, że wzięłam na siebie zbyt duży ciężar i mało kto wiedziałby co robić.
Był zbyt blisko mnie, patrząc w moje oczy... Tak samo jak Marco.
Nachylił się i mnie pocałował.
W tym samym momencie, drzwi się otworzyly, a w progu stał zaskoczony Marco.

Czy to ukryta kamera? Bo to wcale nie jest śmieszne.

Szybko odskoczylam od Jacka.

Oj z tobą to jeszcze się rozmówie...

Szok spowodowany pocałunkiem i pojawieniem się wampira, całkowicie mnie sparaliżował. Nie wiedziałam co powiedzieć.

- Szybko znalazłaś sobie drugiego- wysyczał wściekły, z cierpieniem wypisanym na twarzy.

Nie patrzyłam mu w oczy. Nie potrafiłam.
Dlaczego? Bo wykorzystałam tą sytuację.

- Przykro mi, ale nie jest nam pisane bycie razem. Jack... on nie potrzebuje mojej mocy- widziałam jak zaciska pięści ze złości, widziałam jaki sprawiłam mu ból.

- Hej skarbie, już nie śpisz?

Jim... ty do cholery umiesz wszystko niszczyć.

- Jakiś harem sobie zrobiłaś? - powiedział Marco z odrazą patrząc na mnie i tych dwuch idiotów.

- Marco, my nie jesteśmy już razem- próbowałam udawać opanowaną i oziębłą. Chyba mi się udało.

- Bo ty to zniszczyłaś- powiedział ze smutkiem i wyszedł.

Chciałam za nim pobiec.
Chciałam być zwyczajną dziewczyną.
Krzyczałam w myślach na siebie, słałam najgorsze przekleństwa, a serce rozpadało się na kawałki.

Jak się świat sypie, to czemu akurat na moją głowę?
Chwilę po wyjściu Marco, gdy miałam właśnie zapytać Jacka co miał znaczyć ten pocałunek, usłyszeliśmy na zewnątrz okrzyki radości i niedowierzania.
Estel i Dragon dumnie stali na placu (chyba nie wspomniałam iż wszyscy znajdują się w wiosce elfów), witając się z rozradowanym tłumem.
Gdy bogini mnie zauważyła, zawołała ruchem dłoni abym do nich podeszła, co po chwili uczyniłam, będąc nadal oszołomiona tym co się ostatnio dzieje wokół mnie.

- Witaj kochanie- powiedziała czule moja babcia.

- Czym zawdzięczamy waszą wizytę?- spytałam, nie wiedząc jak z nią rozmawiać. Przecież nie jest taka jak myślałam.

- Słyszeliśmy o nowej bogini, która jest bardzo potężna, a wszyscy chcą być pod jej opieką. Tak więc przyszłam zapytać się, co ty wyprawiasz Lucy? - wyglądała na spokojną, jednak jej oczy ją zdradziły. Biła w nich wyższość, zazdrość, strach.

Bogini nie chciała mieć konkurencji?
Czy może chodziło o to, że miałam być sama? Bez żadnych towarzyszy, czy wyznawców...?

Płomień feniksaWhere stories live. Discover now