17. Samotna

6.3K 484 36
                                    

Uciekłam!!! Jak jakiś dzieciak obrażony.
Cały czas słyszę słowa Victori "On ma obowiązki względem królestwa. Nie myśl, że ktoś taki pospolity jak ty sprawi, że wszystko rzuci by być z tobą"
Mogłam poczekać na niego, ale nie chciałam usłyszeć, że nie będzie ze mną. Moje serce zbyt mocno bolało.

Zostawiłam wilka, aby pilnował Ane i Toma. Choć, trochę żałuję, nie byłabym teraz taka samotna.

Jestem w drodze już pół roku, a Marco mnie nie znalazł. Może wcale nie szuka?
Nie, nie będę o tym już myślała, serce boli mnie jeszcze bardziej.

Nadal szukam kawałka kryształu, nie wiem skąd, ale wiem, w którym iść kierunku.
Podróżuje pieszo, nie używam skrzydeł jeśli nie jest to konieczne. Nie chcę, aby ktoś mnie zauważył, a nie mam pieniędzy, ani jedzenia. Poprostu jest cudownie być biednym. Jednak, gdy mieszkałam u mamy było o wiele gorzej, dlatego nauczyłam się cieszyć z tego co mam.

Do tej pory dostawałam jedzenie i nocleg, za drobną pomoc w domach lub sklepach. Dziś jestem daleko od jakich kolwiek budynków, więc muszę upolować jakieś zwierzę...
W lesie wypatrzyłam zająca, naciągnęłam łuk, który wzięłam z domu i wycelowałam w niego. Spojrzał na mnie... przez chwilę oboje patrzyliśmy sobie w oczy, ale w jego zobaczyłam strach, a później... poddał się. Chciał pozwolić mi strzelić, nie zamierzał uciekać.
Jak mogłabym go zabić? Dlaczego on to zrobił? Stałam tak chwilę oszołomiona i nadal trzymałam wycelowaną strzałę, gdy usłyszałam czyjś głos.

- Dlaczego nie strzelasz? - był ciepły i przyjazny.

Przestraszona, odwróciłam się nie zmieniając pozycji łuku, który teraz celował w młodego chłopaka. Miał około dziewiętnastu lat i krótkie czarne włosy.

- Ej, ja jestem nieuzbrojony i niejadalny - kontynułował z uśmiechem.
Podniósł ręce udając, że się poddaje. Chyba nie bał się tej malutkiej strzały, wycelowanej w jego serce?

- Przepraszam - odparłam, opuszczając broń i chciałam już odejść, ale kiedy zsunął mi się kaptur z głowy chłopak znów się odezwał.

- Poczekaj... ty jesteś tą płomiennowłosą dziewczynką? - powiedział zaskoczony, widząc moje włosy.

- Nie rozumiem o czym mówisz?

- To ty jako mała dziewczynka, uspokoiłaś klacz mojego wuja? - zapytał podekscytowany.

- Ja... może tak, nie pamiętam. Kim jesteś? - zaskoczył mnie. Faktycznie, było to podczas mojej ucieczki od matki. Zapamiętał mnie?

- Jestem Jack. Pamiętam to doskonale. To było niesamowite, jak byś z nią rozmawiała, a twoje włosy... są teraz jeszcze piękniejsze, tak samo oczy... - miał taki zachwyt w oczach. Szaleniec jakiś?

- Słuchaj, fajnie że mnie pamiętasz, ale spieszę się. Przepraszam - próbowałam delikatnie go spławić, ale on się nie dawał.

- O nie, musisz do nas przyjść. Wuj i ciocia ucieszą się i zobaczysz bliźniaki, to najlepsze konie jakie mamy... - trajkotał cały szczęśliwy, a ja już wiedziałam, że od niego nie ucieknę.

Wizyta u jego wujostwa była naprawdę miła, a konie cudowne, ale coś było w ich domu czego nie mogłam zrozumieć.
Dziwne uczucie, które pchało mnie do pokoju Jacka.
Prowadzona tym uczuciem weszłam tam i moją uwagę przykuł kawałek dziwnego szkła, zawieszonego na rzemyku i przyczepionego do ściany nad jego łóżkiem.
Gdy go dotknęłam, poczułam jak serce powoli przestaje bić, jakbym miała zaraz umrzeć. Nie czułam bólu, ale moje oczy zamknęły się, a ciało upadło bezwładnie na podłogę.

Nagle znalazłam się na polanie, na której stał również bardzo przystojny mężczyzna, o czarnych jak noc oczach i takiego samego koloru długich do ramion włosach. Całe jego ciało, stało w płomieniach.
Stałam oszołomiona tym cudownym widokiem, gdy mężczyzna zaczął do mnie podchodzić... to był bóg Torad.

~ Witaj ponownie - uśmiechnął się czule - Odnalazłaś brakujący kawałek kryształu. Musisz zawsze mieć go przy sobie, a gdy będziesz chciała ze mną porozmawiać lub wezwać mnie na pomoc wystarczy, że o tym pomyślisz.

~ Czy... czy mogę też z innymi osobami tak się kontaktować? - głos mi drżał, nigdy nie widziałam tak potężnej istoty. Biła od niego potęga, duma, pewność siebie i ogromna moc.

~ Niestety Lucy, ten kawałek jest połączony tylko ze mną, a rozmowy mogą być tylko kilkuminutowe. Twoje ciało i część serca jest ludzkie, dlatego nie wytrzyma długo takiego połączenia.

~ Tak wiele mam pytań do ciebie. Dlaczego mi pomagasz? Co z Estel? Co z...

~ Spokojnie, wiem że nie rozumiesz wszystkiego, ale niestety to wina Estel. Narazie powiem ci tylko, że bogowie nie zasługują na uwielbienie jakim są obdarowywani. Nie wolno im ufać.

~ Czy mówisz też o sobie? - nie mogłam uwierzyć w to co on mówi.

~ Tak Lucy, każdy ma jakiś cel, nawet gdy chcą dobra dla innych, to nie zważają jakie mogą wywołać tego konsekwencje lub straty. Do zobaczenia promyczku.

Wszystko znów się rozmazało, a do mnie zaczął docierać spanikowany głos Jacka.

- Lucy, proszę obudź się... - wołał, jednocześnie potrząsając mną.

- Zmarłego byś obudził - odparłam, otwierając oczy i próbując się uśmiechnąć.

- Co ci się stało? Znalazłem cię na podłodze nie przytomną z ledwo wyczuwalnym pulsem. Chris jest akurat w stajni bo... -w oczach miał ulgę i radość, ale jego potok słów był teraz okropnie męczący.

- Poczekaj - musiałam mu przerwać, bo by nie przestał mówić - Poprostu zrobiło mi sie słabo i zemdlałam. Wiesz, trochę głowa mnie boli, czy mogłabym chwilkę poleżeć i odpocząć?

-  Yyy... Tak przepraszam, już idę tylko przyniosę ci koc - powiedział nieco przygaszony, a mną targały wyrzuty sumienia.

- Jeśli chcesz zostać to możesz, tylko...

- ...mam nic nie mówić? - odparł uśmiechając się.

- Mniej chaotycznie i trochę ciszej - dodałam trochę zawstydzona.

Opowiedziałam mu trochę o sobie, nie wtajemniczając go w świat magiczny, a on mówiąc o swoim życiu, kilka razy wspominał o płomienno włosej dziewczynce, która często pojawiała się w jego snach. Zawsze smutna, samotna, przestraszona. Lecz gdy ktoś podchodził, zakładała maskę wesołej i szczęśliwej.
Tak dobrze znał moją duszę? Może to zasługa kryształu, którego miał?

- Znów uciekasz? - spojrzał na mnie ze smutkiem.

- To nie tak. Ja muszę odnaleźć moją... rodzinę - odparłam, zastanawiając się co tak naprawdę mną kieruje w tej podróży.

- Rozumiem, jednak twoje oczy nadal mi mówią, że jesteś samotna, nieszczęśliwa. Bardzo chciał bym ci pomóc - patrzył na mnie z troską. Znamy się chwilę, więc jak to możliwe, że tak bardzo go lubię?

- Masz rację czuję w sercu pustkę, ale... to z powodu chłopaka, którego kocham, a z którym nie mogę być. Oraz rodziny, która jest dla mnie coraz większą tajemnicą - odparłam przypominając coś sobie - Skąd masz ten kawałek kryształu?

- A to też było coś niezwykłego. Następnego dnia gdy wtedy uciekłaś od nas, spotkałem w lesie ogromnego czarnego psa. Byłem sparaliżowany strachem, gdy zaczął do mnie podchodzić. Jednak z jego wielkich oczu biła taka dobroć i troska, że przestałem się bać. Wyciągnął do mnie łapę, na której było to zawieszone i chyba chciał abym go wziął. Gdy to zrobiłem on poprostu odszedł.

- To... na prawdę było dość... niespotykane - odparłam będąc zaskoczona i zaciekawiona, dlaczego Torad dał kryształ akurat małemu Jack'owi.

Rozmawialiśmy aż do wieczora, zostałam u nich jeszcze jeden dzień. Gdy zamierzałam odejść chłopak zaproponował, że pójdzie ze mną. Odmówiłam mu, dziękując za wszystko co dla mnie zrobili i za cudowny czas spędzony z nimi.
Ruszyłam w dalszą drogę, z torbą pełną jedzenia i uczuciem osamotnienia, które do mnie wróciło.

Miałam już brakujący kawałek kryształu, teraz muszę odnaleźć Estel, Dragona i Tengela.
Muszę też przestać myśleć o tej mojej pijawce, bo wciąż pojawia się w moich snach, wołając mnie i szukając po całym świecie.
To tylko moje serce tak bardzo chce, aby to było prawdą.

Płomień feniksaWhere stories live. Discover now