31...

4.9K 377 53
                                    

~ Dlaczego Tengel nie wie, że jego dziecko żyje? Dlaczego nie wie, że to ja? Gdy byłam mała, Estel twierdziła inaczej.

~ Nie mogę powiedzieć ci dlaczego ona kłamie, bo sam nie wiem. Wiesz co się wydarzyło z twoją prawdziwą matką, a Tengel nigdy się nie dowiedział, co stało się z ich dzieckiem. Poprostu zniknęło, a on po tych wszystkich latach stracił nadzieję, że żyjesz.

~ Rozumiem, więc wróć do tłumaczenia, dlaczego mnie wyjąłeś z jej brzucha.

~ Hmm... jak mam ci to wyjaśnić? To długa historia.

~ Możesz ją dokończyć następnym razem.

~ Gdy Dragon i Tengel byli mali, przyszła do mnie jedna z Szensi, która zobaczyła odległą przyszłość. "Inny świat niż nasz, dziecko które będzie obdarzone, nie zwykłą mocą, lecz może ono się nienarodzić. Istnieje  jednak szansa, aby je uratować." Nie miałem zamiaru ingerować w świat, który nie był nam do niczego potrzebny. Jednak kobieta była w transie, wizje napływały jedna po drugiej. "Nasz świat zostanie zniszczony przez mojego syna, temu nie da się zapobiec, jedynie jego śmiercią. -Na to się niegodziłem. Dziecko z innego świata, będzie potomkiem owego syna, jednak ich los skazany jest na cierpienie. Matka musi umrzeć, jej energia pozwoli dziecku się narodzić..."

******

Minęły dwa dni od naszej rozmowy, a ja nie wiedziałam jak reagować na wszystkie tajemnice, które powoli odkrywałam.
Zmierzałam właśnie do wioski uzupełnić zapasy, gdy idąc ścieżką w lesie, zaczepił mnie jakiś mężczyzna. Cuchnął alkoholem i bredził coś o kobiecie, która była pomyłką.
Próbowałam jakoś uciec od niego, ale on złapał mnie za nadgarstek i płacząc, dalej się żalił.

Wolną rękę, skierowałam w stronę nieba i już po chwili, zaczął padać deszcz (nad nim była najgorsza chmurka, z której okropnie lało), jednak to mi w niczym nie pomogło, bo on zaczął mnie ciągnąć do swojego domu, aby się wysuszyć.
Zirytowana, chciałam użyć ziemi, aby pozbyć się natręta, jednak przerwał mi męski głos dochodzący z drzewa za mną.

- Hej aniołku, może ci jakoś pomóc?

Zapytał z uśmiechem brunet, beztrosko siedząc na jednej z gałęzi. Mężczyzna spojrzał na niego, zmróżył oczy, aby lepiej widzieć przez padający deszcz i nagle oblał go strach. Zaczął się kłaniać owemu chłopakowi, bełkocząc przeprosiny i już po chwili biegł.
Biegł jakby go sam diabeł gonił.

- Dziękuję. Widzę, że sam twój widok go odstraszył - odparłam, a brunet zeskoczył na ziemię.

- Gdybyś wiedziała kim jestem, też pewnie byś uciekła - powiedział, przysuwając się zbyt blisko mnie.

- I to zamierzam właśnie zrobić - wyminęłam go, chcąc ruszyć w dalszą drogę.

- Jeśli chcesz się ogrzać, po swojej "mokrej zabawie", to kawałek stąd pali się ognisko. I... mam też coś na zagłuszenie - powiedział z iskierkami w oczach i słysząc, jak mój żołądek domaga się jedzenia.

- Z jednego natręta na drugiego? Nie dzięki, poradzę sobie. Pa.- chciałam już odejść, ale jeszcze odwróciłam się do niego.

- "Mokrej zabawie"?- zapytałam, nierozumiejąc o co mu chodzi.

- No wiesz, czary mary i jest deszcz - odparł wesoło, próbując pokazać to dłońmi - Nie udawaj zaskoczonej piękna, widziałem WSZYSTKO.

- A oczka na pewno masz zdrowe? - okropnie zaczynał mnie irytować.

Płomień feniksaWhere stories live. Discover now