27. Ochroniarz?

5.1K 395 57
                                    

Wracając do celi, w której się znalazłem...
Na podłodze leżała nieprzytomna Lucy. Jej serce biło powoli ale wiedziałem, że wyzdrowieje tylko musi mieć czas.
Minutę po moim przybyciu, do pomieszczenia weszło dwóch mężczyzn. Gdy mnie zobaczyli od razu wyciągnęli miecze, które wisiały na ścianie.
Czemu one tam wisiały i akurat ich użyli do walki, to mnie nie pytajcie. Sam byłem w szoku.

- Kim jesteś i jak do cholery tu wszedłeś - zapytał jeden z nich podchodząc do krat.

- Hokus pokus i już. Czego od niej chcecie - musiałem zrozumieć sytuację w jakiej się znalazła.

- To nie twoja sprawa! Zginiesz, zanim Tengel zdąży tu po nią przybyć - zaśmiał się ochydnie, otwierając drzwi celi. - Kto zginie, to jeszcze się okaże - powiedziałem myśląc o mieczu, który od razu pojawił się w mojej dłoni, a ja wiedziałem co z nim zrobić.

Byłem w szoku, gdy nagle obaj polecieli na ścianę. Spojrzałem na Lucy. Jej mina świadczyła o tym, że to jej zasługa choć widziałem, że cierpi z bólu.
Jej pytanie o las wydawało mi się głupie i przez chwilę pomyślałem, że to wariatka. Czy ona nie widzi w jakiej jesteśmy sytuacji?
Kolejny szok przeżyłem widząc zwierzęta, które rozrywały porywaczy, a Lucy tak poprostu je powstrzymała zanim zrobiłyby to samo mi.
Moje myśli o tym, że jest wariatką powróciły, kiedy kazała wsiadać na niedźwiedzia. Miałem ochotę krzyknąć do niej "Idiotko to niedźwiedź, a nie koń" jednak zrozumiałem, że one są tu dla niej.

Jej życie naprawdę jest niebezpieczne i pokręcone.
Byłem szczęśliwy gdy przez dwa dni spała w moich ramionach, mimo iż sytuacja z ogniem na jej ciele powtórzyła się, to wiedziałem, że nic mi nie zrobi.
Jedyny mój problem był taki, że bardzo pragnąłem ją pocałować, co niestety zrobiłem gdy nadal spała.

Wiedziałem, że ona kocha Marco, tego który podczas jej pierwszego uzdrowienia najbardziej szalał z przerażenia, że ona umrze.
Jednak dziwi mnie, że nie są teraz razem. Przecież powiedziałem mu gdzie ona jest. Może nie zdążył i ona odeszła od tej rodziny zanim on przybył? Wolałem nie poruszać tematu jego osoby.

Jak mogłem to cofnąć?
Poczułem taką wielką radość, euforię i pożądanie, gdy dotknąłem jej ust, które chciałem czuć już zawsze, ale wiedziałem, że już nigdy tego nie doświadcze.
Ona mnie zabije, jeśli się dowie...
Ja na pewno jej nie powiem...
Właśnie się budzi, a ja będę musiał powiedzieć jej prawdę, skąd tu się wziąłem.
Nie zdradze jej moich uczuć.
Dopóki o nich nie wie, nie boli tak bardzo.
Gdyby jej usta wypowiedziały "Nie kocham cię", nie wiem czy moje serce by to zniosło.

Prov. Lucy

- Jej śpiąca krolewno, już lepiej?- zapytał Jack z troską i czułością.

- Tak, tak, teraz tłumacz wszystko- powiedziałam, ignorując chwilowe zawroty głowy.

- No dobra, tylko nie wydzieraj się potem...

Co do cholery?
Gdy usłyszałam jego historię... że jest moim ochroniarzem?
Zawsze w takich sytuacjach był przy mnie?
Och dziadku będziesz się tłumaczył.

- Dlaczego? Nie rozumiem dlaczego się na to zgodziłeś? Jesteś człowiekiem i nie miałeś ze mną nic wspólnego - dopytywałam się widząc, że nie mówi całej prawdy.

- Poprostu chciałem aby moje życie miało jakiś sens - powiedział z przekonaniem, a ja byłam pewna, że to nie wszystko, ale już nie drążyłam tematu.

- Więc to sprawka ludzi Tengela, tak? Dobrze, że nie zdążył się zjawić - odparłam zadowolona, wspominając naszą ucieczkę.

- Kim on jest?

- Jest bogiem z innego świata, który chce się zemścić i zabić wszystkich magicznych. Jest też moim ojcem.

- Oż kur...

- Wiem.

- Ale co on chce od ciebie? Bo chyba nie chodzi mu o naprawienie relacji z córką?

- Tego właśnie nie rozumiem. Myślałam, że chce abym dołączyła do jego vendety i że chce wykorzystać moją moc. Ostatnio jednak  dowiedziałam się, że chce mnie zabić bo niwecze jego plany. Nie wiem jaka jest prawda. Jednak na pewno córka nie jest mu potrzebna do szczęścia.

- Przykro mi. - powiedział ze współczuciem.

- Nie trzeba Jack, nigdy na niego nie czekałam. Nie łudziłam się, że będzie chciał być moim ojcem.- dodałam próbując się uśmiechnąć- A właśnie, twoje wujostwo nie będzie się martwić, że tak zniknąłeś? Ile dni spałam?

- Dwa... cholerka, masz rację, to dozobaczenia moja Pani- ukłonił się z szerokim uśmiechem i dziwnym błyskiem w oku i zniknął. Poprostu wyparował... Tak, to było coś nowego.

To czas na rozmowę z dziadziusiem. Tylko teraz muszę się pilnować z czasem, nie chce aby Jack cierpiał przez to połączenie. Zdziwił by się, że dopiero wrócił, a znów coś się dzieje.

Skrócona wersja rozmowy z dziadziusiem:
Mam go tak nie nazywać, bo to uwłacza jego boskości- przykro mi nadal będę go tak nazywać za karę.
Po moich oskarżeniach za to, że posłużył się małym, nieświadomym niczego chłopcem, on tylko powiedział
"Zawsze robię to co uważam za słuszne, a ty go potrzebujesz"
Rozłączyłam naszą rozmowę, zła na niego i na Jacka bo oboje czegoś jeszcze mi nie powiedzieli.

Robi się naprawdę ciekawie, a ja kipię złością na wszystkich.
Co jeszcze się zdarzy?
Co jeszcze odkryję?
Może mam wróżkę chrzestną, która spełni moje trzy życzenia?
Chyba nie...

Płomień feniksaOnde histórias criam vida. Descubra agora