28.

4.8K 393 20
                                    

Las... ściezka... A na niej martwa blondynka.
Dziecko unoszące się nad jej brzuchem, oplątane przez sznur ognia. Ono śpi.
Ktoś ubrany w płaszcz z kapturem, pojawia się nagle z nikąd.
Stoi chwilę nad zmarłą i jej dzieckiem.
Rozgląda się. To kobieta, jej twarz jest rozmyta lecz jest znajoma.
Kobieta w kapturze próbuje zabrać dziecko lecz ogień jej nie pozwala.
Znika, a po chwili pojawia się z inną kobietą o brązowych włosach.
Brunetka widząc dziecko od razu podchodzi do niego i z czułym uśmiechem bierze na ręce, płomienie znikają nie robiąc jej krzywdy. Odchodzą, a kobieta w kapturze znika.

Wszystko się rozmywa, pokazując kolejny sen.

Brunetka stoi w salonie. Trzyma dziecko w ramionach, tuląc je i śpiewając.
Ktoś przyszedł, więc otwiera drzwi.
W progu stoi taka sama kobieta, lecz w innych ubraniach. Jej twarz wykrzywia się w grymasie niedowierzania i złości.
Kłócą się.
Kobieta wchodzi z dzieckiem na schody, idzie do pokoju i odkłada je do łóżeczka.
Bliźniaczki stoją u szczytu schodów, nadal kłucąc się.
Gość popycha gospodynię, która spada ze schodów i uderza głową o podłogę... wokół jest pełno krwi.
Kobieta podbiega do niej, tuli w swej piersi i płacze.
Ranna brunetka szepcze ostatnie słowa i umiera.

Budzę się znów przerażona.
Kolejna śmierć.
Wiem gdzie zniknęło dziecko, lecz jak ono opuściło ciało blondynki?
Pomimo tego iż twarze bliżniaczek i kobiety w kapturze były rozmazane, poznałam je. Wiem kim one są, ale nie rozumiem dlaczego.
Co to wszystko ma znaczyć?
Chciałam krzyczeć z bezsilności i niewiedzy. Muszę porozmawiać z Torad'em, ale nie teraz. Najpierw muszę ochłonąć i przemyśleć to.

Szłam drogą w stronę miasta. Nie miałam wyjścia, nie mam pieniędzy i jedzenia, a w pobliżu nie było żadnych wiosek. Muszę znaleźć pracę.

Nie wiedziałam, że będzie aż tak o nią trudno. Nigdzie nie potrzebowali pracownika na kilka dni, chcieli kogoś na dłużej.
Jedynym ratunkiem, okazał się sklep odzieżowy jakiejś znanej marki. Miałam szczęście bo akurat dwie pracownice zachorowały, więc od razu zaczęłam pracę.

Można to nazwać szczęściem lub pechem bo przed samym zamknięciem, przyszedł jeszcze jeden klient.
Czy ktoś uwierzy, że Bóg Tengel wejdzie do sklepu by kupić koszulę?
Więc wiecie w jakim stałam osłupieniu patrząc na osobę, która chce mnie zabić i ściga tyle miesięcy, a tu tak zwyczajnie trafia na mnie podczas zakupów.
Jego wzrok skierował się w moją stronę, też był zaskoczony.
Podchodzi. Uśmiecha się przyjaźnie?

- Witam ponownie. Masz na imię Cassy? Myślałem, że unikasz ludzi- na prawdę mówił miłym głosem , a takie imię było na mojej plakietce.

Co do kur....?
Myśl szybko! Kłam, on chyba nie wie z kim rozmawia. Może tylko udaje. Może nie chce robić zamieszania, pośród niepotrzebnych świadków? Odezwij się w końcu- krzyczałam na siebie w myślach.

- Witam pana- przybrałam miły uśmiech, który był cholernie trudny - Niestety, pieniądze nie spadają z nieba. W czym mogę pomóc?

- Potrzebuje koszuli, pomożesz mi wybrać? - nadal się uśmiechał.

- Oczywiście, proszę tędy- powiedziałam, kierując go w odpowiednią alejke.

- Długo tu pracujesz? Wydajesz się spięta. Czy to przeze mnie? - czy on się zasmucił? Co się dzieje?

- Dziś zaczęłam, to tylko stres pierwszego dnia i natłokiem ludzi.- odparłam, idealnie udając opanowanie i ukrywając kłamstwo. Jak ja to robię?

- Rozumiem, na pewno jest ci ciężko skoro masz "ludzką" fobie- nie wierzę, on zażartował choć to było słabe.

- Nie umie pan rzucać żartów- odparłam z lekkim uśmiechem. Co ja wyprawiam?

- Wiem, przepraszam. Felicja często mi powtarzała abym tego nie robił- na jego twarzy pojawił się smutny uśmiech.

- Kim jest Felicja? O przepraszam, nie moja sprawa- zaskoczył mnie swoją odpowiedzią.

- To była moja żona. - powiedział biorąc odemnie koszulę- Dziękuję, ta powinna być dobra.

- Przepraszam- odparłam skruszona moim nietaktem.

- Nie musisz, lubię cię. Bardzo mi ją przypominasz, choć zastanawiam się dlaczego masz perukę - powiedział uśmiechając się szeroko.

- A to... bo... nieudane farbowanie.

Ja poprostu muszę zakładać peruki w miastach, za łatwo by mnie rozpoznali. Może dlatego nie wie kim jestem? Moim znakiem rozpoznawczym są moje włosy.

- Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy Cassy- powiedział z cudownym uśmiechem i wyszedł.

Co to było do cholery?

Płomień feniksaWo Geschichten leben. Entdecke jetzt