Rozdział 59: Radość, zabawa, przyjaźń i same pozytywy

343 19 20
                                    

Oto dlaczego weny nie wolno ignorować 😂 (piosenkę do rozdziału załączyłam w mediach❤️)

***

Typową dla środka nocy ciszę przeszył pierwszy wrzask. Zaraz dołączył do niego drugi.

Momentalnie otworzyłam przekrwione oczy, rozbudzając się w ułamku sekundy. Thorin, który leżał za mną, trzymając rękę na mojej talii, też już nie spał. Zrzuciłam z ramion kołdrę i sprawnie wstałam z łóżka, kierując się do stojącej w rogu naszej sypialni podwójnej kołyski. Pokoik, który postanowiliśmy przeznaczyć dla bliźniaków, był nadal w takim jakby szykowaniu – wcześniej stanowił on po prostu pomieszczenie, do którego wstawialiśmy rzeczy nie posiadające swojego miejsca, albo wrzucaliśmy tam pojedyncze przedmioty podczas sprzątania, nie wiedząc, gdzie je dać. Taki nasz składzik rupieci, w którym podczas obecnie trwających gruntownych porządków znaleźliśmy całkiem sporo skarbów...

Ziewnęłam, po czym sięgnęłam do rzeźbionego w drewnie łóżeczka, biorąc płaczącą Kathrin na ręce.

- Już cichutko... - szepnęłam, przytulając ją do siebie, podczas gdy Thorin sięgnął po równie niespokojnego Thelina.

Nie pamiętam, kiedy ostatnio przespałam w spokoju całą noc, albowiem niemowlaki urządzały nam wysoko – tonowe koncerty każdej doby. Zwykle to nasza córka zaczynała, a jej brat do niej dołączał. Już od początku przeczuwałam, że to on będzie o wiele spokojniejszy od młodszej o jakiś kwadrans siostry.

Kathrin i Thelin nie byli do siebie podobni w najmniejszym stopniu, a do tego wyczuwałam, że będą różni nie tyle z wyglądu, co dopiero z charakteru. Mała księżniczka była niemal lustrzanym odbiciem Thorina, co widać było po jej jasnoniebieskich oczach oraz kępce niezwykle ciemnych włosków. Jej brat natomiast... gdy to na jego oczy spojrzałam pierwszy raz, zalałam się łzami, rozpoznając w nich szarość, którą wcześniej widziałam tylko u mojego ojca. Można było doszukać się również niebieskiej nuty, ale to srebrny błysk dominował w tęczówkach Thelina. Tak samo jak początki kasztanowych włosów, trochę jaśniejszych od tych Thorina – pochodziły one od matki mojego męża, której nigdy nie było mi dane poznać... Zmarła, wydając na świat Dis, tym samym na dekadę przed moim pojawieniem się w Samotnej Górze po raz pierwszy.

Pogładziłam córkę po małej główce, w dalszym ciągu ją uspokajając. Entuzjazm Frerina co do posiadania małego rodzeństwa dosyć osłabł, gdy pierwszej nocy obudziły go krzyki. Zaglądając w takiej sytuacji do jego pokoju, nie spodziewałam się zobaczyć nic innego jak chłopca zwiniętego w kulkę, z głową schowaną pod poduszką.

Od pojawienia się wśród nas bliźniaków minęły już dwa tygodnie. Tym razem postanowiliśmy przełożyć tradycyjne przyjęcie na miesiąc po ich urodzeniu – mieliśmy z nimi takie urwanie głowy, że w tydzień za żadne skarby nie zdążylibyśmy wszystkiego ogarnąć. A w dodatku nie było określonej zasady, według której trzeba było wydać imprezę w konkretnym czasie, co zdecydowanie było nam w tym przypadku na rękę.

A im więcej czasu na przygotowania, tym potężniejsza zapowiadała się zabawa...

***

Nasunęłam z powrotem górę od krawędzi bluzki na ramię, sadzając Thelina na swoich kolanach po skończonym obiedzie. Do rozpoczęcia przyjęcia zostały jeszcze jakieś trzy godziny, w czasie których musiałam ogarnąć dzieci i położyć je na popołudniową drzemkę, w międzyczasie samej szykując się do uroczystości.

Thorin latał gdzieś po królestwie, pilnując, by wszystko dopięte było na ostatni guzik, więc z dziećmi zostałam sama. Warto było jeszcze pamiętać, że trzeba wypatrywać na horyzoncie Barda, wraz z jego rodziną, a także króla Thranduila, którzy w każdej chwili mogli się pojawić. Razem z mężem żywiliśmy też głęboką nadzieję, że zjawi się także Gandalf, ale nie mogliśmy tego wiedzieć na sto procent. Dowiadując się, że czarodziej z królem elfów są dobrymi przyjaciółmi, poprosiliśmy Thranduila, by przekazał Gandalfowi nasze zaproszenie, jeśli tylko nadarzyłaby się taka okazja... Miałam przeczucie, że on szybciej od nas namierzy wędrownego czarodzieja.

Mój ArcyklejnotWhere stories live. Discover now