***
- Coś taka skwaszona? – zapytał Thorin, gdy następnego dnia razem wyszliśmy ze wspólnego śniadania, bowiem widocznie zauważył nieprzychylne spojrzenia, jakie posyłaliśmy sobie nawzajem z Garinem.
- Nie jestem skwaszona – burknęłam na to.
- Dlaczego ci nie wierzę – pokręcił do siebie głową. – Już wczoraj chodziłaś naburmuszona.
Przewróciłam oczami na nalegania krasnoluda. Znając jednak jego upór, zdawałam sobie sprawę, że nie odpuści, dopóki wszystkiego mu nie wyśpiewam. Nie mając zatem większego wyboru, uległam.
- Pokłóciłam się z Garinem – skrzyżowałam ramiona na piersiach. – Uważa, że marnujemy tu czas, nic nie robiąc. Ja natomiast sądzę, że zmarnowalibyśmy szansę, gdybyśmy teraz odeszli.
- Po części oboje macie rację – powiedział po chwili namysłu – Zarówno w obu wyjściach nie mamy pewności.
- A jeśli to Garin ma rację? – mruknęłam. – Co jeśli rzeczywiście tracimy tu czas, bo nie da się nic zrobić?
- Myślałem, że wolisz tu czekać – zauważył.
- Sama nie wiem, co myśleć – westchnęłam do siebie. – Jakąkolwiek decyzję podejmiemy, podejmiemy też ryzyko – opuściłam bezsilnie ręce wzdłuż tułowia. – Nie mam pojęcia, co robić...
- Wyjechaliśmy z Góry ponad półtora tygodnia temu – zastanowił się. – Jeśli w najbliższym czasie nic tutaj nie znajdziemy, powinniśmy wracać. Mam przeczucie, że w Ereborze jest tylko gorzej...
- Najbliższym czasie? – uniosłam pytająco brew.
- Zostańmy jeszcze dwa dni – zaproponował – Jeżeli do rana pojutrze nic nie zdziałamy, wracajmy do domu.
- Można by jeszcze skontaktować się z Elrondem – zasugerowałam bez przekonania. – Jest uzdrowicielem.
- Obawiam się, że jego umiejętności nic nam nie pomogą – pokręcił głową. – Pamiętasz, co powiedzieli Thranduil i Gandalf, to ma związek z jakąś magią. To nie jest jakaś zwykła choroba.
- A jeśli moce Gandalfa też nic nie dadzą? – zadałam w końcu pytanie, którego żadne z nas nie odważyło się do tej pory wypowiedzieć. – Jeśli wszystkie nasze propozycje zawiodą?
- To będzie koniec Ereboru – powiedział z zaciśniętym gardłem – Definitywny koniec zarówno Ereboru jak i nas wszystkich.
Opuściłam wzrok. Dopiero teraz ktoś na głos wypowiedział moje największe obawy.
- Tęsknię za Frerinem, Thelinem i Kathrin – wyszeptałam – I dałabym wszystko, żeby wiedzieć, co się z nimi dzieje.
- Jestem pewien, że nic im nie jest – Thorin przyciągnął mnie do siebie i szczelnie przytulił, na co schowałam twarz w jego ramieniu, bezzwłocznie oddając uścisk – Są bezpieczni w Leśnym Królestwie.
- Nie możesz tego wiedzieć na pewno – przełknęłam ślinę, zamykając oczy.
Krasnolud nic nie powiedział na moje ostatnie słowa. Zdawał sobie sprawę, że miałam rację, a on nie mógł ręczyć za zdrowie naszych dzieci. Nie mogliśmy mieć pewności, że wśród elfów nic im nie grozi – nie mieliśmy pojęcia, jak mogą działać mroczne zaklęcia. Jeśli tajemnicza choroba atakowała tylko mieszkańców Samotnej Góry... możliwe było, że i my jesteśmy na nią narażeni. Nawet będąc tak daleko od domu.
Nic więcej nie mówiąc, wtuliłam się mocniej w ciepłe ciało męża, szukając jak najwięcej ukojenia w samej jego obecności. Czułam, że wszystko to, co działo się dookoła, zaczynało mnie przytłaczać. Miałam serdecznie dość tego, że w moim życiu nigdy nic nie może iść gładko. Aczkolwiek minęło już sześć lat od ostatniego zamieszania związanego z moją młodością... to było już całkiem znaczące osiągnięcie. Świat uznał, że wystarczająco się przez ten czas wynudziliśmy.
YOU ARE READING
Mój Arcyklejnot
FanfictionKontynuacja książki 'Forever Together'. Smaug nie żyje, podobnie jak Azog, Góra została odzyskana, a krasnoludy wreszcie są w domu. Arissa i Thorin rozpoczynają nowy rozdział w życiu jako władcy Ereboru i przywracają królestwu dawną świetność. Wszys...