Rozdział 50: Rozstanie, emocje i odwiedziny

326 17 15
                                    

***

- Obiecaj mi, że będziesz ostrożny! - poprawiłam mężowi kołnierz przy ciepłym kaftanie i zapięłam najwyższy guzik.

- Zawsze przecież jestem. - wywrócił oczami - Wiesz, że nie musisz się tak o mnie martwić.

Uniosłam brwi w jego stronę.

- Przeważnie nie musisz się tak o mnie martwić. - poprawił niechętnie.

- Jak ja wytrzymam bez ciebie przez te dwa miesiące... - pokręciłam głową z westchnieniem.

- Obiecuję, że postaram się wrócić jak najszybciej. - zapewnił - Sama droga to ledwo ponad tydzień w jedną stronę, ale wiesz, jak to jest dogadywać się z Dainem. Poza tym muszę załatwić parę spraw w jednym ośrodków handlowych na rzece Carnen, więc trzeba będzie trochę skręcić na południe.

- Dlaczego nie chcesz, żebym jechała z tobą?

- Zostań tutaj z Frerinem.  - poprosił - Dam sobie ze wszystkim radę, a  Erebor potrzebuje królowej.

- Ja z tobą pojadę, adad! - nasz syn chętnie zamachał rękami.

- Nie tym razem, słońce. - podniosłam go i oparłam sobie na biodrze.

- Zaopiekujesz się mamą, prawda? - Thorin poczochrał chłopca po złocistych włosach - I będziesz grzeczny?

- Obiecuję, adad! - przytaknął energicznie.

Widząc, że Frerin wyrywa się w stronę taty, podałam mu go, a mały książę od razu przytulił ojca z całej siły. Uśmiechnęłam się na ten czuły widok, po czym również uścisnęłam męża.

- Wracaj szybko... - mruknęłam mu w ramię.

- Słowo. - kiwnął głową, odwzajemniając gest.

Przycisnęłam jeszcze do jego ust krótki, ale czuły pocałunek, i wzięłam synka na ręce. Thorin wspiął się na swojego kucyka i rzucił jeszcze uśmiech w stronę stojącej za nami reszty rodziny. 

- Pomachaj tacie na do widzenia. - szepnęłam do Frerina, gdy mój ukochany uderzył piętami o boki wierzchowca, ruszając przed siebie.

Chłopiec ze smętną miną pomachał rączką w stronę oddalającego się krasnoluda. Westchnęłam do siebie i poczułam rękę na ramieniu.

- Dotrzyma słowa. - pocieszyła mnie.

Posłałam w jej stronę smutny uśmiech.

- Wiem, ale... już mi go brakuje. - przyznałam.

Poklepała mnie po ramieniu i spojrzała na swego bratanka.

- Może ktoś miałby ochotę na ciasteczka cynamonowe? - zapytała sugestywnie.

Frerin postawił uszy.

- Ciasteczka? - upewnił się - Ja chcę ciasteczka!

- A więc, drogi książę... - przejęła ode mnie syna - ...zobaczmy, jakie skarby skrywa kuchnia.

Stałam jeszcze samotnie dłuższą chwilę, wpatrując się w miejsce, gdzie zniknęła mi z oczu sylwetka męża. Poczułam obejmujące mnie silne ramię.

- Może jakaś walka? - zaproponował Dwalin - Skupiłabyś się na czymś innym.

- Czemu nie... - wzruszyłam zgaszona ramionami i poszłam do komnaty przebrać się z sukienki w coś bardziej odpowiedniego na trening.

Narzuciłam na siebie w miarę luźne spodnie, równie przewiewną koszulę, a włosy związałam w szybką kitkę. Biorąc miecz w garść, podwinęłam sobie jeszcze rękawy i skierowałam się na pola treningowe, położone na niższych poziomach Góry.

Mój ArcyklejnotWhere stories live. Discover now