Rozdział 44: Brnąc głębiej w bagno

227 17 2
                                    

***

Delikatnie przycisnęłam swoje wargi do jego. Krasnolud się nie odsunął, zamiast tego odwzajemnił gest. Odsunęłam się od niego minimalnie.

- Chodź ze mną. - szepnęłam uwodzicielskim głosem.

Uśmiechnął się pod nosem. Powolnym krokiem ruszyłam w stronę zacisznych uliczek, gdzie przyjęcie już nie sięgało. Dotarliśmy do ciemnej, bocznej uliczki.

Odwróciłam się w jego stronę i ponownie pochyliłam, przyciskając do jego ust czuły pocałunek. Odwzajemnił go bez wahania, kładąc ręce na moich biodrach. Jeszcze mocniej wpijając się w jego wargi, podskoczyłam, owijając swoje nogi wokół jego talii. Chwycił mnie pod kolanami i pogłębił pocałunek.

Odnosiłam w środku, gdzieś bardzo głęboko, wrażenie, że robię coś niewłaściwego, a mimo to czułam mimowolną potrzebę słuchania upierdliwego głosu w mojej głowie, każącego kontynuować. Pewnie i bym kontynuowała, gdyby nagle nie pojawił się pewien intruz, spychając mnie z Garina i odciągając go ode mnie.

Dwalin nagadał coś Garinowi, na co ten wyglądał, jakby ktoś wylał na niego kubeł zimnej wody, pełnej niespodziewanej rzeczywistości. Zupełnie nie słysząc słów mojego kapitana straży, podeszłam do Garina, by ponownie się na nim uwiesić. Ten jednak odepchnął mnie i posłał mi pełne niedowierzania spojrzenie.

- Arissa, ogarnij się!

Ignorując jego sprzeciw, pochyliłam się w jego stronę. Właśnie wtedy przegięłam, co dotarło do mnie zaraz po tym, jak krasnolud potężnie zdzielił mnie z liścia w twarz.

- RISKA!

Od razu moja dłoń powędrowała do piekącego policzka. Otrząsnęłam się i, zupełnie tracąc na chwilę wspomnienia z ostatnich minut, spojrzałam na niego w szoku.

- Co to miało być?! - wybuchłam, pocierając obolały polik.

- To chyba ja powinienem się was o to zapytać! - oburzył się Dwalin - Co wy, do cholery, robicie?!

- O co ci chodzi?! - krzyknęłam, nic nie rozumiejąc z zaistniałej sytuacji.

- Jak to, o co?! Jak mogłaś się z nim całować?!

Stanęłam jak wryta. Mgliste wspomnienia powoli wracały do mojej głowy, niezależnie od tego, jak bardzo próbowałam je zatrzymać.

- Ile ty wypiłeś? Pogięło cię?! W życiu bym nie pocał...

Rzeczywistość uderzyła mnie jak grom z jasnego nieba, podczas stania na płaskiej łące w pełnym słońcu. W kilka sekund przed oczami przeleciało mi wszystko, co przed paroma momentami robiłam. 

Złapałam się za głowę, nie mogąc wykrztusić z siebie słowa. Co tu się przed chwilą stało...?!

- Nie... nie, nie, nie, nie, to niemożliwe... ja nie... - wyjąkałam przerażona, po czym przeniosłam niedowierzający wzrok na Garina - Mahal, Garin, przysięgam, ja nigdy bym... Nie mam pojęcia, co we mnie...

- Ja też nie. - odparł powoli i przeczesał ręką włosy.

- Ile wy wypiliście? - zapytał Dwalin, wciąż nie mogąc uwierzyć w to, co przed chwilą zobaczył.

Pokręciłam głową.

- Niecałe dwa piwa i jakieś pół kieliszka wina. - odparłam - Nie więcej.

- Trzy piwa. - dodał Garin - Nic poza tym. 

- To na pewno wina Colina! - wykrzyknęłam ze złością - To musi być jego sprawka!

Mój ArcyklejnotWhere stories live. Discover now