Rozdział 109: Wstępne wyjaśnienia

83 11 12
                                    

Z westchnieniem ulgi opuściłam miecz. Krasnolud przez dłuższą chwilę mierzył mnie trudnym do odczytania spojrzeniem. Moje gardło nieznacznie się ścisnęło, gdy przypomniałam sobie wieści, jakie muszę Dwalinowi przekazać. A mianowicie, co stało się z jego bratem.

- Proszę, proszę – pokiwał do siebie głową. – Któż to zdecydował się pojawić...? Powiem tyle – zbliżył się do mnie groźnym krokiem – nawet nie wiesz, jaką mam ochotę, żeby cię sprać za to, jak nas zostawiłaś, ale na twoje szczęście są ze mną strażnicy, więc nie mogę tego zrobić. Nie chcę zaliczyć dożywocia za zmasakrowanie królowej.

- Ciebie też miło widzieć – odparłam, zsiadając z konia.

Gdy moje nogi z głuchym uderzeniem zetknęły się z ziemią, zza krzaków wyszedł też Garin, a za nim jeszcze kilku gwardzistów. Odwróciłam wzrok od Dwalina, przenosząc go na rudowłosego krasnoluda.

- Riska! – wykrzyknął, zauważając mnie w końcu, a zaraz potem ledwie w kilku susach znalazł się tuż przede mną i ścisnął z całych sił. – Wielki Durinie, już myślałem, że o nas zapomniałaś!

- Albo że zgubiłaś się w drodze powrotnej – dorzucił Dwalin.

- Bardzo śmieszne – sarknęłam, odsuwając się po chwili od przyjaciela, po czym wymieniłam skinienie głową ze strażnikami.

- Gdzie jest Kathrin? – Garin rozejrzał się dookoła.

- I elfickie książątko, którego miałaś pilnować – dopowiedział drugi.

- Daleko stąd – powiedziałam krótko. – Ostatnio, gdy ich widziałam, czyli jakieś cztery tygodnie temu, byli jeszcze w jednym kawałku. Jak długo tak pozostanie, nie wiem.

- Czyli zostali w grupce wspaniałomyślnych ochotników, którzy zamierzają odnieść najniebezpieczniejszy pierścionek na świecie do najniebezpieczniejszego miejsca na świecie – skwitował Dwalin. – No, wzorowa z ciebie matka.

- Wypchaj się – rzuciłam. – Oboje są dorośli, nie będę ich niańczyć do końca życia – zaznaczyłam, po czym zastanowiłam się na moment. – U którego króla mam bardziej przewalone?

- Cóż – skrzywili się jednocześnie, nie udzielając żadnej konkretniejszej odpowiedzi.

- Jasne – westchnęłam. – W końcu czego się mogłam spodziewać...

***

Z bijącym niesamowicie szybko sercem przechodziłam znajomymi korytarzami królestwa w Samotnej Górze. Panował tutaj spory ruch, większy niż zazwyczaj. Kiedy zapytałam o to towarzyszącego mi w drodze do męża Dwalina, wyjaśnił, że wielu mieszkańców od dłuższego czasu pracuje nad organizacją głębszych poziomów Góry, gdzie szykowane były pewnego rodzaju schrony na wypadek ewentualnych starć przed Ereborem. Ponieważ liczył on sobie dość sporo mieszkańców, trzeba było przygotować wiele miejsc. Słyszałam dochodzące z daleka hałasy z kuźni, które pracowały na najwyższych obrotach – miasto Dale poprosiło o dodatkowe zapasy broni dla swoich wojowników.

- Cokolwiek się działo, kiedy mnie nie było? – zapytałam.

- Nie – odpowiedział. – Przynajmniej nie tutaj... ale w Mrocznej Puszczy robi się coraz mniej ciekawie, to samo na Wschodzie. Dain wysłał wiadomość, że zorganizowane grupy Easterlingów napadają na miasta i osady w Żelaznych Wzgórzach, skąd kradną głównie zapasy.

- Więc planują gdzieś ruszyć – domyśliłam się. – Zbierają zapasy na drogę... Myślisz, że pójdą na Południe?

- Szczerze, nie mam pojęcia, co Sauron zamierza z nimi zrobić – pokręcił bezradnie głową. – Równie dobrze mogą maszerować na Gondor bądź Rohan, jak i na nas lub elfy. Bierzmy też pod uwagę orków w Gundabadzie.

Mój ArcyklejnotWhere stories live. Discover now