Rozdział 6: Owoc miłości

878 34 24
                                    

***

- SĄ TUTAJ! - wykrzyknął Dwalin, wychylając się za barierkę na głównej bramie.

Mowa była o mieszkańcach z Gór Błękitnych, którzy właśnie podjeżdżali pod wejście do Ereboru. Nie mogłam doczekac się spotkania z Dis, w końcu nie widziałyśmy się prawie trzydzieści lat. Z Leśnego Królestwa wróciliśmy niecały miesiąc temu, a od tamtego czasu, jak mówili ludzie z Dale, żyło się lepiej.

Niektóre krasnoludy również cieszyły się, że w końcu zawiesiliśmy broń z elfami. Mi też ulżyło, czując,  że nie mam w sobie krwi wroga, tylko innej rasy. 

Postanowiliśmy zrobic niespodziankę przybyszom i zorganizowaliśmy przyjęcie z okazji ich powrotu do domu. Wszystko było praktycznie gotowe, ale imprezę zdecydowaliśmy się urządzic jutro, żeby zmęczeni po podróży poddani wypoczęli i zregenerowali siły.

W tempie błyskawicy biegłam na dół po schodach. Kiedy tylko znalazłam się u ich początku, wielkie drzwi się otworzyły, a gromada mieszkańców Góry, poleciała na zewnątrz przywitac pobratymców.

Rozmawiałam po drodze z paroma przyjaciółmi i paroma innymi osobami, które dobrze znałam, a w tym samym czasie Fili i Kili przepychali się przez tłum, usiłując wypatrzec swoją mamę. Thorin także wyściskał kilku przyjaciół, gdy ja rozglądałam się za szwagierką.

Dopiero po dobrych kilku minutach ją ujrzałam. Była dokładnie taka, jak ją zapamiętałam - falowane czarne włosy, srebrzysto błękitne oczy,delikatnie owłosione policzki, typowo kobieca, potężna sylwetka. Szczerze mówiąc, wyglądała, jak dziewczęca wersja jej brata.

- DIS! - wydarłam się i pognałam w jej kierunku.

Natychmiast zaprzestała rozmowy z Balinem i krzycząc moje imię, rzuciła się w moją stronę. Gdy tylko spotkałyśmy się w mniej więcej połowie drogi, objęłyśmy się szczelnie i okręciłyśmy parę razy przez prędkośc, z jaką na siebie wpadłyśmy.

- Mahal, tęskniłam tak bardzo... - wyszeptałam, tuląc policzek do jej włosów.

- Ja bardziej - odparła, zaraz przed tym, jak się od siebie odsunęłyśmy.

- Mam ci tyle do opowiedzenia! - oznajmiłam. - Ale najpierw, zaprowadzę cię do pokoju.

- Coś czuję, że będziemy siedziec do nocy z waszymi historiami. - stwierdziła.

***

Następnego ranka obudziłam się z okropnym uczuciem na żołądku. Podniosłam się po chwili leżenia do pozycji półsiedzącej i od razu przyłożyłam dłoń do ust, o mało co nie wyrzucając z siebie wczorajszej kolacji. Thorin już nie spał - krzątał się po sypialni, wybierając ubranie na ten dzień. 

Widząc moją minę, wiedział, że coś jest nie tak, więc przerwał rozglądanie się po szafie i podszedł do mnie.

- Co się dzieje? - zmarszczył brwi, patrząc na mnie uważnie i kładąc mi dłoń na plecach.

Odetchnęłam głęboko.

- Nic. - pokręciłam głową - Trochę mnie zemdliło... Pewnie niepotrzebnie coś wczoraj zjadłam.

- Nie wydaje mi się. - zaprzeczył - To nie pierwszy raz  w ostatnich dniach, kiedy źle się czujesz.

Miał rację i dobrze o tym wiedziałam.

Od ponad dwóch tygodni mój stan był gorszy. Niemal codziennie budziłam się, omal nie wymiotując, niektóre moje niegdyś ulubione przekąski zupełnie przestały mi smakowac, miałam zawroty głowy. 

Na początku pomyślałam, że może coś, czym poczęstowały nas elfy mi zaszkodziło, szybko jednak odrzuciłam tę myśl, ponieważ moje złe samopoczucie zaczęło się półtora tygodnia po naszym powrocie, a może i trochę później.

Mój ArcyklejnotWhere stories live. Discover now