Rozdział 79: O dojrzałości i decyzjach

124 15 3
                                    

W cichszym niż zwykle korytarzu dało się słyszeć dwie pary szybkich kroków, których odgłos odbijał się echem po kamiennych ścianach. Dwie postaci, obie przygarbione i z przysłoniętymi głowami chyłkiem kierowały się we wspólnym kierunku, co chwila niespokojnie rozglądając się ukradkiem dookoła. Jedna z nich podbiegła do jednego ze skalnych filarów na korytarzu, po czym ruchem ręki pokazała towarzyszowi, że jest czysto. Na ten sygnał druga osoba cichutko podbiegła we wskazane miejsce.

Dwójka przemykających się postaci czmychnęła szybko za filar, gdy tuż obok przeszedł jeden z opancerzonych zbroją strażników. Po krótkim westchnieniu ulgi, gdy ten ich nie zauważył, ostrożnie wychynęli z zaułku, po czym wznowili proces skradania się.

Odchrząknęłam znacząco, skutecznie zatrzymując ich obu w miejscu.

- Wydaje mi się, że o tej godzinie i w środku tygodnia powinniście być na lekcjach – skrzyżowałam ramiona na piersi.

Jedna z przyczajonych postaci odwróciła się z irytacją w moją stronę, po czym odrzuciła kaptur do tyłu, ukazując burzę czarnych, falowanych włosów.

- Ale mamo...! – jęknęła z niezadowoleniem Kathrin. – Lekcje są takie nudne... zresztą jesteśmy na lekcjach – szesnastolatka wskazała na Thelina, który również zdjął kaptur – Uczymy się skradania.

- Zakradnięcie się do kuchni nie jest zbyt powalającym wyczynem – parsknęłam pod nosem – Wasi kuzyni opanowali tę sztukę zanim skończyli dziesięć lat. Ja jeszcze wcześniej.

- My potrzebujemy natomiast praktyki – dołączył się Thelin. – Nie chcesz chyba nie być z nas dumna.

- Będę dumna, gdy przez co najmniej tydzień nie usłyszę, że zwijacie się z lekcji – posłałam dzieciom lekko karcące, ale i po części rozbawione spojrzenie. – Śmigać do biblioteki – kiwnęłam głową w odpowiednim kierunku. – Balin czeka na was od piętnastu minut.

Bliźniaki westchnęły z rozczarowaniem, ale akceptując swoją porażkę, monotonnym krokiem udały się do miejsca, gdzie powinny w tym momencie przebywać. Pokręciłam do siebie głową z mimowolnym uśmiechem, gdyż doskonale zdawałam sobie sprawę, że też kiedyś byłam jak ta dwójka. Dodatkowo wiedziałam też, o jakie nerwy przysparzałam wtedy każdego mojego opiekuna.

W pewnym sensie naprawdę rozumiałam Kathrin. Biorąc pod uwagę jej niezwykle żywiołowy charakter (jeszcze bardziej niż Frerina, który z wiekiem nieco się uspokoił), nie można było się dziwić, że ciężko było jej wysiedzieć w miejscu przez chociażby parę dłuższych chwil. Właśnie to było główną przyczyną, dla której często znikała z lekcji, które wymagały od niej skupienia i nie ruszania się z miejsca. Zdecydowanie wolała treningi, na które już od czterech lat systematycznie uczęszczała i to z ogromnym zapałem. Widać było, że sprawia jej to przyjemność i nie jest przykładem typowej księżniczki wychowanej na królewskim dworze.

Jej totalnym przeciwieństwem był Thelin, który chociaż że lekko rozkręcił się, jeśli chodzi o zabawy i wygłupy z siostrą, to dalej był niezwykle cichy i na ogół nieśmiały. Nie było więc wielkim zaskoczeniem, że niezwykle często spędzał czas z Orim, z którym od razu znalazł wspólny język. Zamiast przelewać emocje w walkę mieczem, mój młodszy syn zdecydowanie wolał rysować, pisać i nawet grać na flecie, który niedawno wyrzeźbił mu Bofur. Nieco bawił mnie fakt, że córka sama rwała się do nauki walki, a syna naprawdę ciężko było do tego zaciągnąć. Jednak właśnie to w nich kochałam i za nic nie starałam się tego zmienić. Po pewnym czasie zrozumiałam, że po prostu nie warto zmuszać Kathrin do szydełkowania i tym podobnych rzeczy, a Thelina do walki. Byli wyjątkowi, każdy o innych zainteresowaniach, a mimo to stanowiliśmy jedną i to niezwykle szczęśliwą rodzinę.

Mój ArcyklejnotWhere stories live. Discover now