Rozdział 69: Więc to koniec?

177 13 8
                                    

***

Przez dłuższą chwilę stałam w bezruchu. Wszystko, co działo się wkoło, docierało do mnie z jakimś opóźnieniem. Jakby mój mózg nie potrafił przyjąć do wiadomości, że postępujące dookoła wydarzenia są jak najbardziej prawdziwe.

Mój wzrok spoczął na ciemnym płaszczu, zwisającym z ramion krasnoluda. Przed oczami mignął mi urywek wydarzeń sprzed kilku godzin, gdzie ten sam materiał już widziałam.

- To byłeś ty... – wymamrotałam, rozpoznając ubranie – To ty prawie zabiłeś Garina...

- Znowu mnie masz – przyznał mi rację. – Niepotrzebnie wszedł mi w drogę.

- Co ty tu w ogóle robisz?! – wyrzuciłam ręce bezradnie w górę. – Od kiedy za nami szedłeś?

- Od momentu, gdy dotarliście do Gór Szarych – odparł z zadowoleniem. – Nieco się zdziwiłem, że żadne z was mnie nie zauważyło...

- Ale... po co? – zmarszczyłam brwi.

- Zemsta jest słodka, mała – uśmiechnął się do siebie – I daje naprawdę sporo satysfakcji.

- Zemsta...? – pokręciłam do siebie głową. – Nic ci przecież nie zrobiłam!

- Dlaczego dalej to ciągniesz? – wywrócił oczami – Zostawiłaś mnie w Rohanie po tym wszystkim, co dla ciebie zrobiłem...

- Zostawiłam cię po tym, co ty mi zrobiłeś! – przerwałam ze złością – Niszczyłeś mi tam życie!

- Sęk w tym, że dopiero się rozkręcałem – postawił kilka kroków wprzód, na co zaczęłam się cofać, mijając kryształowy stół – A ostatnio nakręciłaś mnie sama. Nakręciłaś mnie samym tym, że przeżyłaś po moim specyfiku, jakim cię poczęstowałem.

- Skąd wiedziałeś, że żyję? – zapytałam.

- Proszę cię – parsknął – Twoją śmierć opłakiwaliby w promieniu wielu i to naprawę wielu mil – posłał mi pobłażliwe spojrzenie. – Sam brak czarnych flag w Ereborze następnego dnia wszystko mi powiedział.

Przełknęłam ślinę i postawiłam kilka następnych kroków w tył.

- Wtedy dotarło do mnie, że zabijanie swoich wrogów jest tak naprawdę słabe – ciągnął swój wywód – Nie daje tyle satysfakcji, co sprawianie im cierpienia, nie sądzisz?

Milczałam. Moje gardło wydało mi się nagle suche jak pustynia, przez co nie byłam w stanie wydusić z siebie słowa.

- Jeszcze kilka lat temu miałem możliwości – mówił – Niezwykłe możliwości – podkreślił – Były kluczem do tego, żeby zniszczyć ci życie. Ale one okazały się niewystarczające...

- O czym ty mówisz? – odezwałam się ze ściśniętym gardłem.

- Jestem z ludzi Atohallan – zaczął – Poza zdolnościami w uzdrawianiu zapewne wiesz, że naszą siłą i mocą są nasze głosy. Nie zawsze ta potęga leży w ich pięknie... niektórzy mają dzięki nim rzadkie zdolności. Na przykład takie, jak kontrolowanie woli innych własnymi słowami.

Wpatrywałam się w niego nieruchomym wzrokiem. Nie byłam pewna, czy dobrze usłyszałam.

- Dobrze myślisz – powiedział – Byłem jednym z tych szczęściarzy. Potrafiłem wpływać na czyny innych tym, co im mówiłem. A oni słuchali... – pokręcił do siebie głową z rozbawieniem, po czym spojrzał mi prosto w oczy – Tak samo jak ty.

Moje serce na ułamek sekundy się zatrzymało. Słowa rudowłosego usłyszałam jak przez jakąś barierę wodną, a następnie przez dłuższą chwilę obijały mi się po wnętrzu głowy. Przed oczami pojawiło mi się na kilka sekund wspomnienie naszego spotkania nocą w Rohanie...

Mój ArcyklejnotWhere stories live. Discover now